"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

wtorek, 15 lipca 2008

Urlop, urlop, urlop!

Odliczam... Od poniedziałku mam 2 tygodnie urlopu!

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

W sobotę skoro świt, z Bebo-Gośką, fruuuu! na wieś. Gośka pewnie po paru dniach zwieje do cywilizacji, ale ja twarda będę; ambicje remontowo-jeździeckie się ma... Zobaczymy, zobaczymy... Na pomoc zwierzaków nie ma co liczyć (patrz załączone obrazki: WAŁKONIE)...

Photobucket

poniedziałek, 14 lipca 2008

Upalny weekend :-(

Weekend upalny nadzwyczaj skutecznie zniweczył moje treningowe zapędy… Jedną tylko sesję udało się nam zrobić, ale za to i z Siwką, i z Szamanem (w końcu!)…
Za Siwkę wzięłam się w sobotę przed 20.00, bo dopiero wtedy zrobiło się w miarę znośnie, jeśli chodzi o temperaturę otoczenia… Nacisk na sprawy siodlane kładę teraz, robimy kilka podstawowych ćwiczonek z ziemi mimochodem, przy okazji sprowadzania się z padoku i czyszczenia, kółeczko w prawo, kółeczko w lewo i od razu siodło na grzbiet… Trochę tylko dłużej pobawiłyśmy się zarzucaniem neoprenu na grzbiet, na zad, na szyję, na uszy (uszu nie dotykaj tym czarnym!!! o, tutaj mamy poletko do obróbki…)
Siwa coraz swobodniej z siodłem się porusza, nie żeby rozluźniona była jakoś nadzwyczajnie, ale też nie ma panicznego zerkania, co to się tam z tyłu na plecach tłucze…?! A tłucze się nieźle, podskakuje, bo bez tylnego popręgu, jak dotąd… I oto przyszła ta pora, że w końcu pamiętałam, żeby ten popręg na wieś zabrać…
Wcześniej wygalopowałyśmy się solidnie na linie, dodałam nową wersję okrążania (w ruchu), Siwe ładnie galopowało, bez paniki i przyspieszania, choć dość szybko, jak to u niej…
Tylny popręg przyjęła bez emocji, ot kolejny paseczek na brzuchu… cofała ładnie, stępowała ładnie, zakłusowała ładnie… aż zdziwiona byłam… co za koń spokojny, nic tylko wsiadać…
I wtedy NAGLE zaczęło się… Siwe wyskoczyło z czterech kopyt w górę, tak wysoko, że kopyta znalazły się wyżej niż moja głowa… skuliła się, zaokrągliła i dała popis takich wybić z ziemi i takich bryków, z chrapaniem i postękiwaniem, że poczułam się jak na najprawdziwszym pokazie rodeo… 100-procentowy DZIKI KOŃ! …talent domorosły jak nic. W Stanach zrobiłaby karierę a mnie przysporzyła kupę kasy… tymczasem marnuje się w Gawłowie za stodołą ;-)
…linę oczywiście puściłam i zastanawiałam się, co będzie, jak Siwa staranuje drągi i da w długą razem z siodłem, liną i Szamanem, bo ten się nakręcił i zaczął za Siwą latać, też panicznie, ale z bardzo głupią miną… Najwyraźniej nie bardzo wiedział, o co chodzi… Ale mus to mus – instynkt stadny mu się włączył…
Siwe za 2 razy grzmotnęło zadem o ziemię na zakręcie, nie przejęło się, zerwało, poleciało dalej… Raz, wierzgając, wpadło na pastucha, złamało słupek (a gadzina jedna, szkodnik! a zawsze na biednego Szamana było...), prądem po boku oberwało, odskoczyło ze 3 m., chyba myślenie na momencik jej wróciło, bo zwolniła do kłusa… Zaraz sobie jednak przypomniała o panikowaniu i dawaj latać z jednego padoku na drugi, jednak z coraz mniejszym przekonaniem i już bez bryków i wybijania się w górę… Próbowałam jej w locie zad odangażować, ale gdzie tam! Obmyśliłam więc naprędce PLAN… A niech Siwe lata, zapoluję na Szamana… Szaman na początku zareagował no co ty? nie widzisz, że SIĘ DZIJE…?!? Latam, latam… Panika przecież…! ale na odangażowanie zadu zerknął, głowę skręcił w moją stronę, zawahał się… jednak poleciał dalej… już miał przelecieć na sąsiedni padok, do ganiającej Siwki, ale potrząsnęłam saszetką z ciasteczkami (zawsze mam je przy sobie, gdy trenujemy)… To był argument KORONNY, Szaman odangażował się modelowo, podbiegł do mnie, opuścił głowę i poprosił dawaj! tylko szybko, bo nie mam czasu…
W czasie konsumpcji okazało się, że czasu ma aż nadto i grzecznie wędrował u mego boku w stronę Siwki, która przestała robić na nim jakiekolwiek wrażenie…
Siwe tymczasem ZATRZYMAŁO się… stało przy stodole, mokre jak ścierka, dyszące i patrzyło… W miarę, jak zbliżaliśmy się z Grubasem, Siwe opuściło głowę (nie za nisko, troszeczkę) i grzecznie podeszło… wzięłam linę, Siwe grzecznie poszło za mną w nasz treningowy narożnik… I tyle było z jej występu. Odczulenie przez zanurzenie. Klasyczne. Trwało to może z 2-3 minuty...? Dla mnie wieczność, oczywiście... Dla Siwki pewnie też... Swoją drogą występy Siwej trwają teraz o wiele krócej niż kiedyś... (próbuję się pocieszać ;-)...
Sprawdziłam tylny popręg: zapięty przepisowo, nie za ciasno, nie za luźno… w sam raz. Potelepałam siodłem na grzbiecie, pociągałam za popręg jeden i drugi, mocno i bardzo mocno… Siwe nic. Odczulone. Wysłałam ją na koło w stępie, kłusie… Na wszelki wypadek opadającego liścia jej zaaplikowałam przez chwilę, żeby się nie rozpędzała… potem poprosiłam o galop… elegancko, jak marzenie… spokojnie, głowa w pozycji neutralnej, bez zadzierania… Potem pooprowadzałyśmy się trochę, żeby Siwka ciut obeschła. Zdjęłam siodło, kantarek, dałam ciasteczko, zgoniłam muchy z siwej głowy i poszłam do Grubaska... a Siwka z opuszczoną głową krok w krok za mną...

