"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 30 marca 2009

Zasady naturalnego jeździectwa

Za stroną www.hippika.pdm-promo.pl

Zdecyduj najpierw czy chcesz czegoś lepszego dla swojego konia. NH to przede wszystkim praca nad sobą samym i decyzja o pracy tymi metodami dla wielu z nas może być trudna.

Nieważne jaką dyscyplinę jeździecką chcesz uprawiać. Koń i tak nigdy o tym nie wie.

Największym prezentem jaki możesz podarować koniowi jest twój czas. Budowanie partnerstwa, bez którego nie ma mowy o jeździectwie naturalnym wymaga czasu i bynajmniej nie oznacza to czasu poświęconego tylko na szkolenie lub jazdę. Po prostu znajdź czas na wspólny relaks z koniem, a nie tylko czas na naukę lub tylko twoją przyjemność.

Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Żaden koń nie jest wart zdrowia lub życia jeźdźca. Dlatego metody NH minimalizują ryzyko i prowadzą do większego bezpieczeństwa.

Koń powinien być dla ciebie ważniejszy niż cele jakie chcesz z nim osiągnąć. Pogoń za celem najczęściej powoduje to, że tracimy z oczu zasady NH i finalnie osłabia to wyniki lub oddala nas od założonego celu.

Zacznij od nauki języka koni. To język gestów, ale u ludzi oprócz nauki sygnałów wymaga także pracy nad koncentracją , zmianą zasad wartości, kontroli emocji, ciała, oddechu, energii i wielu innych.

Poznaj dynamikę i zachowania stadne. NH to praca z psychiką koni a behawioryzm stada to fundament.

Pracuj z ziemi. Fundamenty szkolenia naturalnego buduje się pracą z ziemi, zanim będziemy mogli poprosić konia o cokolwiek z siodła. Najczęstszym powodem problemów z jakimi spotykamy się w siodle jest to, że nie zostały właściwie przepracowane z ziemi. Drugą - dobrą - stroną tego faktu jest to, że praktycznie wszystkie problemy możemy rozwiązać wracając do pracy z ziemi.

Wykorzystuj ‘positive reinforcement’ - pozytywne wzmocnienie - nagradzaj sukcesy, ale nie każ za błędy. Koń nie rozumie kary. Konie z natury starają się zrobić wszystko jak najlepiej, unikaj więc ciągłych reprymend. Sami też nie czujemy się komfortowo w towarzystwie wciąż korygujących nas osób.

Wsłuchuj się w konia. Ucz się zauważać, kiedy koń oczekuje pomocy w zrozumieniu twojej prośby.

Nie ma złych koni, a jedynie nie rozumiejące nas i naszych oczekiwań. Zwłaszcza kiedy uczymy je czegoś nowego musimy pamiętać, że ich odmowa wynika z braku zrozumienia lub zaufania a nie z ich złej natury.

Ustal cel zanim zaczniesz pracę z koniem. Jeśli nie wiesz czego chcesz, koń będzie odczuwał presję potrzeby podjęcia samodzielnej decyzji.

Długa droga oznacza najkrótszą drogę do celu. Postępując powoli zmierzasz de facto najszybszą drogą do celu. Nie śpiesz się, daj koniowi czas na odnalezienie właściwej drogi.

Skup pracę na psychice i emocjach konia a efekt końcowy sam nadejdzie. To jedna z żelaznych zasad skupiająca się na tym, iż najpierw należy zacząć kontrolować emocje konia zanim od niego będziesz czegokolwiek wymagać. Pozornie może to zająć więcej czasu, ale w rzeczywistości tak nie jest, gdyż to czego nauczy się ufny koń pozostanie w jego pamięci jako zachowanie pozytywne.

Buduj związek pomiędzy tobą a koniem oparty o partnerstwo i szacunek, zanim go o cokolwiek poprosisz. Zbudowanie przed każdym treningiem czy jazdą relacji psychologiczno - emocjonalnych uwzględniających hierarchię stada pozwala uzyskać u konia zaufanie, chęć współpracy i „przyklejenie” się do ciebie.

Zaufanie a nie siła. Zaufanie buduje się od podstaw i każde siłowe rozwiązanie cofa twój trening o dni albo i tygodnie.

Akceptuj błędy konia jako własne. Bądź pewien, że jesteś przygotowany na całkowitą akceptację działań konia, bez względu na to jakie one są. Przyjmuj jego niepożądane działania czy odpowiedzi jako wynik twoich, a nie jego błędów.

