"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

czwartek, 28 kwietnia 2011

Witamina C 1000

...za poradą Koleżanki Aśki od Morsa zapodałam wczoraj Siwcowi do kolacji (oprócz ziółek ozdrawiających) tabletkę witamy C 1000, rozpuszczonej w letniej wodzie. Siwe małe treściwe co-nie-co z nowym smakiem wtrąbiło, ani się nie skrzywiło :-)
Przed zmrokiem zdążyłyśmy się jeszcze osiodłać i pobawić. Siwe zdecydowanie w formie, lekko nawet pobudzone, mimo gila (rozważam, czy aby nie należy zakupić magnezu... :-) Właściwie z ziemi tak solidnie dawno się nie bawiłyśmy (ostatnio stawiam na jeździectwo ;-), więc było dość interesująco. Siwe próbowało zgadywać, robić na pamięć i wyprzedzać polecenia, które spodziewała się otrzymać.
Na pierwszy ogień poszła ósemka wokół kostek przeszkodowych, potem skoki (profesjonalna stacjonata z drągiem, około 60 cm). Przy pierwszym lądowaniu Siwe zaprezentowało 2 mini-baranki (głowa między nogi), ale zaraz się uspokoiło. Potem było już lepiej, ale zachwycone poleceniem skakania Siwe nie było ;-) Proponowała zmianę ćwiczenia na chody boczne wzdłuż przeszkody. Ale jak dostała za skok ciasteczko, przestała się wymigiwać :-)
Na koniec wsiadłam na chwilę na jednej linie, akuratnie w tymże momencie pojawił się na horyzoncie Oblubieniec i koncentrację Siwej szlag trafił: Pan, Pan, kolację pewnie niesie...! i miałyśmy okazję przećwiczyć zgięcie boczne w wersji emergency, bo Siwe chciało do Pana koniecznie powędrować... ;-)

środa, 27 kwietnia 2011

Kupa huku...

...była, przygotowania huczne a wyszło, jak zwykle... ;-)

 photo HPIM8724_zps5wnwb3rl.jpg

Oczywiście o wątku jeździeckim tu mowa... Bo okazało się, że Siwe do jazdy nieszczególnie zdatne, niestety. I to nie z powodu dzikości (bo dzikości już u nas nie ma, przynajmniej w aspekcie pod siodłem ;-) ale z powodu niedyspozycji zdrowotnej :-(
Siwe ostatnio pokasływało, zamówiłam jej ziółka na kaszel i od razu po zastosowaniu (2 podania, zaparzone ziółka pożarte z apetytem, mimo moich obaw, że będą grymasy ;-) kaszel magicznie ustał, ale za to pojawił się gil! Czyli nie wypada męczyć chorego konia... Wsiadłam na chwilę raz, w piątek, żeby sprawdzić jak Nowa Natówka Siwki (zatargana PKS-em!) na nią pasuje... Pasuje prześwietnie, z samym air-padem, bez żadnych korekcji padowych! A wygodna jak marzenie :-) Muszę tylko dodatkowe dziurki w fenderach wyprodukować, bo mam ciut przykrótkie nóżki i problem z anglezowaniem ;-)
Stan Siwca mnie lekko zasmucił, bo to jej pierwsza choroba; jak dotąd pokasływania były tylko w dawnych czasach, na etapie życia stajennego, od kurzu, a tu o...! Mam nadzieję, że to nic poważniejszego, bo apetyt dopisuje a temperatura też w normie (pierwszy raz w życiu mierzyłam Siwej temperaturę; operację zniosła godnie, musiałam tylko drapać pewne miejsce, żeby nie opuszczała ogona, bo jak ją termometr dziubał w jego opuszczoną nasadę, to zaraz próbowała się odangażowywać, że po co ja tam właściwie stoję, koło jej dupki, że koń to powinien zawsze do człowieka oczami być skierowany :-)
Potem to już było głównie wycieranie nosa (jedna dziurka); na początku z siwym grymasem (czego mi tu grzebiesz...??), ale już za chwilę doszło do tego, że Siwe podchodziło i samo z siebie wycierało o mnie gila...! ;-) Mam nadzieję, że na weekend majowy (mam urlop przez cały tydzień...!!!) Siwe będzie we formie (jeździeckiej)...

