"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Siwkowe podarunki :-)

W pierwszy dzień Świąt zastałam Siwkę wieczorem w boksie (22.00) na leżąco. Gdy weszłam do stajni uniosła głowę, zbystrzyła wzrok, błysnęła białkiem (jak to dzika ;-) Ale nie wstała, więc wpełzłam do boksu. Siwe popatrzyło i z powrotem zwiesiło głowę. Pozwoliła mi ze sobą posiedzieć, pomiziać się i szeptać do uszka z 15 minut, zanim wstała. Pierwszy raz w życiu :-) Bardzo rzadko widuję ją na leżąco, a już żeby się do leżącej zbliżyć... Taki prezent na Święta :-))

A Gośce zrobiła podarek gryząc ją w but! Gośka wlazła na kostki siana ułożone wzdłuż siwego boksu. Usadowiła się hen wysoko, koło wiaderka z marchewkami i poczęstowała Siwkę. Siwe oczywiście dawaj kombinować, jak tu kolejną przekąskę pozyskać... Najpierw wyginała szyjkę w łuczek (ładny konik, ładny konik...), potem wyciągała łebek, w końcu zaczęła Gośkę nosem trącać i skubnęła zębem w trapera. Dziecięciu tak się ta siwa inicjatywa spodobała, że nagrodziła wyczyn marchewką. I już za chwilę było mamo, weź ją! Bo Siwe z uporem maniaka, jeszcze dobrze nie przełknęła a już Gośkowy but podskubywała ponownie. Nie pomagały zmiany pozycji, chowanie nóg pod siebie, próby unikania i manewrowania (dziecię o mało z siana nie glebnęło ;-). Siwka za każdym razem dosięgała tam, gdzie chciała. Nie ma to jak motywowanie do czynu żarciem... Ale żeby prawopółkulowca? Świat się kończy, Panie...

Święta minęły, jak to zwykle bywa, niepostrzeżenie. Czyli jak co roku, wiele hałasu o nic ;-) Aczkolwiek Święta na swoim to zupełnie inna bajka.
W pierwszy dzień (25.XII) mieliśmy... ewakuację siana. Ze stodoły oczywiście. W tygodniu puściły kolejne krokwie i złośliwy dach złożył się CENTRALNIE nad zgromadzonym sianem. Jakby nie mógł w innym miejscu. A najlepiej WCALE; mógłby przestać spokojnie do wiosny a nie cudować w zimie... I to jeszcze tuż przed Świętami!
Dzięki sąsiedzkiej pomocy (dwóch dorosłych i dwóch młodzieńców) calutkie siano udało się wydobyć spod zwałki. Ale do wiosny i tak nie dociągniemy. Trzeba będzie coś dokupić, żeby zwierzyniec nie stracił krągłości...
Siano częściowo zawala korytarz wokół Siwki a ta małpa co noc wciągała sobie CAŁĄ WIELKĄ KOSTKĘ do boksu. Spreparowałam więc że niby pastucha nad górną boksową deską, może Siwka nie wyczai, że to tylko prądowa atrapa ;-) To, co się nie zmieściło w stajni, zalega na środku stodoły, który to środek wygląda w miarę solidnie. Znaczy, może dostoi do wiosny...
Jesienne podchody ku poprawianiu budowli spełzły na niczym; wykonawca już był umówiony, kredyt wzięty a jak przyszło co do czego, okazało się, że w umówionej cenie ja miałam na myśli remont CAŁEJ stodoły a wykonawca jedynie postawienie konstrukcji nośnej... Nie ma to jak konkrety w biznesie ;-)
I tak oto powstał pomysł budowania stajenki drewnianej a sprawa stodoły zawisła w próżni. Ostatnio jednak poraziła mnie NAGŁA MYŚL, że przecież możemy postawić coś na kształt stodoły alternatywnej, która nie kosztowałoby 20.000 (lekko licząc...) I oto wygrzebałam na allegro w cenie całkiem niezłej tzw. blaszak... Przecież w Celbancie (olśniło mnie 2 dni temu) trzymają siano w blaszanej hali... Nam wielka hala niepotrzebna, ale stodółka na modłę garażu, czemu nie...? Już wysłałam zapytanie do Producenta, czy nie wykonałby wersji podwyższonej... Wprawdzie taki blaszak to twór dość obleśny, ale jakby go tak maznąć w kolorze brąz... Może byłoby toto wizualnie strawne... Albo z czasem jakimi drzewnianymi obladrami obłożyć...?

