"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

I znowu "coś" :-)

Ciągle coś się ostatnio u nas dzieje. Końsko, naturalnie ;-)

W sobotę Fisiu, oprócz standardowych zabawianek przez Dominikę, został osiodłany (tym razem westówką), a ponieważ sprawował się godnie (nie było bryków, jak ostatnio z klasycznym siodłem - a nie mówiłam, że westówki sa fajniejsze??? ;-) został dosiądnięty i toczył się majestatycznie z jeźdźcem (Dominiką) przez 20 minut, około. Najpierw wybitnie się ślamazarzył, ale Dominika rozbujała go (przydał się string przywiązany do hornu ;-) do niezłego, jak na niego, tempa :-)
Póki co,  jeszcze tylko stęp i jeszcze, na wszelki wypadek, na okrągłym wybiegu, ale szybko wraca Koledze pamięć podsiodlana i niebawem będzie można wypłynąć na szerokie wody (znaczy na plac do jazdy, kłusem ;-)

Rozgrzewka:

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Instruktaż ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Samodzielnie :-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

W niedzielę za to, jak nie było dziewczyn i nie było aparatu, to konie wyczyniały ;-)
Fisiu, osobnik jeszcze bardziej kontaktowy niż dotychczas, łaził za mną krok-w-krok, dwa razy brałam go na podwórko i zabramię, żeby się integrował, skoro tak mu zależy... Odwagi nabrał, bo sam na drogę wyłaził objadać pobocza i ani razu nie wrócił galopem z kwikiem na podwórko.
Gdy poprawiałam ogrodzenia, ten znowu za mną, tym razem wzdłuż drągów na sąsiedniej kwaterze. No i przypomniało mi się, jak się w cutting dawno temu bawiliśmy i spróbowałam, czy pamięta... A jakże, pamiętał doskonale i parę razy żwawo za mną hycnął :-) Szkoda tylko, że moje brzucho (lekko już piłkowaciejące ;-) nie pozwala mi na gwałtowniejsze hopki, bo byśmy z Fisiem poszaleli, że hej!
Potem jeszcze, wracać już miałam z padoków (Fisiu oczywiście za moimi plecami cały czas), rumor z tyłu słyszę. A ten doszedł do kostki przeszkodowej, postawił na niej nogę, popatrzył na mnie, i dawaj przestawiać kostkę z boku na bok. Nawet ją pionowo postawił i na takiej wysokiej nogę umieścił... Taki Cudak :-)
A nie mówiłam, że jak się za niego wziąć, to się Fisiu aktywizuje?? ;-)

...a wieczorem dał popalić Huc. On, taki niemrawy i niepartycypujący na padoku, gdy żarcie w zasięgu...
Zaczęło się od tego, że Monusia i Fucia umyśliły Huca poganiać. Chyba mina małego im się nie podobała, bo komendy do zaganiania nie wydałam (tak, nasze dogo canario, się okazuje, przejawiają talenta zaganiające, jak border collie ;-) Co ciekawe, suki zawsze upatrują sobie Huca i zawsze jego zaganiają; on zresztą dłużny im nie pozostaje i z kolej je zagania. I to bez komendy, bo jego takich rzeczy uczyć nie trzeba: wredny jest dla psów od zawsze. Może stąd ta zasada psiej wzajemności ;-)
Suki próbowały go otoczyć (jedna od pyska, druga od dupki), ale mały szybki jest i takie piruetki kręcił, że tylko gleba fruwała. Atakował przednimi nogami, zębami, zadem; wyskakiwał z 4. kopyt w górę, stawał w powietrzu dęba i wywalał z tej pozycji z zadu. Pokaz niesamowity; wyższa szkoła jazdy nad ziemią. Suki wiały na wszystkie strony, bo Huc tak się rozgalopował sadząc barany dookoła padoku, że nijak było się do niego zbliżyć. A mnie tak nagle naszło, żeby go przywołać, takiego rozbuchanego, myśląc że pewnie nawet nie zauważy a ten jak w moją stronę nie zakręci i wściekłym galopem brykanym prosto na mnie! Doleciał, dał przede mną po hamulcach, ale głową wywijał, prężył ciałko, podskakiwał w miejscu, ewidentnie zapraszając do wygłupów... Ech, teraz kuni nachodzi na zabawy, jak ja lekko nie tego ;-) Odesłałam go na koło, ruszył galopem, z brykami (pierwsze nasze circling game na wolności w galopie, by the way ;-) Zaraz wrócił, przytupał, zafurkotał... Chwilę się pobawiliśmy, chciałam odejść a ten ze mną, wyprzedził i przede mną sideways wzdłuż stojących beczek uczynił... Sam! On, Ekstremalnie lewopółkulowy introwertyk! Nie daj Panie Boże, żeby on się w ekstrawertyka przemienił, bo żaden narybek się do niego nie zbliży... ;-)))