Ucz się, jak uzyskać więcej, wykonując mniej. Pozwól koniowi odgadywać twoje oczekiwania przy najmniejszej możliwej presji z twojej strony. Nie oczekuj wszystkiego w pierwszym momencie. Poczekaj i zaufaj, że koń odgadnie czego oczekujesz przy coraz mniejszej presji a uzyskasz u konia coraz więcej i więcej.

Stosuj technikę ‘approach and retreat’ - natarcie i odwrót (przybliżanie – oddalanie). Konie uczą się w chwili zniesienia, a nie z zastosowania samej presji. Instynktownie kierują się tam gdzie jest im łatwiej lub wygodniej, ponieważ mają wbudowany mechanizm oszczędzania energii, taki sam jak u wszystkich zwierząt uciekających. Zatem ustąpienie presji staje się dla nich wygodne i jeśli potrafimy przekazać im, że presja ustąpi natychmiast jak się jej poddadzą, to chętnie same ustąpią.

Timing – wyczucie czasu. Ucz się odnajdować ten złoty moment na odpuszczenie. Moment ustąpienia presji jest najważniejszy. Ponieważ konie uczą się oczekiwanych zachowań w wyniku ustąpienia presji, zatem ułamki sekund decydują często o tym czy przekażemy koniowi właściwą informację, że jego zachowanie było zgodne z oczekiwanym. Chwila opóźnienia może przynieść efekt zerowy lub zgoła przeciwny.

Nie odpuszczaj presji kiedy koń jest ‘twardy i nie ustępuje, ale wtedy kiedy zaczyna być ‘miękki’ i zaczyna ustępować. Jeśli odpuścisz presję kiedy koń nie ustępuje, zapamięta, że takie jego zachowanie nagrodziłeś odpuszczeniem presji. Jeśli odpuścisz kiedy zaczyna być miękki, zapamięta, żeby być miękkim. Bynajmniej nie oznacza to jednak „walcz, aby koń nie uznał że wygrywa”.

Akcja równa się reakcji. Opór powinien spotkać się z oporem. To nie oznacza stosowania kary, ale stanowi o tym, że kiedy koń nie ustępuje odczuwanej presji, to i presja mu nie ustąpi. Podobnie jak z liną przywiązaną jednym końcem do słupa. Sama nie zwiększa presji, ale to koń sam zwiększając swój opór natrafia na większą presję. I jeśli w końcu jej ustąpi, to będzie to jego pomysłem a nie twoim.

Nagradzaj każdą próbę, a szybciej dotrzesz do celu. Nie oczekuj zbyt wiele, podziel zadanie na wiele mniejszych kroków i nagradzaj każdą nawet najmniejszą próbę w miarę jak koń odkrywa kierunek twoich oczekiwań. Po prostu odpuszczaj presję przy najmniejszej pozytywnej próbie ze strony konia.

Wysoko podniesiona głowa to niepokój, opuszczona zaś jest oznaką relaksu. Wypatrujmy u konia oznak relaksu i opuszczania głowy, bo to oznacza, że zarówno jego ciało, jak i jego umysł pozostają spokojne i są gotowe na nowe zadania.

Nie każ koniowi przekraczać jego progu strachu . Dla niego to strefa poczucia zagrożenia życia. Ucząc się ‘czytać’ konie, będziesz widział próg, którego nie powinieneś przekraczać. Dopiero po wycofaniu do strefy psychicznego komfortu konia możesz go ponownie prosić o zbliżenie się do tego progu, zawracając jednak zanim koń negatywnie zareaguje. Naszym zadaniem nie jest przestraszać konia, ale poprowadzić go bezpiecznie w kierunku budowania zaufania, które pozwoli mu przezwyciężać jego strach.

Pozwól koniowi używać własnego umysłu. Przedstawiaj zadania w sposób czytelny i pozwól jemu samemu wykoncypować rozwiązanie, a będzie się uczyć o wiele szybciej. Konie, którym pozwala się używać w szkoleniu własnego umysłu stają się szybko coraz lepsze.

Zachowania pożądane muszą być proste. Twórz sytuacje, w których rzeczy pożądane będą dla konia proste, a niepożądane trudne. Konie instynktownie szukają najprostszych rozwiązań, zatem aranżuj trening tak, aby oczekiwane zachowania były dlań łatwymi, a niepożądane trudnymi do wykonania.

Nie ucz na siłę. Ucząc konia nowej rzeczy przerwij pracę w momencie kiedy zaczyna ona wychodzić. Dla konia stanie się to nagrodą, że pojął twoje oczekiwania i wracając do tego samego ćwiczenia nawet parę dni później uzyskasz w nim dużo lepszy wynik. Jeździec początkujący będzie ćwiczył dopóki nie uzyska poprawnego ćwiczenia ale zaawansowany tylko dopóki nie zauważy braku negatywnych elementów.