 photo HPIM8669_zpsmcm3oyw8.jpg

 photo HPIM8671_zpsq1uezwbq.jpg

 photo HPIM8672_zpsddt134ii.jpg

Szkoda tylko, że Gośka-Bebo będzie niedostępna i nie będzie zbiorowego jeździectwa, bo niestety zaczynają się Matury... Pytałam, czy musi akurat teraz mieć te Matury, ale podobno tej imprezy nie da się przełożyć... ;-)

 photo HPIM8698_zpsag5qcvwv.jpg

A Bebo jest tak jeździecko rozbuchane, że nie dość, że Hucykiem śmiało powoduje, to jeszcze i za Fisia się wzięła...! W sumie odbyli razem 3 jazdy i idzie im całkiem obiecująco :-) Fisiu kontent, wyczyniać nie próbuje (mimo, że na side-pullu tylko, bez siodła, więc mógłby dać popis figlowania ;-), kroczy grzecznie i majestatycznie. Aż za majestatycznie; gdyby ogłosili zawody na najwolniejszy chód konia, ani chybi by wygrał ;-)

 photo HPIM8725_zpsifmbtypz.jpg

 photo HPIM8734_zpsin2s7lkr.jpg

 photo HPIM8750_zpsvt3hgrvm.jpg

Tak na marginesie to dość ciekawe: mimo, że Fiś lezie w tempie powolnego ślimaka, zadami dokracza, żeby nie powiedzieć przekracza przedni ślad... A co napotka obiekt (których ci u nas w przestrzeni jeździeckiej dostatek), zaraz próbuje stawać i wypacać go nogą jak należy...!

 photo HPIM8703_zpsykrkphqe.jpg

 photo HPIM8705_zpsn1xctlyr.jpg

 photo HPIM8676_zpsu8ddyqbd.jpg

 photo HPIM8678_zps32tjeoae.jpg

Konie chodzą już na łąkę (maksymalnie do 2 godzin), zadowolone, gęby pouśmiechane od ucha do ucha, ale na rozkaz wracają grzecznie na padoki zastodolne, na siano :-) Oczywiście pierwsze obesrania ogona już u Fisia odnotowano (ten to nie ma umiaru w obżarstwie ;-)

Przy wypuszczaniu na łąkę nie obywa się bez brawerii ;-)

 photo HPIM8684_zpsfldyccpq.jpg

 photo HPIM8685_zpssnzahphu.jpg

 photo HPIM8686_zpshwdpsygf.jpg

Prace polowe manualne:

 photo HPIM8763_zpsmghga9le.jpg

 photo HPIM8766_zpsqhpa7dep.jpg

czwartek, 21 kwietnia 2011

WIELKIE PRZYGOTOWANIA

Jutro skoro świt wyruszamy z Dzieciakiem. Z niepokojem spoglądam na piętrzącą się stertę przedmiotów, które zamierzamy ze sobą zabrać PKS-em... Siodło, kowbojki, pleaserowe ciuchy (a co!!! mówiłam, że trenujemy ;-) aparaty, kamery...
Wczoraj wieczorem zawzięcie studiowałam DVD z przejazdami z zawodów (western horsemanship, western pleasure...) A od tygodnia w drodze do pracy/z pracy czytam z uporem maniaka po tramwajach i autobusach 101 ćwiczeń na ujeżdżalni - podręcznik w formacie porażająco nieporęcznym... ;-)
4 dni na wiosce a pogoda zapowiada się jak drut...!
KONIE!! Szykujta się :-))

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Na szybko

 photo HPIM8548_zps8komxpps.jpg

 photo HPIM8543_zpszjvlzeue.jpg

Telegraficznie:
- były Dzieci na weekend (Bebo + Narzeczony od Bebo)
- robota solidna odwalona
- konie objeżdżone (Siwka, Hucyk)
- ujeżdżalnia zbudowana (!!!), kolejny fragment korytarzowego padock paradise zbudowany :-)
Duma mnie rozpiera :-)