Przyszła pora na Szamana. On, jak zwykle, zadowolony. Okrążać mam? proszę bardzo! równo, miarowo, rytmicznie, wolno, SPOKOJNIE (złoty koń, po prostu).
Siodło? Dawaj na grzbiet! nawet nie łapał go za bardzo zębiskami, ot, raz mu się skubnąć przytrafiło... Zakłusował z siodłem ładnie, grzecznie; raz mu się przytrafiło grzbiet uwypuklić, niby takie do bryku przygotowania z głową w dole, ale zaraz się rozmyślił... Ze dwa razy sam z siebie obrał kierunek na oponę, najechał z kłusa i przeskoczył (cóż za inwencja i zapał u leniwca!) I tylko czemu on jest taki WYSOKI??? Jak ja na niego wsiądę? Drabinę chyba potrzebuję, bo wszystkie pieńki w Gawłowie są za niskie...

Straszaki odczulające na Siwkę:
Photobucket
Photobucket

poniedziałek, 7 lipca 2008

Siwka wzięta do galopu

W sobotę dobrałam się treningowo do Siwki. W niedzielę zresztą też. Koniec błogostanu. Trening był z gatunku tych poważniejszych, nie jakieś tam pitu-litu 7 zabaw na krótkiej lince. Koń westernowy ma to być, bądź co bądź. 5 lat skończone w kwietniu, a tu nic, tylko przelewanie się po padoku... I brzucho urośnięte od trawy jak bęben ;-)
Siodło na plecy, napierśnik elegancki (pierwszy raz, Siwka nawet nie śmiała miałknąć, że się nie podoba, że niewygodnie, że trzyma coś z przodu...) i do roboty.