czwartek, 23 sierpnia 2012

Psia Jucha!

Właśnie nieopatrznie zajrzałam na www.parelli.shop... A tam multum nowości: kilka płytek, w tym DVD o powożeniu (!!! Hucyk już dawno został wytypowany do bronowania padoków... Brony zakupione, półszorek w planach...), ciuchy (w końcu w jakichś bardziej adekwatnych dla koniarzy kolorach, czyli innych niż białe ;-) i bosal... i wodze mekate... Aaaaaaa!!!!!

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Z wczoraj. Znaczy z środy :-) Historyjka obrazkowa

Uch, jak to dobrze mieć naturalnych znajomych, bywających u nas regularnie i na dokładkę posiadających ciągoty i talent fotograficzny :-))
Nie dość, że Fisiu może rozkręcić swój play drive (bo się z nim bawią... :-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

...to co i raz zaposiadam jakieś fajny foty ;-)
Poniżej wczorajsze wygłupy, czyli zabawy spontaniczne:

Photobucket
Kłus wyciągnięty wzdłuż strasznych krzaków. Wyciągniętość spowodowana nie strasznymi..., ale moją ingerencją zza strefy 5

Photobucket
Sam na sam z Siwką nam zdecydowanie nie wychodzi. Fisiek wtrynia się wszędzie ;-)

Photobucket
Siwe oczekuje ciasteczka za ładne wskoczenie na opono-podest :-)

Photobucket
Prowadzenie za bródkę. Tutaj po raz pierwszy wersja behind. Zazwyczaj prowadzimy się side by side :-)

Photobucket

Photobucket
Fisiek, Ty się patrz i ucz!! Tak ma wyglądać końska uległość ;-) A on - jak zwykle - z chytrą miną w tle :-)

Photobucket
Siwe Uległe z bliska. Mima mamałygi ;-)

Photobucket
Finiu oczekuje na swoje 5 minut w blasku jupiterów...

Photobucket
Miłośnie ;-)

Photobucket
...w końcu się kolega doczekał :-)

Photobucket
Urodziwy Pacacz Nogą...

Photobucket
Typ LB. Ciacho musi być :-)

Photobucket
Schodzimy

Photobucket
A jak Fisiu schodzi, lepiej być czujnym. Zwłaszcza w moim stanie ;-)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

W moim stanie *

* obiecałam kiedyś, że wyjaśnię, w czym rzecz ;-)

Otóż, żeby nie obwijać w bawełnę, bo i tak w końcu się wyda...

Photobucket

...mniej spostrzegawczym osobom zwracam uwagę na mój brzuch :-)))

Od razu dementuję: brzuch nie jest wynikiem utycia spowodowanego rozpasaniem żywieniowym ;-)
Pod tym względem się pilnuję, wychodząc z założenia, że koń - jeśli już musi nosić na sobie człowieka - to niech ten człowiek waży jak najmniej.
Dla złaknionych bliższych informacji: brzuch ma piąty miesiąc.
A dla niedowiarków wątpiących/kwestionujących pracę metodami końsko-naturalnymi: brzuch siedzi na niegdyś dzikiej Siwce :-)

A dziś już zza biurka piszę... Feeeeeee!