 photo SNV10458_zpsacnezyir.jpg

 photo SNV10460_zps8ycunljl.jpg

 photo SNV10446_zpsktb9wnwr.jpg

 photo SNV10468_zpstarhrjsk.jpg

 photo SNV10465_zps77ajntyn.jpg

Jazda na Siwce jak zwykle super, najpierw na rozgrzewkę małe terenowanie po górkach, potem testowanie nowego placyku do jazdy szumnie zwanego ujeżdżalnią :-) Siwe jak stara wyga, elegancko na side-pullu chodzi; mało tego: wykazuje inwencję podsiodlaną i na przykład przy beczkach proponowała stop i ciuchnięcie beczki nosem :-)
Tak ładnie chodziła, że Bebo-Gośka chciała wsiąść, ale nie dałam. Siwe jest Mój Osobisty Koń do Jazdy i nikt mi się na niej woził nie będzie, ot co! A niech sobie Wyrośnięte Bebo bierze Fisia - bardziej jej rozmiarem pasuje ;-)
A poza tym stawiam przed Siwą cel ambitny: zaczynamy trenować do Western Pleasure (kto by pomyślał, hihihihihi... ;-) W związku w powyższym poważnie się zastanawiam, czy ujawnić na fotoblogu nasze najnowsze zdjęcia, bo wsiadłam na Urodziwego Siwca w stroju roboczym i na fotkach wyglądam, hmmmm, mało pleasurowo :-)))

 photo HPIM8656_zps1zbqizlp.jpg

 photo HPIM8657_zpsczishsfh.jpg

 photo HPIM8603_zpstnu2hjyo.jpg

 photo HPIM8660_zpstuox5b6a.jpg

 photo HPIM8661_zpspjbnjz0u.jpg

Potem oko moje padło na Hucyka, więc przesiodłalismy się z marszu - sprzęt Siwkowy na Małego pasuje a że nikomu nie chciało się iść do siodlarni po ogłowie, Hucyk odbył pierwszą w życiu jazdę na side-pullu.
Zamknęliśmy się na początek na okrągłym wybiegu, wsiadłam sprawdzać, jak będzie, ale okazało się, że całkiem niepotrzebnie: Hucyk identycznie reaguje na pomoce zarówno w wędzidle, jak i bez niego :-) Bebo najpierw się ociągało, ale w końcu wsiadło i potem nie chciało zsiadać...! Tak się rozochociło jeździecko :-)) Chyba jej się dawne czasy przypomniały... Umęczyła Małego kłusowaniem, oj...! Mały sapał, ale ochoczo zasuwał. Może uznał w końcu, że mam rację i wypada schudnąć...!

 photo HPIM8692_zpsz2bhoeq5.jpg

 photo HPIM8702_zpsifmk00bi.jpg

 photo HPIM8704_zpss4igx4ok.jpg

 photo HPIM8707_zpsasqptiiv.jpg

 photo HPIM8709_zpsp0nqe2wq.jpg

 photo HPIM8713_zpsumh0bo2b.jpg

Reasumując: Bebo zapowiedziało, że teraz ona na Hucyku jeździ i zaraz będą tu galopy odchodzić :-) Musiałam ją w końcu z Hucyka zgonić, żeby Narzeczony mógł spróbować jeździectwa ;-) Hucyk jest taki Koleś (a Narzeczony taki zdolny ;-) że od razu luzem, bez lonży, po paru kółkach stępa, kłusem pomykali :-) Bez strzemion, bo za krótkie były na Narzeczonego ;-)
A Hucyk zadowolony, łaził potem za nimi, sztuczkami się popisywał, w oczy zaglądał... Oczywiście zbisurmanili go ciasteczkami, zachwyceni, że taki fajny :-)

W niedzielę Młodzież od samego rana jeździć, jeździć! nawet mieli małe pretensje, że ich wcześniej nie obudziłam...! Chciałam, żeby sami sobie wzięli Hucyka, bo ja robotę miałam, ale Bebo zaczęło nudzić, żeby go z ziemi przygotować... Kazałam się jej pobawić, ale się wykręcała (a przecież wie jak...! kto ogierka-folblutka osobiście robił...? ona sama przecie...!) Zagadnieniem pobawić się z koniem zainteresował się Narzeczony, co kilka razy w życiu konia z bliska widział...! Ależ było fajnie! Hucyk jest zwierzak niesamowity! Popatrzył na nowego Przewodnika i od razu zaczął naśladować jego ruchy; chodzili przodem, tyłem, bokiem, wkładali wskazaną nogę do opony, Hucyk podnosił oponę (pomysł autorski), właził na kawaletkę... Narzeczony - zszokowany, że konie takie fajne są i tak super można się z nimi bawić :-)
Tym razem nie wsiadałam; Młodzi śmiało side-pullowali po naszej nowej dużej ujeżdżalni. Hucyk chodził jak złoto :-) Narzeczony kłusował po całym placu, ćwiczył ruszanie, zatrzymania i cofanie. A także odangażowanie zadu z siodła... Dumna jestem z Hucyka, że taki współpracujący i żadnych numerów nie próbował wycinać :-)