Nie nudź. Pomyśl ile razy sam gotów jesteś powtarzać jakieś ćwiczenie np. bieganie w kółko nie czując znudzenia. Konie nudzą się dużo szybciej i nawet piąta powtórka może być tą jedną za dużo.

Głaszcz, nie klep. Jeśli chcesz podziękować, pogłaszcz konia a nie klep. Konie nie rozumieją poklepywania. Nie ma to dla nich żadnego sensu w ich języku ani związku z relacjami jakie naturalnie budują między sobą. Są w stanie to tolerować, i tyle. Głaskanie kojarzy im się z wiekiem źrebięcym i czułym matczynym lizaniem. Nie zapominajmy też jak wrażliwą mają skórę.

Kończ trening zawsze czymś pozytywnym. Konie mają tendencję do zapamiętywania ostatniego kontaktu z tobą. Na następnym treningu masz szansę na dzień dobry uzyskać konia chętnego do współpracy.

Nie ma problemów końskich, są tylko problemy ludzkie. To może jedna z najtrudniejszych do zaakceptowania przez jeźdźców prawd. Konie bez nich na ogół są ok. Problemy pojawiają się, kiedy to my zaczynamy ingerować w ich życie. Jak mówi Tom Booker z powieści ‘Zaklinacz koni’ – „Pomagam nie ludziom, którzy mają problemy z końmi, ale koniom, które mają problemy z ludźmi.”

Bądź otwarty na ciągłą naukę . Dzień, w którym stwierdzisz, że zrozumiałeś wszystko jest dniem, w którym albo przestałeś się uczyć, albo dniem, w którym powinieneś przestać szkolić konie.

Śmiej się i baw. Uczysz się wtedy szybciej a twój brak napięcia udziela się koniowi.

Będziesz zaskoczony tym, że każdy koń może nauczyć cię czegoś nowego. O ile oczywiście jesteś gotów na nową wiedzę.


Jeździectwo naturalne to nauka przez całe życie a konie są w niej najlepszymi nauczycielami.

Ciepło :-)

Weekend ciepły, cieplutki, aż miło :-) W stajni + 8 st., konie zrzucają futro, Fisiek od razu jakby ciut mniejszy się zrobił...? Nawet mu troszeczkę brzucho na wiosnę zmalało... Żeby mi to udowodnić, w sobotę z samego rana zapakował się w drodze na padok do... małej komórki. Akurat wiatr otworzył drzwi na oścież, Szaman przechodząc zerknął, zainteresowało go wnętrze (stara lodówka, biurko, worki ze śmieciami...) i wparadował do środka. Na moje ej! gdzie?? spokojnie się w komórce obrócił i wystawił głowę na zewnątrz... hę? sprawdzam tylko, co tu przede mną ukrywacie...

Jako, że wiosna, czas zintensyfikować prace polowe, niestety :-( W sobotę trochę się przewałęsałam roboczo, posprzatałam gruntownie stajnię (porządki w końskiej szafie, wietrzenie siodeł, czapraków, derek), nawiozłam Oblubieńcowi zapas siana, usiłowałam zbierać kamienie, ale mi jakoś średnio szło...
Od czasu do czasu robiliśmy sobie z końmi jakąś sesję zabawową, m.in. pierwszy raz z parasolem (przerażający dla Siwki, oj! aczkolwiek to nie są już te dawne czasy, gdy Siwe uciekało panicznie na oślep przed wszystkim, co nowe...).
Ostatnio moją ulubioną zabawą są beczki, a właściwie beczka, bo mamy na razie tylko 2, z czego jedna zastawia wyjście na pole - jako dodatkowe zabezpieczenie (miejsce słynnej nocnej ucieczki przesmykiem koło stodoły). Beczka zazwyczaj jest do przeskakiwania (leży sobie na okrągłym wybiegu a po jej obu stronach po 3 opony) a czasem ją stawiam i wtedy służy do przeciskania pomiędzy.
W sobotę bawiliśmy się w skakanie na wolności. Siwka skacze jak szatan, na leciutką sugestię; technika modelowa, piękny baskil, nózie podwinięte... Raz zdarzyło się jej małe rozkojarzenie i puknęła zadami. Zadudniło, Siwe lądując zerknęło spokojnie za siebie... Po raz kolejny skoczyła już uważnie :-)
...Fiś natomiast dokłusowywał do beczki majestatycznie, zebrany sam z siebie (wrodzone, predyspozycje do dresażu, ale ja się uparłam na western ;-), ale tuż przed samą beczką robił do stępa, po czym przegramalał się dudniąc niemiłosiernie i targając beczkę za sobą...
Wysłałam go żwawiej olaboga! skakać mam?? hycnął po jednym razie w obie strony, ale bez przekonania... Ma szczęście, że nie chciało mi się iść po siodło... Z siodłem od razu nabiera wigoru i skacze z większym entuzjazmem na obliczu ;-)

