"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

piątek, 27 lipca 2012

Wakacje :-)

Zaczynam dziś po południu - całe 3 tygodnie leżenia martwym bykiem :-)

Photobucket

Coca, córka Buły, American Bulldog

środa, 18 lipca 2012

Foty

Nu. Udało się Bebo foty z Nikona wydobyć, część już powstawiana na swoje miejsce (post Środa :-).
A część powstawiam tu.
Jakoś w weekend czasu nie miałam notki klecić, potem w pracy szkolenie bez dostępu do kompa... I tak jakoś zapiski z weekendu umknęły.
Ale też i nic szczególnego się nie działo. Kopyta były robione... Narybek się jeden pojawił... Ku średniej uciesze Huca, rzecz jasna ;-)

No to teraz z środy:

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket 

Photobucket

Photobucket

Photobucket

poniedziałek, 9 lipca 2012

Gorąco

Znów tylko jedna krótka jazda w ten weekend :-(

Zmieniłam wodze; Siwe dostąpiło zaszczytu po raz pierwszy pracować na profesjonalnych skórzanych split reins z pogrubionymi, ciężkimi końcówkami. Nylony z pędzlami z końskiego włosia, mimo, że bardzo przystojne, od razu poszły w odstawkę :-)
Refleksje po pierwszej jeździe jak najbardziej pozytywne. Siwe od razu zrobiło się jakby bardziej precyzyjne w skrętności. Poeksperymentowałam z wodzami na mostek (do tej pory nie mostkowałam, ale trzymałam  każdą wodzę oddzielnie - podpatrzone u west-szkoleniowca Larrego Trocha), spróbowałam poraczkować na Siwej w dziedzinie neck reining, poprzestawiać łopatki... Kurka, magiczne wodze czy co? Bo Siwe jakoś tak za szybko łapało... ;-)

Wcześniej do jazdy na split reins podchodziłam z lekką rezerwą; z uwagi na ekstremalną siwą koniobowość zdecydowanie preferowałam wodze-pętlę, które w razie nagłej potrzeby o wiele łatwiej przeorganizować ku błyskawicznemu zgięciu bocznemu. Teraz jednak Siwe jest na tyle obyte, że powoli przechodzimy na docelowy sprzęt :-) W najbliższym czasie sprawdzę jeszcze reakcje Siwej na jazdę na wędzidle; aczkolwiek bardziej z ciekawości niż potrzeby.
Znów psikanie absorbiną bezpośrednio na siwe ciałko; tym razem Siwe zniosło nawet opsikanie zadu. A zad Siwej w pewnych kwestiach bywa(ł) naprawdę niedotykalski... Ludzie, co to się kiedyś działo przy zarzucaniu i ściąganiu czapraka przez zad...! A teraz... tylko oko lekko wybałuszone... Ale i nad tym pracujemy ;-)

A, i jeszcze powrót do kwestii pasowania siodła i borykania się z shimmsami ;-)
2 grube shimmsy na przód cudnie podnoszą siodło nad wykłębioną; radość moja trwała dopóty, dopóki mnie nie naszło, żeby sprawdzić, jak zachowuje się tył siodła, gdy w nim siedzę (w stój oraz w ruchu)... Władowałam paluchi pod pad i wyszło szydło z worka. Z tyłu mamy włożony 1 gruby shimms i jakoś nie przyszło mi do głowy, że to może być za mało... Tył siodła na mój gust za blisko konia leży. Całe szczęście, że Siwe teraz tłustawe i plecki ma jak taboret, ale organoleptycznie stwierdzam, że chyba przed każdą jazdą muszę sprawdzać, czy się aby Siwej w międzyczasie ciałko nie zmieniło... Toć dopiero co dopasowywałyśmy się i było elegancko...! Ech, Equiflexa zaposiąść...
Ale weź tu, człowieku, natraf wirtualnie na takiego, co byłby pasował, jak ich w Polsce na lekarstwo... A jak już są, to jedynie używki wchodzą w grę, bo żeby nówkę nabyć, musiałabym wszystkie konie sprzedać i jeszcze z jednego psa dorzucić ;-)

czwartek, 5 lipca 2012

Środa

Na wsi chwilowo grasuje Bebo. Wykorzystałam tę nadzwyczajną okazję i o 20.30 załadowałam się na Siwca celem bycia obiektem sesji fotograficznej :-)
Fot natrzaskanych ponad 600 sztuk, mały tylko zonk - nie da się ich z udziabnego aparatu NIKON wydobyć, bo error wyskakuje ;-) Mam nadzieję, że Bebo - inteligentne dziecko po maturze, ze średnią na studiach w okolicach 4,8, ten mały problem jakoś rozwikła i będę mogła co-nie-co tu pokazać.