piątek, 17 sierpnia 2012

Fisiu na tapecie

...od paru dni Fisiu bywa obiektem naturalnego tykania przez obcych. Ma już za sobą 2 sesje z obcymi ludźmi. Obcymi znaczy innymi niż ja. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bo wreszcie Fisiu-Super-Koń ma okazję zaspokojenia swoich ciągot do ludzi :-) Niestety, w wyniku mojej permanentnej niedbałości o rozwijanie intelektu kolegi, tenże lekko się uwstecznił i interakcje z człowiekiem próbuje ograniczać do stania i drzemania obok. Jednym słowem poziom energii kolegi jest bliski absolutnego zera. Wyjścia są dwa: albo nie rozumie, albo uważa, że nie musi ;-) Inna rzecz, że nie tykany przeze mnie o-hoho (a może i dłużej) mógł co-nie-co zapomnieć. Przynajmniej przyjmując jedną z naturalnych paremii, że koń ma zawsze rację, czyli winny jest człowiek ;-)
Nic to, jest szansa, że się Finiu z czasem ożywi; od czegóż mamy w zanadrzu kilka ćwiczeń-budzików, jak chociażby BRUUUM! (przetykanie gaźnika ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

W środę, w ramach popisów edukacyjnych, pokazałyśmy z Siwką procedurę siodłania, wsiadania i podstawowych manewrów z w siodła na jednej linie.

 Photobucket

Photobucket

Siwe jest koń za idealny do tego typu prezentacji, bo nie mogłam zaprezentować, jak rozwiązywać ewentualne problemy, jakie się mogą w trakcie tejże procedury pojawić ;-) Wypadałoby kogoś innego zaprezentować, ale nie bardzo wiem, na kogo miałoby paść, bo całe nasze stadko to grzeczne dziady :-)
Mimo, że na jednej linie nie jeździłyśmy baaaardzo długo, Siwe zachowywało się bardzo politycznie, nie mogłam się do niczego przyczepić. Nawet przerzucanie liny z siodła nad głową nie robiło na niej wrażenia a spodziewałam się co najmniej lekkiego ożywienia...

A poniżej kolejny obcy tykający Fiśka :-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Zaczyna się kolega lekko angażować w wykonywane czynności ;-)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Żeby nie było...

...że radosną twórczość pisarską porzuciłam, to się odzywam. W sumie, oprócz intensywnej budowlanki, nic szczególnego się nie dzieje. Konie grzeczne, żadnych incydentów, snują się po padokach, żrą i  wydalają. Zastodole zagruzowane 10+ przyczepami ziemi, gruzu i kamieni, mamy kolejne Himalaje i budulec na rozbudowę naszego padock paradise'a.

FOTO TU BĘDZIE

Jednakowoż są pewne nowiny, bo oto okazuje się, że w naszej okolicy obrodziło osobami zainteresowanymi naturalem; ba, że nawet instruktorki zaznajamiające z tymże, pojawiły się na naszym terenie. Jest to natural bliżej nieokreślony, raczej nie PNH-owy, ale zgrubne wytyczne się pokrywają.
W ramach zacieśniania więzów naturalnych zaczęły bywać u nas osoby oświecone ;-) Padło więc na Siwca, by się pokazać. Sesję naziemną prawie 3-godzinną dzika zniosła bardzo godnie, acz nie był to jeszcze szczyt naszych popisowych możliwości. Teraz, mając motywację, wypadałoby się na powrót w różne popisy powdrażać ;-) No i przypomnieć sobie, jak to się zaczyna, bo wykład na temat ABC naturala, czyli PNH krok po kroku mam żałośnie nieopracowany. Znaczy, mętnie sobie przypominam jakieś początkujące ćwiczenia. Z naciskiem na słowo mętnie ;-)
Kolejne spotkanie okrasił swą osobą kolega Fisio, tu jednak nieszczególnie się wykazał, zapozował wręcz na konia początkującego w pewnych kwestiach. Fakt, było to na krótkiej linie, a Fisiu pazur pokazuje na wolności. Cóż, następnym razem wystąpimy bez krępujących dla kolegi sznurków ;-) Przyda się figlarzowi trochę bodźców, bo odłogiem leży, że aż wstyd.