Pod wieczór Siwka znów poszła pod siodło, w sumie nic nowego nie robiłysmy (sporo skoków z siodłem było oraz mocnego telepanie siodłem na grzbiecie i klapania puśliskami - po czymś takim moje gramolenie się i spokojne siedzenie na siwym grzbiecie to ZDECYDOWANA wygoda dla Siwki, więc stoi spokojna i zadowolona :-)
Po skończonej sesji na okrąglaku malutkie novum - poszłyśmy rozsiodływać się pod stodołą. W myśl zasady głoszonej przez Pata P.: im bardziej zaawansowany Parellista, tym bardziej leniwy, czyli że niby po co mam nieść siodło przez pół padoku, jeśli może to zrobić za mnie koń...?

Niedziela była zdecydowanie undemandingowa, ale tylko dla koni, bo ja wzięłam się ostro za roboty podwórkowe, m.in. segregowałam kamienie, układałam cegły i wywoziłam ziemię z wykopów melioracyjnych na padok. A żeby sobie utrudnić, wzięłam sobie na podwórko konie do towarzystwa :-) Uuu, jakie były zadowolone! Mogły uczestniczyć w pełni!
Siwe namolnie targetowało a to taczkę, a to łopatę, a to rozgrzebywało mi kamienie (jaką sobie nową odmianę pacania wymyśliła, o!) Szaman ładował się a to do komórki, a to w cegły, a to w rowki melioracyjne a okazjonalnie próbował wywalać taczkę z ziemią...
Było tak fajnie, że konie w ogóle nie chciały iść na padok (mimo, że cały czas był otwarty) i cały dzień przewałęsały się w moim towarzystwie po podwórku :-)
I tylko psy miały niezadowolone miny. Też mi głupi pomysł! Konie koło domu!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket



poniedziałek, 23 marca 2009

Ale wiosna...

...nie-fajna! Za to konie fajne :-)

Z Siwką mamy wytworzoną teraz taką więź, że aż wstyd mi, gdy sobie przypomnę, jak nachodziły mnie od czasu do czasu myśli, czy jej aby nie sprzedać...? ...że za szybka, za energiczna, za płochliwa, jak na moje potrzeby i aspiracje...

W sobotę miałyśmy sesję zabawową wręcz magiczną. Bez liny, carrota, jakiegokolwiek wspomagania/przedłużenia człowieka... Przechodziłam na kolejne padoki, nawet ten najstraszniejszy, najdalszy nad rzeką, Siwe za mną jak cień. Stępem, kłusem, reagowała na najlżejszy sygnał, na samo pochylenie mojego ciała w przód/w tył zakłusowywała i przechodziła do stępa, patrzyła na moje nogi, ja 1 krok, ona 1 krok, ja do przodu, ona do przodu, ja do tyłu ona do tyłu, ja zwrot, ona zwrot... okrążanie na modłę Szamana (blisko, bliziutko kłusem), stick to me, kilka kroków cuttingu z kłusie...
...i wtedy Szaman, bacznie nas obserwujący przez cały czas, wymyślił straszną folię...
Straszna folia leży od niepamiętnych czasów w krzakach koło drugiego padoku. Leży. Szeleści. NIE STRASZY... Szaman po wnikliwej analizie stwierdził, że tego poranka nastąpiła w folii przemiana i zdecydowanie należy się jej teraz bać... I odskoczył znienacka, akurat gdy przechodziłyśmy z Siwką nieopodal... how interesting...! Siwe oczywiście natychmiast przestało interesować się naszą magią, stężało i zaczęło podrygiwać nerwowo... Chciał, nie chciał, musiałam wleźć w krzaki, folię wyciągnąć i zacząć wygibasy odczulające (Szaman triumfował uciekając z kitką w górze a nie mówiłem???? straszliwa jest!!!!) Najpierw folia na patyku (paradowałam z nią w te i nazad ignorując konie), Szaman oczywiście od razu podszedł (na szczudłach), powąchał, sflaczał. Poszeleściłam, urósł o jakieś pół metra, ale nie uciekał... Powiesiłam więc folię (de facto rozcięty worek po azofosce) na stodole i zaprosiłam Siwe do zabawy dotknij. Siwe sprytnie unikało, lawirowało, chowało mi się za plecy, dotykało moją wyciągniętą rękę... W końcu zbliżyło się na jakieś 50 cm. do folii i wyciągnęło nos... Nos zatrzymał się 5 cm. od obiektu. Ciasteczko. Nos powtórzył szybciutko ten sam manewr... Ciasteczko. Nos tryknął folię... Ciasteczko. I poszłyśmy sobie skoczyć przez beczkę :-)