I tak oto przyziemnie wygląda życie właściciela stajni... Chciało się, to się ma... Udaję, że nie widzę zawiedzionych min moich starych koni, gdy odchodzę po rozrzuceniu siana czy napełnieniu poidła... Zazwyczaj wędrują za mna do samej bramki i sterczą tak, nawet gdy zniknę im z oczu (podglądałam przez dziurę w komórce, to wiem... ;-)

up-date:
Pan Producent stodoły alternatywnej właśnie mnie poinformował, że blaszak podwyższony byłby 4 razy droższy niż standard... O, i znowu mam nad czym myśleć, cholera...

 photo HPIM7031_zps493d02fd.jpg

 photo HPIM7028_zps51e2b9d7.jpg

 photo HPIM6988_zps00f8482f.jpg


 photo HPIM6978_zps4f0e761f.jpg

czwartek, 17 grudnia 2009

Uczyć się, uczyć...!

Odpowiednia aura na never-ending self-improvement ;-) Czyli zgłębianie teorii, po mojemu...
Wczoraj odebrałam DVD szkoleniowe Craiga Johnsona (reining). Aaaa, Basics... to rewelacja! Wyłożone jak chłop krowie na rowie; leg cues, rein cues etc... Teraz wiem już WSZYSTKO. Wcześniej niby też wiedziałam, ale prostota przekazu Pana Johnsona wprost mnie poraziła... Chwilowo pobił w moim osobistym rankingu Panów Trenerów Western Riding'u nawet Pana Clintona Andersona...
O, Hucek, Mały Dziadu! Ty padniesz ofiarą moich zapędów jako pierwszy!
(w razie czego, blisko do ziemi ;-)
...byś tylko trochę futro przyczesał, bo nie wiem, czy dopniemy popręg, Mamucie Jeden :-)

W kwestii spraw pod-choinkowych...

Dla Fiśka-Szamanka zakupiłam elegancki skórzany side-pull odpowiedniego rozmiaru czyli XXXL. Trochę perypetii z tym było, bo wykonawca lekko nie-kumaty chyba... Ustrojstwo robione na wymiar (wygląda prawie jak Continental ;-), ale podgardle przysłali wcale nie o 10 cm. dłuższe, jak sobie zażyczyłam, tylko standard. W obliczu reklamacji zareagowali błyskawicznie i dosłali mi dłuższy pasek.... podżuchwowy... Aaa, trudno. Już wykombinowałam, że zrobię z niego po prostu przedłużkę do podgardla i styka... Fisiek się zachwyci... Elegancka jasna skórka z białym nachrapnikiem... Ależ będzie paszczą czyhał na nowość :-))

...i upolowałam na allegro cudne ogłowie Continental'a z wędzidłem ! Rewhide, wędzidło podwójnie łamane z zabaweczką (miedziana roleczka), D-ring, czarne o podrdzewiałym looku, znaczy słodkie - na takie polowałam od dłuższego czasu i nigdzie w Polsce nie mogłam znaleźć :-) Toto Siwka dostanie. Ciekawe, czy się ucieszy... Ja bym się cieszyła ;-))

Hucek będzie szczęśliwy, jak dostanie coś do żarcia... Ten przynajmniej jest minimalista ;-)

Jeszcze tylko psi zostali do prezentowania... No i gwóźdź programu: Oblubieniec ;-))

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Zima zaatakowała

Jeszcze w piątek wieczorem topiłam się za stodołą w błocie a już w sobotę rano tłukłam lód w końskich wiaderkach z wodą...
Czy to z powodu nagłej zmiany aury, czy to z jakiegokolwiek innego powodu, w sobotę konie odmówiły opuszczenia stajni. Protest rozpoczął hucek: w ogóle się nie pofatygował za mną do bramki padokowej (zawsze wędruje, gdy widzi, że otwieram końskie przestrzenie). Został pod stajnią. Otworzyłam wrota, towarzystwo zarżało powitalnie (najgłośniej Fisiek, Niko ciszej, Siwe zrobiło tylko minę dzień dobry...). Niko z boksu nie chciał wyleźć, w końcu się wytoczył, ale zaraz przed stajnią przystanął, obok hucka. Musiałam użyć przymusu pośredniego, czyli driving game vel. presji na odległość końcem uwiązu... Nasi też się przyblokowali, zwłaszcza Fisiek (mimo, że przy wypuszczaniu Nika nogą grzebnął) po drodze się co i raz zawieruszał, przystawał, pogapywał wokoło. Jakby było na co...
JA miałam na co się gapić... Puściła kolejna belka nośna w stodole i dach runął do środka. Runął, czyli zapadł się około 1 m. Szczęście w nieszczęściu złamana konstrukcja oparła się na zgromadzonych w środku kostkach siana, czyli budowla jako taka jeszcze stoi. I przypomina stodołę. Siano na szczęście przykryłam przezornie jeszcze u schyłku lata plandeką, ale i tak wymaga ewakuacji...
W sobotę oczywiście zamiast jeździectwa (eee, chyba w ogóle przestanę mówić, że jeżdżę konno... pewnie już nawet nie pamiętam, jak się to robi...) było przetransportowywanie siana do stajni. Upychałam kostki na maksa wokół boksu Siwki, w wyniku czego powstał bunkier dla psów (psy, póki nie ma dużego mrozu, cały czas sypiają w stajni...) Woziłam te kostki przez pół dnia (3 sztuki tylko mi na taczkę wchodzą) co było czynnością dość ryzykowną, bo stodoła może się przecież w końcu całkowicie zawalić... W dowolnie wybranym przez siebie momencie...
Całego siana oczywiście nie wywiozłam. Wolne miejsce w stajni się skończyło... Żeby już w końcu ta nowa stanęła... Jakoś nie mam przekonania, czy zbudujemy się przez Świętami. Za dużo tzw. przeciwności losu...
Konie za to grzeczne, Siwe wodzi za mną maślanym wzrokiem, podchodzi za każdym razem sama z siebie (ona, niedotykalska z natury), interesuje się, uczestniczy. Głównie w jedzeniu siana uczestniczy ;-) Jak cała reszta przewalającego się po padokach stada :-)
Hucek jedynie prezentuje nieodmiennie chmurną minę informując cały świat, że człowiek do szczęścia nie jest mu absolutnie potrzebny... Chyba, że akuratnie człowiek niesie coś do jedzenia...
Ale nogi do czyszczenia podał ostatnio idealnie. Na wolności, pod stajnią. Mały Gruby Kosmaty Niekonsekwentny Dziwak :-)