sobota, 4 sierpnia 2012

Wakacje w toku

Właściwie nie ma o czym pisać, bo nic się nie dzieje. I wcale bym tu nie zajrzała, gdyby nie wczorajszy incydent.
Konie postanowiły urządzić sobie wycieczkę wieczorową porą. Nie wszystkie, Heniu okazał się osobnikiem przyzwoitym, został na padoku. Może dlatego, że ma swoją osobistą koniczynową łąkę, na której tylko on się pasie ;-)
Koło 21.30 poszłam se zagwizdać a tu niespodzianka: nikt z ad hoc zaaranżowanego pastwiska wzdłuż drogi (koszenie pobocza i okolic) nie schodzi. Idę ci ja, patrzę a kolesiostwo grzecznie się pasie, tyle że 3 m. od ogrodzenia, na siennej łące. A ogrodzenie elegancko zdjęte (górna taśma) na jakichś 10 metrach. Moje pojawienie się większego wrażenia na koniach nie zrobiło. Rozkazałam paluchem Fisiowi, najbliżej stojącemu, powrót na kwaterę. Grzecznie taśmę (dolną) przekroczył i wrócił. Ale wtedy diabelstwo wstąpiło w Huca-Dziada-Małego-Zasrańca i odkłusował w dalsze rejony siennej łąki. Siwą poderwało za nim, Fiś kwiknął i wyskoczył z powrotem na wolność. Jak już wyskoczył, wena go poniosła, bo se kwiknął 2 razy głośniej, pierdnął i wyrwał galopem za oddalającymi się... Pognały na koniec łąki, w noc (bo już prawie ciemno było) a ja pognałam po linę i ciasteczka...
Początkowo jeszcze było widać zarysy sylwetek ganiających po okolicy, słychać było dudnienie... Ale jak się rozbrykały, pognały w noc i tyle ich widzieli... Ruszyłam na poszukiwania: po ciemku, w nieznanym terenie (odkryłam niezłe piaszczyste drogi; jakby mnie kiedy naszło na terenowanie to jak znalazł ;-) Po jakimś czasie dołączyły posiłki (Oblubieniec, sąsiad-młodzieniec oraz wsparcie mechaniczne - samochód). Spenetrowaliśmy bliższe i dalsze okolice i nic. Cisza, żadnego odgłosu kopyt, parskania, nic. Obdzwoniliśmy znajomych i nieznajomych rozgłaszając, że jakby kto 3 konie zobaczył, to niech da znać, bo to nasze...
Poszliśmy do chałupy, psy karmić, bo środek nocy... A tu słyszę nagle (23.30) lezie coś przez pola, szura, parska... Wróciły! Same, po 2 godzinach pobytu nie wiadomo gdzie!
Fisiu wyłonił się z mroku jako pierwszy, ba na gwizd nawet do mnie zakłusował! Pokornie, za zwieszoną głową, dał sobie linę na szyi zawiązać a la psia obroża z grzecznie wrócił na podwórko. Reszta oczywiście za nim. Umęczone, zlachane, ale spokojne. Zaraz dostały marchewki w nagrodę za chwalebne zachowanie.
Koło północy poszłam sprawdzić, jak wygląda sytuacja a całe towarzystwo spało jak zabite: Huc na stojąco, Siwe grzecznie na brzuszku z podwiniętymi nóżkami a Fisiek rozciągnięty jak zwłoki, postękujący. Aż się przestraszyłam, że może coś mu się stało (do dłuższego latania to on nieszczególnie się nadaje ;-) ale okazało się, że go sen zmożył głęboki :-)
Następnego dnia od samego rana zerki i pochrumkiwania; naprzemiennie a to błagalne, a to natarczywe. Żeby na pobocza puścić, że grzecznie objadać będą... A guzik! Albo ostrzej: a gówno, dupa, sracz (powiedzonko wczesnodziecięce Bebo Gośki, które weszło do kanonu wypowiedzi rodzinnych; dające wyraz skrajnej irytacji dziecięcia).
Siedzą teraz kuniska za karę na starej łące, a na noc fru! na zastodole, gdzie jeno symboliczny porost roślinny występuje... Odchudzanie się towarzystwu przyda, bo spasione niemiłosiernie; Siwe zwłaszcza pęka w szwach (dziwo jakieś, że ona najbardziej otłuszczona, folblucica jedna...). Jak zmięknę, będe puszczać gady na pobocza pojedynczo... Żadnego zbiorowego wypasu... Żebym ja, w moim stanie*, musiała po nocy ganiać po wertepach i oczy wypatrywać za durniami...

* o moim stanie będzie w kolejnym odcinku. Jak się znowu jaki incydent napatoczy ;-)