Photobucket

Po południu sesja z siodłem, wsiadanie etc. i kolejny popis Szamaniska: proszę Siwkę na zakończenie o wyjście tyłem z okrągłego wybiegu z zatrzymaniem nad dragiem, leżącym na plandece, cofnięcie, znowu zatrzymanie z drągiem od brzuchem... a ten Grubas Gniady Jeden przyszedł i dawaj właśnie teraz bawić się drągiem... Wziął go za sam koniuszek w zęby i dalej nim szurać pod siwym brzuchem po plandece...
Skandal! I pomyśleć, że Sz. skończył tydzień temu 5 lat! 5 lat! No przecież to Stary Koń już jest! A pomysły szczeniackie...

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Doczekał się więc Fisiek treningu z siodłem... O, nie podobało się! W sumie nic nowego: siodło klasyczne nigdy go nie zachwycało. Westernowe zresztą też nie. Sprzeciwiacz Jeden. ...że ściska brzucho mówi i miny szpetne do mnie robi za każdym razem...
Po zapięciu popręgu poprosiłam o cofanie, Fiś owszem, cofnął, ale zaraz pognał galopem na koło (na krótkiej linie był). Ja mu falę, a ten no co ty? zaraz i tak każesz biegać... to ja już od razu polecę... Odangażował się łaskawie po przegalopowaniu dwóch pełnych kółek, pobrykując i próbując schować głowę między nogi, co mu się nieszczególnie udawało, bo ma spasiony karczek.
Dopięłam popręg jeszcze raz, puściłam luzem... Znowu wystartował okrągłym galopkiem, najechał sobie na beczkę skoczył... i pobił rekord powiatu grubaśnych w potędze skoku. Z takim zapasem przeleciał nad beczką...
Szybko skończyliśmy, nawet się Sz. nie zdążył zasapać, bo koło południa szczepiliśmy się na grypę i były zalecenia, żeby się nie przemęczać ;-)

poniedziałek, 16 marca 2009

Z perspektywy siwych plecków...

...świat wygląda dziwnie... Zdecydowanie nie jest to moja comfort zone ;-) Póki co, naturalnie :-)

Odzwyczaiłam się od jeżdżenia (rok przerwy, bądź co bądź...) a już jeżdżenie na Moich Pupilach (dzikich na dokładkę) jakoś mi nie pasuje :-) Tak nam fajnie na ziemi... Ale jakby tak dobrze pomyśleć, to takie jeżdżenie to na początku nic innego jak friendly... Świetna okazja, żeby sprawdzić swoje umiejętności techniczne (przybliżanie & oddalanie chociażby) i przywództwo (pamiętam do dziś mantrę Berniego na kursie L1 2006 - na większość pytań uczestników miał przeważnie jedną odpowiedź: IMPROVE YOUR LEADERSHIP :-)
Włączyłam więc wsiadanie na Siwe do naszych co-weekendowych relacji. I w sobotę, i w niedzielę.
Zdjęć mało, bo Dziecię wpadło na pomysł, żeby filmować aparatem i po 8 minutach zapchało kartę pamięci... Czyli ani zdjęć, ani porządnego od A do Z nagrania, bo w najciekawszym momencie (zgięcia boczne i emergency dissmount - oba PIERWSZY RAZ Z SIODŁA - ależ jestem z siebie dumna, że przeżyłam :-) nagranie się urwało. Nic to. Za 2 tygodnie Dziecię znów przyjeżdża; pójdzie w ruch kamera :-) Mam zresztą statyw i sama mogę sobie kamerę ustawić. Byle nie znalazła się w Szamańskim zasięgu ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

W sobotę do 16.00 zbierałyśmy z Gośką na polu kamienie. Niestety, temat kamieni powrócił po roku przerwy. Oblubieniec Z., wydawszy nam rozkazy dotyczące techniki zbierania i segregacji kamieni, zgrabnie wywiał koło 13.00 do Warszawy :-)
Kamieni potrzebujemy multum do budowy rozmaitej: wylewka w pokoju (czas rozprawić się z podłogą na gruncie), padok koło stodoły (miękkie kląskające błoto uniemożliwiające ścieranie kopyt), słupki ogrodzeniowe (płot siedliskowy, metalowe ogrodzenia padoków - moje marzenie), ścieżki koło domu, bruk przed stajnią (ciąg dalszy)...