 photo HPIM8672_zpsepsa4xeo.jpg

 photo HPIM8675_zpsqfno2knj.jpg

 photo HPIM8720_zps1d7rlns4.jpg

 photo 7029f61a-8b13-42f5-9e89-410d9fa38745_zpswosxocgc.jpg

 photo HPIM8716_zpsgewv3gqz.jpg

 photo bd289b1d-802b-4aa9-b02d-710af6b17f0d_zpsqgz4ulfq.jpg


czwartek, 14 kwietnia 2011

Uciekiniery

I znowu o Fisiu będzie, między innymi!
...bo wczoraj po pracy pojechałam, jak zwykle, na wieś. Na parę godzin zaledwie, nic z końmi nie robiłam. Za to dziś rano czekały mnie atrakcje: rano skoro świt wyłażę ci ja z chałupy a tu Siwe i Heniu wpatrują się jak sroka w gnat w dal, reszty zwierzaków nie widać... Ocknęłam się, rozglądam a te gady, Fisiu i Hucyk, hen na końcu łąk, pod drzewami-krzakami... Wyłam zrobili z padoku sypialnego...
Fisiu oczywiście tam, gdzie najbardziej nie wolno, czyli na nowo-założonej (na jesieni) łące, która dopiero co zaczyna puszczać młodziutkie niemowlęce źdźbła...! Gwizdnęłam, Hucyk od razu wystartował ku mnie wściekłym galopem, doleciał do sprężynowej bramki i czeka. Fisiu, Dureń Jeden, też chciał lecieć, ale był na jeszcze dalszej kwaterze niż Hucyk i na drodze stanęła mu tamtejsza sprężyna prądowa. A Wy Gady! Jak wiedzieliście, jak wyleźć, to teraz kombinujcie, jak wleźć. I najspokojniej w świecie zaczęłam rozrzucać siano, nawołując gwiżdżąco od czasu do czasu. Fisiu zebrał się w sobie i z prędkością światła myknął dołem pod swoją sprężyną (niezły baletmistrz z niego; myknąć dołem przy jego wzroście...!) i już-już miał żebrać pod kolejną bramką razem z Hucykiem żeby ich wpuścić, ale Mały już był po mojej stronie sprężyny. Czmychnął nie-wiadomo-jak, nie-wiadomo-kiedy... Fisiu tak się tym faktem skonfundował (jedzą, jedzą, WSZYSCY jedzą...!), że pomyliło mu się, pod którą bramką ma przelecieć, i przeleciał na kolejną kwaterę łąkową. Od razu się ożywił (o, ile tu trawy...!), zaczął skubać, ale gdy otworzyłam padok, momentalnie zameldował się przy mnie na baczność i już za chwilę gnał do siana :-)
O, taki incydent uciekinierski.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Zawieja, zawierucha