Sobota
Na szczęście było chłodno, muchy i inne latające gdzieś się utaiły, po piątkowej ulewie ziemia przyjemna, nie-kurząca się... Warunki wręcz idealne na trening... Wprawdzie nie mamy jeszcze okrągłego wybiegu z prawdziwego zdarzenia, ani nawet prowizorycznego, bo wszystkie słupki plastikowe zagospodarowane na pastwiskach (kolejny wydatek), ale od czego są narożniki... Pomysł prosty, zaczerpnięty od Esther W. (szkolenie western pleasure w zeszłym roku).
Pobawiłyśmy się trochę na krótkiej linie, potem na 7 m. i przeszłyśmy do konkretów.
Ponieważ Siwka w wyższych chodach porusza się z reguły w brzydkim, wysokim ustawieniu, z odwrotnym grzbietem, postanowiłam przypomnieć jej chambon. Nie używałyśmy go ponad rok, choć kiedyś po kilku zaledwie zastosowaniach efekty były bardzo obiecujące… Choć wędzidło bardzo jej się wtedy nie podobało. W ogóle cokolwiek w pysku… Ponieważ od dłuższego czasu ćwiczymy wkładanie ręki do pyska, Siwka przyjęła wędzidło bez oporów. Stosuję cienką cygankę, podwójnie łamaną. Podwójną, żeby nie dzióbać Siwej w podniebienie, a cienką, bo nich się nie uczy uwieszania na wędzidle. Westernowo ma być, bez kontaktu ;-)
Chambon się nie spodobał. Trzymał, trzeba było głowę opuścić, grzbiet zaokrąglić… Siwe powalczyło ze 2 kółka, próbowało się wspiąć, głową trzepać, nogą majtać, ale przypomniało sobie nagle, jak się należy ustawić i się uspokoiło. Kłusowało ładnie w obie strony. Poprosiłam o kilka kółek w prawo i kilka w lewo i zakończyłyśmy przygodę z chambonem, choć wędzidło w pysku zostawiłyśmy. Kiedyś Siwka bardzo ładnie galopowała z chambonem, ale nie ma co się na głęboką wodę rzucać po tak długiej przerwie… No i miałyśmy wtedy okrągły wybieg…
Osiodłałyśmy się w westówkę, czaprak neoprenowy ażurowy oddychający pod spód, nowy napierśnik (czekający na ten dzień chyba z rok) na wierzch i do boju.
Najpierw trochę zarzucania stringa na siodło, to się kiedyś nie podobało bardzo, prowokowało wypłochy, teraz było o niebo lepiej. Czujnie, ale nie-panicznie :-) a raz się string BARDZO zahaczył i wcale nie chciał puścić! musiałam się z nim posiłować, żeby się od fendera odczepił...
W kłusie Siwe chodziło jakby cały czas miało na sobie chambon. Okrągłe, ładne. Tyle, że energiczne jak koń wyścigowy, niestety. Ciekawe, kiedy ona wyrośnie z tych emocji…?
W galopie się trochę sypło sylwetkowo, głowa do góry poszła, ale nie jakoś tragicznie. Za to nie ciągnęło na zewnątrz! a to spory sukces, bo na otwartej przestrzeni i to jeszcze z siodłem (!) Siwe chętnie by zwiało...
Po kilku kółkach trochę wyluzowała, więc zrobiłyśmy przerwę. Potem na drugą nogę. A potem jeszcze sporo kłusa na wyciszenie emocji.
Potem przypięłam Siwce do sznurkowego side-pulla, finese reins (9 foot) i poćwiczyłyśmy zgięcia boczne. Bardzo ładnie, głowa się zgina nisko, bez zadzierania. Nawet jeśli się czasem zadrze, trzymam i czekam, aż Siwką ją opuści w zgięciu….
Muszę dokładnie przestudiować C. Andersona (Under saddle, DVD 1); super wszystko tłumaczy i pokazuje. Rewelacja, jak dla mnie, jeśli chodzi o początki pracy pod siodłem! Bo u Parellich jeśli chodzi o pracę z ziemi i filozofowanie, są nie-do-pobicia. Ale przy siodlanych sprawach filozofowanie nieco zaciemnia obraz...
Następnie przyszła pora na wsiadanie (a co, jak trening, to trening!) Siwe stało z opuszczoną głową, ani nie mrugnęło. Ładowałam się na Siwkę energicznie, bez żadnych tam umizgów i podchodów kilka razy z rzędu a Siwka stała spokojniutko, mimo że dopiero co na linie galopy prawopółkulowe z siodłem wyczyniała. Po raz kolejny widzę, jak Siwkowa comfort zone powolutku, ale jednak przesuwa się w kierunku konia jezdnego… Kasku oczywiście nie założyłam (rozsądnie, rozsądnie…), więc posiedziałam sobie na Siwce po damsku, potem bokiem i z tej pozycji (w razie czego da się ekspresowo zeskoczyć, zwłaszcza że Szaman krążył w okolicy i zerkał...) poćwiczyłyśmy zgięcia boczne (pierwszy raz z góry) i cofanie na komendę back, lekkie nabranie i uniesienie wodzy.
Potem przypięłam Siwce wodze do wędzidła i po raz pierwszy uczyłyśmy się zgięć bocznych na wędzidle. Było bardzo ładnie, bardzo szybko i na bardzo delikatny nacisk. Cofanie na wędzidle jednak nam nie wychodziło, więc poprzestałam na jednym kroczku i zakończyłyśmy. Siwe niegotowe, wyraźnie włącza się klaustrofobia, uciekanie głową do klatki, trzepanie folblucie. Nie będziemy na razie penetrować tego zaułka.
Na koniec rozsiodłałyśmy się i wyczyniałam symulacje wskakiwania na oklep, co oczywiście jest dla mnie niewykonalne z powodu podeszłego wieku. Poparkowałyśmy więc koło opony + pieńka, żeby Siwkę zaznajomić w końcu z wsiadaniem z podwyższenia (mam pacać w to nogą...?) i zakończyłyśmy.
Wieczorem było mycie gąbką i psikanie anty-muchem-owadem końskim, zakupionym specjalnym za 80 zł. i Siwe odstawiło mega-panikę, prawie z wrzaskami! W końcu poszłyśmy na ugodę: opsikałam się sama, (Siwka stała obok na linie i nie uciekała, co na początku w ogóle było dla niej niemożliwe - nawet stać w odległości 5 m od psikacza nie chciała) a Siwą wysmarowałam płynem wylewanym na rękę. Też się nie podobało (zapach intensywny, mokre, fuj!), ale pan każe, sługa musi - Siwe pogodziło się z losem, nawet głowę w końcu opuściło...
Szaman też się psikacza bał (on???) i potem się okazało, że Oblubieniec w przypływie litości wziął się za psikanie i uwrażliwił zwierzynę, na to, co nie trzeba ;-) Czyli na uciekanie. Do Siwki się Oblubieniec nie dotykał, ale jej wystarczył sam widok uciekającego przed psikaczem Szamana i już się nauczyła wiać...
Szaman bardzo szybko (jak to on) dał się odwrażliwić i znów grubas zadowolony stoi przy psikach...
Na wszelki wypadek psikacz się skończył (i dobrze, bo w ogóle nieskuteczny się okazał), został tylko żel…