Po 16.00 wzięłam się za Siwe. Procedura z grubsza ta sama, co dotychczas (consistency): siodło klasyczne, kantarek, na wierzch side-pull. Zdecydowanie wolę zaczynać z Siwką na side-pullu niż jednej linie. Póki działałyśmy w stój, jedna lina jeszcze jakoś uszła. Ale teraz, gdy zaczynamy się aktywizować, wolę działać na obie ręce :-)
Siwe grzeczne, trochę tylko ekscytujące się od czasu do czasu błahostką jakąś. Najpierw zabawy z ziemi, siodłanie, dopinanie popręgu na cztery, kłus z siodłem, zmiany kierunku (na linie, potem na wolności), zgięcia boczne i po raz pierwszy z ziemi przejście ze zgięcia bocznego do odangażowania zadu. Przerzucanie liny/wodzy przez głowę. Tu było trochę ekscytacji i dygania, gdy robiłam to ze strefy 1 (stojąc na wprost). Ze strefy 3 nad wyraz spokojnie.
Potem było wsiadanie; dość szybko lokowałam się w siodle po męsku (do tej pory częściej przysiadałam bokiem, po damsku). Najpierw wsiadałam i siedziałam spokojnie o nic nie prosząc po kilkadziesiąt sekund za każdym razem. Potem dodałam zgięcia boczne na puzon (wystarczyło, że podniosłam wodze do góry i zjechałam ręką w dół jednej, Siwe już się zginało i zerkało na mój but :-) Siwe bez problemu prostuje głowę i zgina ją w drugą stronę. Spokojnie, bez żadnych emocji, zadzierania głowy, przestawiania nóg... Wystarczy BARDZO subtelny sygnał.
Tak się tym rozochociłam, że aż jeden emergency dissmount postanowiłam zrobić :-) Siwe jedynie na klepnięcie z zadek, gdy biegłam w tył, się ożywiło i odskoczyło podrywając głowę... Ale zaraz poziom energii opadł jej z powrotem :-) Wsiadłam jeszcze kilka razy i zakończyłyśmy. W sumie przesiedziałam na Siwce z 10 minut :-) To już chyba można nazwać jeździectwem :-)

Potem zaprosiłam Szamana do kółka, bo jak zwykle stał przy drągach i PATRZYŁ. Uważnie.
Na początku stoczyliśmy pojedynek o kantarek - nic nowego - ja chcę kantarek na głowę mu założyć, a on chce kantarek do gęby... Szkaradne konisko, pod tym względem niereformowalne ;-)
Pobawiliśmy się w BRUM! (Kolega sprytnie zaczął oszczędzać energię i za każdym razem proponować majestatyczne chody boczne) w kłusie i galopie oraz zmiany kierunku. Trochę poskakał, pofikał, po-pokwikiwał i się zasapał. A ponieważ na brzuchu wyskoczyło mu coś, co przez ludność tubylczą określane jest jako gulałka, a nie bardzo wiadomo, co to właściwie jest, dałam mu spokój... Popręgu też nie bardzo można mu zapiąć, bo owa gulałka umiejscowiła się tuż za nim... Wygląda to jak zapoprężenie, tyle, że nie jest szczególnie bolesne... No i Fiś z siodłem nic wspólnego generalnie nie ma... Piorun wie, co to...? Obserwujemy. Dziecię moje uważa, że to mózg przemieszczony do organu najczęściej używanego, czyli do brzucha... Z powodu permanentnego myślenia o żarciu... Fakt, Fiś pęka w szwach... Chyba będzie cięcie siana...

W niedzielę też było stacjonarne jeździectwo na Siwce, poprzedzone skokami z siodłem, m.in. przez beczkę :-) Siwe na początku stosowało unikologię, przed samą beczką robiło gwałtowną mijankę, w końcu odważyło się i hycnęło z wdziękiem... Trochę pogalopowała z siodłem, jako, że była bardziej reaktywna, niż w sobotę, po czym wgramoliłam się na siwe plecki. Posiedziałam, porobiłam commotion bujając się w siodle na boki, porobiłyśmy ze 3 zeskoki bezpieczeństwa i dałyśmy spokój. Potem, już bez siodła, wzięłam Siwkę na linę i poprosiłam o squeeze nad beczką. O, zdecydowanie lepiej! Siwe ładnie przeskoczyło w obie strony... Ten koń zdecydowanie bardzej woli pracować na linie - zyskuje wtedy spokój - widać potrzebne jej jeszcze takie trzymanie za rączkę :-)

poniedziałek, 9 marca 2009

SPNH - wykład i zebranie :-)