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Edukacja własna

Ja to mam w życiu szczęście ;-) Nie ma to jak zachorować w odpowiednim czasie :-)
Dostało się 4 dni zwolnienia, obejrzało się nowe materiały edukacyjne :-))
4 levele w 2 dni! niby żaden wyczyn patrząc na objętość, ale za to ile nowych bodźców wzrokowych! Niby nic nowego, parę trafnych powiedzonek (who is whi in the ZOO; monkey SEE, monkey DO; THRUST is GOOD, CONTROL is BETTER...) a jednak materiały BARDZO fajne :-) W końcu rozjaśniły mi się kwestie jeździeckie, logicznie wynikają z wcześniejszych działań naziemnych :-)
Oprócz zagadnień związanych z PNH, zgłębiałam powtórnie Clintona Andersona (wszystko przez Kelly ;-) Poza drobnymi niuansami nie ma w jego naukach jeździeckich sprzeczności z Parellimi. Jest za to krok-po-kroku robienie fajnego, bezpiecznego konia westernowego.
No, Moje Konie! Może by się w końcu wypadało za Was wziąć? W swych zapędach do edukowania trzódki nawet ostrogi piękne westernowe (łagodne) zawiozłam na weekend na wieś (do tej pory ozdabiały mój miejski pokój) i zamontowałam na kowbojkach. I jeszcze przymierzyłam na hucka mecate reins (przez Pana Parellego zwanymi horseman's reins) i dopasowałam mu długość wodzy, bo te finesse, na których na nim jeżdżę są za długie (nawet te krótsze, Siwkowe). I na tym się skończyło ;-) Koniom się upiekło, bo padało no i nie wypadało moczyć sprzętu ;-)
Była tylko mała sesja wygłupowa w błocie (umiarkowanym) z moimi weteranami.
Najpierw wsadziłam Siwe na chwilę w chambon-gumę pokazać Ali plus sprawdzić, czy Siwe pamięta, jak się należy zachowywać w tym ustrojstwie (z półtora roku tego na sobie nie miała). Siwe błyskawicznie zrobiło się koń w ramie westowej :-)) Okrągłe, nos tropiący, dupsko jak u quartera... 2 kółka kłusem travelling CG w prawo, 2 w lewo i się rozebrałyśmy z patentu ;-) Siwka uwolniona z pęt emanowała energią, więc polatałyśmy kłusem chodem bocznym wzdłuż ogrodzenia padoku a nawet uwaga! galopem (3 foule). Najpierw na linie, potem bez liny. Jakoś tak spontanicznie poszło w kierunku ganianek (dawno tego u nas nie było), Fisiek od razu się do nas przyłączył, oczywiście od razu posłał we mnie tłusty zadek z kwiknięciem... były wściekłe galopy ze skakaniem przez stertę opon, ślizgi i inne wygibasy. Siwka walnęła nawet przede mną 3 razy małe dęba przybiegając na wezwanie... Tak się rozbawiła :-))
Uszargały się zwierzaki jak prosięta, ale mordy miały zadowolone :-) Sterczały potem oba koło mnie z dwóch stron ze zwieszonymi głowami; Siwe grzecznie z prawej, Fisiek niegrzecznie z lewej: ziewał, rozdziawiał paszczę, podawał mi jęzor i udawał, że pieszczotliwie smyra mnie noskiem a w rzeczywistości podstępnie polował na fragmenty mojej kurtki; niby się przytulał, ale powolutku-pocichutku brał do gęby i memlał a to patkę, a to sznureczek a to co mu się tam udało chyłkiem capnąć...

Ala oczywiście na Niku jeździła... Mimo deszczu... Ech, młodość... Gdybym ja, Panie, była w jej wieku...
;-)