...w sobotę jedynie co było końskiego, to odrobaczanie. Wichura taka, że w ogóle nie dało się na nogach ustać! Zwłaszcza, jak ktoś ma tylko dwie ;-) Konie jakoś dawały radę, ale już w piątek zostawiłam je na noc wszystkie pod wiatą, żeby miały kawałek ściany do ukrycia się. Bimbadła (wiszące na sznurkach pęki butli 5 l., taśmy budowlane, reklamówki...) pod wiatą tak fruwały, że waliły w podsufitkę...! Siwe trochę podrygiwało, ale w końcu i ona przestała zwracać uwagę, że dyndające i hałasujące przedmioty trącają ją co chwilę a to w zadek, a to w plecki...
Przy odrobaczaniu nie mogłam się zdecydować, od kogo zacząć (Siwe gdzie powędrowało, Fisio podszedł, ale zaraz odszedł, bo przypomniał sobie o jakichś nie-cierpiących-zwłoki sprawach ...), więc zaczęliśmy od małych ganianek... Bo to nagłe unikanie mojej osoby ani chybi miało związek z tym, co przyniosłam (4 tubostrzykawki i kantarek z liną, na dokładkę ;-) Jedynym nieunikającym był Hucyk wpatrujący się we mnie ochoczo. Ten tam wszystko zeżre ze smakiem, nawet pastę odrobaczającą ;-)
Siwe tak się rozbrykało, że zapodało serię wierzgów-bryków i boksów w locie przednią nogą :-) Fisiu też jej wiele nie ustępował w napowietrznych ewolucjach. Hucyk kawałek się przebiegł z wariatami, ale zaraz stanął w rogu padoku, bo sumienie miał czyste: on tam nie unikał mojej osoby, więc niby dlaczego ma teraz ganiać ;-)
Odrobaczanie poszło szybko, Siwe nawet szczególnie nie grymasiło, Fisiu trochę się skrzywił... Hucyk paszczę od razu rozdziawił i całą zawartość tubostrzykawki pochłonął bez mrugnięcia okiem. Mlaskał nawet sprawiając wrażenie zadowolonego :-) Najwięcej ceregieli było z Dziadkiem Heniem (stara wyga od razu połapał się w czym rzecz i Heńkowa głowa poszybowałam na wysokość 2,5 m ;-) Rozłożyłam odrobaczanie na 2 etapy: najpierw była sama zabawa ze strzykawką (opuszczanie głowy, drapanie strzykawką po ganaszach, wokół oczu, po wargach - tu oczywiście Heniu od razu wietrzył podstęp ;-), potem zdjęcie kantarka, chwila przerwy, znowu zabawa i załadowanie niemiłej treści go gęby. Mimochodem, przy okazji powtórnej zabawy. Nawet się Heniu niespecjalnie obraził za takie podstępne oszukaństwo. Zwłaszcza, że na koniec dostał do gęby marchewkę :-)

W niedzielę pogoda trochę lepsza (dopiero pod wieczór powiał wiatr z północy a w nocy mrozek, bo rano na końskich poidłach lód), wzięłam się w końcu za zwijanie ogrodzenia z siennej łąki. Bagatela, z 7 godzin się z tym bujałam...! Odwijanie, zwijanie, wyciąganie, taszczenie... ech! Potem jeszcze sprawdzanie i poprawianie ogrodzeń na kwaterach trawiastych, bo sezon tuż... Konie ożywione. Siwe wędrowało co i raz a to pod wiatę, a to za komórkę, żeby mieć mnie cały czas na oku... Czy już otwieram tę łąkę...?? Od czasu do czasu rżała ponaglająco...! Jak to Dzikie Jedne pamięta, co oznacza moje kręcenie się koło ogrodzeń... Trawa jeszcze szczątkowa, ale nich mają...! Puściłam je pod wieczór na środkową kwaterę. Ależ było radosne wściekanie się... :-)
Były wrzaski, kwiki, wierzgi, samo-ganianki... Ścigały się, fikały, wygłupiały, ganiały jeden drugiego... Szybko jednak przeszło towarzystwo do łapczywego skubania tego, co tam pojedynczego zielonego z ziemi powyłaziło.
Fisio tylko co i raz radośnie zrywał się do lotu, między jednym skubnięciem trawki a drugim... I w końcu się doigrał. Tak się tym pobrykiwaniem umęczył, że w którymś momencie, po radośniejszej serii podskoków z kwiknięciami, wziął się był i wywalił. Zamiast lecieć ratować, podnosić, sprawdzać, czy se czegoś nie ułamał, dostałam głupawego napadu radości. Tak się obśmiać z cudzego nieszczęścia, to ja się dawno nie obśmiałam... Ryczałam w głosu...
Fisiu, leżąc jeszcze, spojrzał na mnie z wyrzutem (jak Boga kocham: z wyrzutem!!!), wstał i podrałował prosto do mnie :-)

 photo HPIM8523_zps1v4ezyml.jpg

 photo HPIM8518_zpsrurmgcxd.jpg

wtorek, 5 kwietnia 2011

Szaleństwa wieku średniego ;-)