...Siwe w boksie ma teraz istny poligon... najpierw były tylko 3 pnie drzew i Szamańska piłka z uchwytem... Potem Zbyna-Oblubieńca poniosła inwencja odczulająca... Ze stropu zaczęły się zwieszać ku Siwce sizale...
Przyjeżdżam w piątek wieczorem, wchodzę do stajni... U Siwki na sizalach wiszą i dyndają się gałęzio-patyki. Zaczepne. Trącające w plecki. Częściowo poobgryzane :-)
No to dałam czadu: do dyndającego sizala, który został pozbawiony przez Siwkę gałęzi, dowiązałam kwiatek z folii...

Photobucket

Photobucket

Siwe na gumowych nogach pochrumkując cichutko uznało, że należy wykonać pattern TOUCH IT. I dotknęła :-) Zainkasowała kilka ciasteczek za coraz to śmielsze trącanie nosem obiektu...

...a w sobotę rano, gdy tylko weszłam do stajni, zgadnijcie, co było? Oczywiście, Siwe w te pędy głowę w folijkę i dawaj trącać, podrzucać, międlić i zerkać na mnie :-) Tak trykała zawzięcie, że foliowy kwiatek odczepił się i spadł. Musiałam go solidnie przywiązać... Mój Dziki Cudak...
Do śniadania Siwka znów dostała małą porcję quitexu, bo na popołudnie zaplanowałam kolejne wsiadanie. Zdecydowanie zamierzam być systematyczna w tej materii...


-->
Rano skoro świt, czyli koło 9.00, po wyjściu na padok Szaman po raz kolejny rzucił hasło bawimy się!. Wyjął mi z ręki wiaderko i zaczął popisy z wymachiwaniem. Najpierw machał tylko w moją stronę, ale potem było mu mało i zaczął wywijać wiaderkiem w stronę siwego zadka. Siwy zadek stał koło nas, nawet nie raczył się odsunąć, został więc ze 2 razy pacnięty wiaderkiem a gdy i wtedy nie zareagował, Szaman uznał, że na nic taka zabawa i rzucił w Siwkę wiadrem! Siwe nie zareagowało, mimo, że wiadro pacnęło ją w zadnie nogi...
W ramach oswajania plecków pobawiłyśmy się w stawianie wiaderka na grzbiecie i zadzie. Ostatecznie zanim się tam wgramolę, wolę sprawdzić, co dziś Siwe na temat obiektów na sobie myśli :-)
Siwe trochę zerkało, trochę się niepokoiło, ale nie uciekało. Nawet głowę do siana opuszczało, lekko tylko zezując w tył...
Sesję z siodłem udało mi się zrobić w ostatnim momencie, przed 17.00, gdy już było wiadomo, że za chwilę noc… Siodło klasyczne, side-pull, robiłyśmy właściwie to samo, co w poprzedni weekend. W sumie sesja zajęła nam mniej niż godzinę, Siwe grzeczne, lekko tylko spięte (to klasyczne siodło jakoś jej nie przekonuje…), ale zapinanie popręgu z gumami na 4 podejścia zniosła nad wyraz godnie… Do wsiadania doszłyśmy bardzo szybko, znów X razy wsiadałam-zsiadałam… Siwe ani drgnęło, stało grzecznie z uszami nastawionymi na mnie, tam z tyłu, oko spokojne, ale czujne.

W niedzielę było spotkanie Stowarzyszenia PNH w Polsce, przy okazji którego lek. wet. Olga Kulesza miała arcy-ciekawy wykład na temat wpływu szeroko pojętego treningu koni na ich wygląd zewnętrzny tudzież rozmaite dolegliwości fizyczne...

poniedziałek, 2 marca 2009

Wiosenne "jeździectwo" w Gawłowie

W piątek/sobotę gościłam na wsi potomstwo, czyli Gośkę W. i w związku z powyższym są foty :-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket
Wandal!