Niedziela
W niedzielę trening leciutki w porównaniu z sobotnią terapią szokową :-)
Lina 7 m., siodło, napierśnik bez zmian, ale już bez wędzidła, bez chambonu (głowa znowu oczywiście wyżej ustawiona, a jakże). Więcej galopu było, już nie takiego szaleńczego, ale i tak energicznego, bo na samo wskazanie kierunku liną (równocześnie uczę Siwkę zagalopowania na komendę galop i na cmok, może się kiedyś przyda pod siodłem, czyli za jakieś 10 lat, jak Siwkę opuści moc do wariacji ;-)
W czasie galopu podszedł do nas cichcem Szaman, stanął sobie na granicy obwodu koła i niby-trawkę skubał (której wcale tam nie było) a co Siwka koło niego przebiegała, podnosił głowę, kładł uszy i szczurzył się do niej. Gad. Cały on. A kawał padoku dookoła, a trawiasty padok otwarty, mógł sobie pójść. Nie, on tu będzie się pasł. Na piasku. Dostał stringiem w dupsko (najpierw mu DG zrobiłam na odległość, ale udał, że nie widzi. Mówiłam, że gad. Żarcie to widzi z drugiego końca padoku i leci galopem...)
Prosiłam Siwkę o galop do momentu zwolnienia tempa i opuszczenia głowy, nawet małego z początku. Niestety, pogoda się zepsuła, czyli poprawiła, niby na deszcze się zbierało, ale wyszło słońce, zrobiło się gorąco, więc długo Siwki nie męczyłam. Muchy koszmarne znów się pojawiły, duże zielonkawo-cytrynowe jakieś, doprowadzające konie do szału, więc ze wsiadania zdecydowanie zrezygnowałam, niestety :-(

czwartek, 3 lipca 2008

Nasze psy

Zarzucono mi tu (Oblubieniec zwany Gutkiem), że tylko o koniach i o koniach... A psy gdzie...?
Psy są 2, w porywach do 3...
Skład stały: 2 dogo canario, czyli Fućka (Fuca Spidiland) i Bobek (Quentin Pressa Awangarda). Młode i wariujące (Fućka dziś w ramach wariacji dostała kopa od Szamana). Wesołe. Gadatliwe. Kochające. Dla obcych - groźne...
Skład zmienny: psy-przybłędy. Najpierw Lisia, Ruda-Kundlica; przyszła nagle i nagle poszła. Mieszkała z nami około miesiąca.
Obecnie syberian husky Lucjan; przyszedł i na razie nigdzie się nie wybiera, bo ma złamaną łąpę :-(

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket
Stanowisko obserwacyjne Fućki - stodoła.