Siwe się pod siodłem zapociło, bo jazda ze 30 minut trwała i była jak na nas ambitna i wymagająca. Tym razem nacisk na WHOA! które nam zbyt natychmiastowo nie działa, a ma być błyskawiczne wrycie kopyt w ziemię. Jak się Siwe po WHOA!  nadal toczyło, aplikowałam jej zaraz energiczne zgięcie boczne. Poskutkowało :-) Jeszcze trzeba podszlifować, ale skończyłyśmy w miarę postępowo.
Mała ciekawostka: WHOA! z kłusa wychodziło nam od początku o wiele lepiej niż ze stępa. Kto by pomyślał, że takie zjawisko u dzikiego wystąpić może ;-)
...ale kłus to ma Siwie zupełnie nie-westowy, w weekend zaczynamy piłować naukę joggu. Oczywiście, jak pogoda pozwoli, bo nadają +35 st. w cieniu...

Photobucket
...ale tu to akurat kłus Siwca całkiem westowo wygląda ;-)

Potem małe popracowanie nad WHOA! liberty z ziemi w stępie i kłusie; tutaj bez zarzutu, Siwe bardzo ładnie się synchronizuje, ale odnoszę wrażenie, że raczej z moją mową ciała niż wokalem. Cóż, częściej praktykować musimy, ot co.

Photobucket
stick to me

Photobucket
okrążanie, majestatyczne

A całkiem późno, w okolicach 22.00, sesja odczulająca z padem (przez głowę, przez zad - nie do końca zwieńczone kiedyś sukcesem a dawno nie tykane; poszło śpiewająco :-))

Photobucket

Photobucket

...oraz z dużym workiem foliowym (eee, worek to Siwe nosem tryka, zanim dobrze do ręki go wezmę; taka zaprogramowana ;-)

Photobucket
worek foliowy



Oczywiście po każdym takim incydencie odczulającym zwierzę żądało ode mnie ciasteczka w nagrodę. Lewopółkulowacieje, Bestia Jedna :-)))))

wtorek, 3 lipca 2012

I znowu jakoby nic ;-)

A przynajmniej niewiele. Jedna jazda tylko na Siwce, w piątek po 21.00.
Poza tym nie dało się. Upał taki, że w cieniu nie da się wytrzymać, konie cały boży dzień pod wiatą, bo owady niesamowite (nie dość, że klasyczne jusznice, to obrodziło latoś jeleniówami i czymś szerszeniopodobnym na wielkość i z koloru, ale szerszenie to raczej nie są, bo lecą do koni jak klasyczne muchy...). Co który koń wychynął na moment w łąkę, to zaraz wracał galopem w cień, pod dach.
Całe szczęście, że ekspresowo nabyłam kolejną czarną absorbinę; po wypsikaniu zwierzaki pokazały owadom środkowe kopyto i powędrowały na wypas ;-) Siwe zapędziło się nawet w okolicę strasznych krzaków, gdzie szaleją wyjątkowo wredne jusznice. Musi gniazdo jakieś tam mają. Atakują jak wściekłe osy wszystko, co się pojawi w okolicy (ludzi, psy, konie...) A Siwe po absorbinie totalnie zlekceważyło dziki rój :-) Po chwili namysłu dołączył do niej Fisiu, który owadów wyjątkowo nienawidzi; potrafi im aplikować wierzgi i kwiki, gdy za duża ilość paskudnego na nim siądzie lub choćby nad nim krąży. Najodporniejszy na owady jest Huc; potrafi totalnie lekceważyć pasące się na nim stada, ale ostatnio on także wymięka i wieje pod wiatę.
W tym sezonie zainwestowaliśmy w owadzie pułapki RED-TOPy. Cuchną padliną, ale wabią całe chmary much. Póki co zakupiłam 2 sztuki, które wiszą na podwórku, ale przymierzam się do zakupu kolejnych i instalacji w końskich okolicach. Że podobno łapią się w te pułapki głównie samice, więc jest szansa na ograniczenie latającego pogłowia...