Ale zaszalałam w sobotę...! Uh! Na wszystkie 3 konie powsiadałam :-)
Najpierw towarzystwo po kolei zabierane było od koni, pod eks-stajnię (Siwka oczywiście najdłużej. Jako że primo: Faworyta, secundo: poddawana procedurze od-dziczania). Tam ą-ę, sianko, czyszczenie (kupa futra fruwająca dookoła), przegląd kopyt etc. Siodłanie, side-pull (tym razem już jej osobisty, ze zdobionym naczółkiem a nie ten przyduży, Fisiowski ;-) Jazda przemiła, choć krótka. Siwka wszystko doskonale pamięta i ochoczo reaguje na pomoce :-) Poterenowałyśmy sobie po górce, po kamieniach, przez kłody... Siwe głowę opuszcza, teren bada, nogi stawia rozważnie... Pełną gębą lewopółkulowy koń pod siodłem z niej się robi :-)) Teraz tylko brakuje mi małej areny, bo ileż można się tłuc follow the trail, kurczę... W sobotę był nawet u nas Pan od piachu-żwiru, ale jeszcze dojechać ciężkim sprzętem nie dojedzie, za miękko - ulgnie na amen :-(
...potem był Hucyk (pod siodłem nieodmiennie grzeczny; popisuje się, żeby dostać pod jeździe ciasteczko ;-) a na koniec Pan Fisio. O, Pan Fisio pod siodłem to jest nie lada wydarzenie...! Siodłania chyba nawet nie zauważył, tak był zajęty napychaniem gęby sianem ;-) Kantarek tylko ze 2 razy próbował paszczą upolować, najwyraźniej z wiekiem dziadzieje (zapomniałam napomknąć, że 15 marca skończył 7 lat...!!) Chwilę dumałam, co na głowę mu przywdziać na jazdę, w końcu poprzestałam na uczynieniu wodzy w liny 3,7 m. Nie był to wybór zbyt fortunny, z perspektywy czasu oceniam, bo mało precyzyjnie da się w ten sposób Fisiem powodować a ten wymaga dość klarownych sygnałów sterujących ;-) O ile cofanie wykonał pięknie, to już jazda po łukach (wskazywanych przeze mnie) zdecydowanie mu się nie podobała. Po pierwsze Pan Fisio sam lubi wskazywać kierunek ruchu (zdecydowanie preferuje pasażera), po drugie chyba nagle połapał się, że na nim siedzę :-))
Summa summarum zlazłam i poszliśmy na okrągły wybieg (na fali rozjeżdżenia się wsiadłam na Fisia na dużym padoku ;-) poustalać pewne kwestie z ziemi ;-)
Był piękny skrócony galop z dynamicznymi zmianami kierunku, roll-back'i (Fisiu w ten sposób wyraża swój sprzeciw wobec niektórych moich poleceń ;-) małe kwaśne minki i subtelne kładzenie uchli. Nie było - co dziwne - pokwików, nie było bryków z siodłem i protestów, że popręg brzucho ściska... Wsiadłam, tym razem Fisiu, pogodzony z losem, nie cudował. A nóż znowu będę się czepiać i każę biegać... ;-)

Na tym się mój weekendowy power jeździecki wyczerpał, poza tym wzięłam się ostro za robotę, bo przez te konie zmitrężyłam pół soboty ;-)
A roboty huk: kopiemy kolejny rów na padoku i sypiemy kolejną górkę-wał. Niedługo bidaki nie będą miały kawałka płaskiego na tym padock paradisie naszym ;-) Za to po ganiankach po owych górkach-dołkach koniom mięśnie zaczęły wychodzić, Siwej to się nawet (na razie tylko po bieganiu, jak się napompuje) z pleców robi mały taboret; tylko patrzeć, jak się zabuduje jak jaki AQH ;-) W sobotę tak dziady wariowały, takie bryki Siwe wyczyniało, takie ewolucje (szkoła nad ziemią ;-), że myślałam, że nogi połamią...! A dyszały potem z 15 minut...
Poza tym (wracając do spraw przyziemnych) czyszczenie i malowanie konstrukcji nowej wiaty (mamy ambicje postawić ze 2 ściany i dach przed latem, żeby dawały koniom cień), wożenie gruzu na padok (I etap utwardzania górek) i takie tam inne drobiazgi...
A w międzyczasie cała sterta nowych książek fantasy, które Oblubieniec pożycza nie-wiadomo-od-kogo, nie-wiadomo-po-co (Mentosowa, na Ciebie pada moje podejrzenie... ;-)
I weź się tu, człowieku, wyrób ze wszystkim...!

 photo HPIM8501_zps0kmark9g.jpg

 photo HPIM8508_zpsr6yhi1as.jpg

 photo HPIM8511_zpstohdsbfc.jpg