Photobucket

Horsenality Class

...no właśnie... 8-10 września, Celbant. Że pozwolę sobie zacytować ze strony SPNH:

"Zmienia się format kursu L3. Będzie to - po raz pierwszy w Polsce - tak zwany Horsenality Class (Zajęcia z koniobowości)...
Kurs Horsenality Class odbywa się wyłącznie z ziemi, jest na nim więcej zajęć teoretycznych oraz mnóstwo obserwowania zachowania koni. Przede wszystkim będziemy uczyli się czytać konie i dowiemy się jak, w zależności od typu koniobowości, wykorzystywać różne strategie. Podczas kursu będziemy wykorzystywali rozmaite zabawki, przeszkody, podesty, przyczepę, round pen i będziemy obserwować konie - jak na nie reagują oraz jak reagują na zadania przed nimi stawiane, a potem w zależności od zachowania będziemy dobierać odpowiednie strategie działania."

Kombinuję, jak by tu pojechać...?? Z pewnością będzie nie jedno how interesting...? Szkoda, że jeśli nawet, to bez konia... Taką Siwkę przydałoby się Berniemu pokazać. Ciekawe, czy nasze oceny jej osobowości byłyby takie same ;-)

PhotobucketPhotobucket
Siwka: Prawopółkulowiec Zmienny

Photobucket
Szaman: Lewopółkulowiec Zmienny, ale bardziej wylewny w działaniu (czyli ekstrawertyk)

środa, 2 lipca 2008

www.Parelli.com

Dziś skoro świt, przed pracą, pojechałam do Cargo (FedEX) i odebrałam paczkę ze zbiorowym zamówieniem parelistycznym ze Stanów... Jeszcze nie wiem, co w niej jest (mam nadzieję, że wszystko, co miało być), ale przez dziurę inwigilacyjną w pudle (agencja celna?) dostrzegłam zielone piłki. Wielkie. Ogromne. Oczywiście po nadmuchaniu... Ale będzie! Drżyjcie konie!
Photobucket
fot. z www.Parelli.com

Up-date wieczorny:
Paczka kompletna. Wszystko dotarło, nic przez dziurę nie wyleciało :-)

wtorek, 1 lipca 2008

Kolejny padoczek gotowy...

W weekend ogrodziliśmy kolejny trawiasty padoczek dla koni… Pierwszy padok wyjedzony do cna i na nim docelowo będzie plac do jazdy a po środku powstanie okrągły wybieg…

Photobucket

Powolutku to idzie, ale może w końcu zaczniemy jakoś wyglądać w tym Gawłowie…
Na jazdę oczywiście czasu nie ma… Konie wałkonią się na całego; pół dnia się pasą, a drugie pół starczą przy bramce i gapią na podwórko… Okazjonalnie się przelecą galopem, wieczorem kłusują (owady!), Siwka bardzo ładnie wyjeżdża sama z siebie narożniki, kłusuje rytmicznie, choć jak na potrzeby swej przyszłej profesji (koń westernowy) za szybko i w zbyt wysokim ustawieniu… Nic to, wytrenuje się

Photobucket

W sobotę miał miejsce INCYDENT. Zwijałam ogrodzenie z taśmy elektrycznej i odsłoniłam stodołę… A stodoła otwarta od strony padoku, pełna słomy i siana, zawalona miejscami po sam dach… Koni nie chowałam do stajni, bo padok z trawą po pas dostępny, więc po co miałyby się fatygować pod stodołę… Poszłam po coś tam do stajni, wracam a tu widzę: konie pod stodołą. Grzeczne. Za chwilę patrzę: Szaman nogą trąca wystającą ze stodoły słomę… A za chwilę hyc! i wskoczył do środka (około 1 m wysokości w wejściu). A Siwka za nim!

Photobucket

Poleciałam na około, żeby na podwórko nie wypadły (nie mamy bramy, konie bez kantarów…) a te już łażą po stodole prawie pod dachem, po kostkach się wdrapują… Gdy mnie zobaczyły, dawaj po kostkach zgrabnie złazić w dół i prosto do mnie drałować… Kazałam im wyleźć, wyskoczyły na padok a za chwilę z powrotem hyc! hyc! i oba w stodole z propozycją, że może one na podwórko wyjdą…?
Gośka, pod czujnym okiem Fućki, biegiem spreparowała bramę...

Photobucket

Bobek Pies mocno się zdziwił, ze stodoła zajęta. Przecież to jedno z ulubionych miejsc do psiego leżakowania...

Photobucket

No, Cudaki Przebrzydłe… W stodole ciemno, ciasno, jaskinia… a te zero stresu… Kolonizatorzy Jedni… a jakie miały zawiedzione miny, że nie da się wejść, gdy zagrodziłam im wrota stodoły od strony padoku…

Photobucket
Jak to, nie da się wejść...???