Photobucket
...karząca ręka sprawiedliwości. Podstępnie, zza drągów :-)

W sobotę sesja z siodłem west, zaczynamy zdecydowane podchody ku jeździectwu (po długiej przerwie)... Siwe w miarę spokojne, żadnego uciekania czy dreptania; owszem, un-confident było, zwłaszcza przy czapraku tuż za uszami... Ale już moje wsiadanie i gramolenie się po Siwce - zdecydowana comfort zone (nawet chyba bardziej Siwkowa comfort zone, niż moja ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Szaman się też oczywiście załapał, ale bez siodłania, bo nie chciało mi się siodła tak wysoko wtargiwać. Było za to okrążanie na niezamkniętym round-penie. Fiś, mimo, że fajny jest i do zabaw chętny, potrafi czasem wywiać na duuuże koło, albo zadrzeć kitkę i fruuuu! tyle go widzieli. Na gwizd przylatuje oczywiście zaraz z powrotem, wściekle, ochoczo. Ale co się pozabawia po swojemu, to jego. Dlatego z nim często stosuję strategię rozwijania i kształtowania jego zabawowych propozycji (no, chyba, że proponuje popodgryzajmy się!) On zadowolony, ja zadowolona i jest fajnie. Nie ma kłótni ani obrażania się :-)

Tym razem okrążał blisko, bliziutko, ani zerknął w stronę wyjścia. Wręcz przeciwnie, najchętniej bawiłby się w close-contact games, co niekoniecznie z kolei mi się podoba. Potwory lepiej trzymać na dystans ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Nie obyło się bez incydentu z udziałem savvy stringa: każde z nas chciało go mieć. Na wyłączność :-)
Photobucket

Photobucket

Była też friendly game ze strefy 5. Fiś odczuwa lekki niepokój przy tej wersji zabawy. A nóż dostanie znienacka w dupsko? (sumienie ma nieczyste i doskonale o tym wie, że czasem mu się bęcka należy ;-)

Photobucket

W czasie sesji z Siwką większość czasu nas obserwował (jak go znam, knuł strategię pt. co zrobię, gdy ona mnie tak potraktuje...)
Photobucket

Photobucket

W niedzielę Gośka wybrała się do naszej starej stajni pensjonatowej, sprawdzić, co słychać u tamtejszych koni (zżyłyśmy się z nimi, sama bym chętnie do nich zajrzała...), więc zostałam sam na sam z naszymi siodlanymi sprawami. Ponieważ byłam sama a jako się rzekło, zaawansowujemy jeździectwo, podałam Siwce do śniadania małą porcję quitexu, żeby oszczędzić jej nadmiernego stresu. Na wszelki wypadek. Zrobiłyśmy sobie prawie 3-godzinną, spokojną sesję z siodłem, tym razem klasycznym, którego Siwka obawia się o wiele bardziej, niż westowego. Siwe początkowo spięte, wyraźnie przeszkadzał jej klasyczny popręg z gumami. Trochę się poruszałyśmy, poprzestawiałyśmy a potem założyłam Siwce side-pull, przypięłam wodze finesse i rozkładałyśmy wsiadanie na czynniki pierwsze. Porządnie. Solidnie. Do przesady. X razy wsiadałam i zsiadałam, Siwe stało spokojniutko, na leciutkie zebranie wodzy robiła zgięcie boczne i patrzyła na mnie maślanymi oczami... Od czasu do czasu brałyśmy się za coś innego, np. okrążanie w stępie, które nam od nowości nie wychodzi, bo Siwe bardzo się ekscytuje tą zabawą i musi co najmniej kłusować... Zostawiamy więc czasem tę zabawę na dłużej i nie eksplorujemy. Wyciszamy się...
Teraz Siwka robiła 3/4 koła spokojnym stępem a gdy tylko pomyślała o zakłusowaniu (wyraźnie było widać, jak podnosi swoją energię, nabiera powietrza i unosi przód...), przywoływałam ją do środka, głaskałam i odsyłałam w przeciwnym kierunku. Stępem.
Bardzo fajna sesja. Szkoda, że zabrakło Gośki z aparatem :-(

A potem pobawiliśmy się z Fiśkiem przez chwilę w cutting (do mojego zasapania się, co nastąpiło dość szybko: 2-tygodniowa przerwa w treningach fizkulturnych dała o sobie znać ;-) Najfajniej wychodzi nam wycinanie na ostatnim padoku - ja za drągami, w chaszczach nad rzeką, Fiś w ogrodzeniu. Moje latanie w tę i nazad po chaszczach prowokuje Fiśka do dzikich pląsów, skoków, rewelacyjnych dynamicznych pobryków... Wygląda na to, że też chciałby w te chaszcze wskoczyć :-)

Wieczorem w boksie zrobiłam Siwce masaż grzbietu, nóg i zadu. Była nieco zdziwiona (zwłaszcza przy rozluźniającym masowaniu zadu i udek), ale minę miała zadowoloną. Muszę się podszkolić w tej materii i włączyć masowanie do naszych co-weekendowych zajęć :-)