"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 16 marca 2009

Z perspektywy siwych plecków...

...świat wygląda dziwnie... Zdecydowanie nie jest to moja comfort zone ;-) Póki co, naturalnie :-)

Odzwyczaiłam się od jeżdżenia (rok przerwy, bądź co bądź...) a już jeżdżenie na Moich Pupilach (dzikich na dokładkę) jakoś mi nie pasuje :-) Tak nam fajnie na ziemi... Ale jakby tak dobrze pomyśleć, to takie jeżdżenie to na początku nic innego jak friendly... Świetna okazja, żeby sprawdzić swoje umiejętności techniczne (przybliżanie & oddalanie chociażby) i przywództwo (pamiętam do dziś mantrę Berniego na kursie L1 2006 - na większość pytań uczestników miał przeważnie jedną odpowiedź: IMPROVE YOUR LEADERSHIP :-)
Włączyłam więc wsiadanie na Siwe do naszych co-weekendowych relacji. I w sobotę, i w niedzielę.
Zdjęć mało, bo Dziecię wpadło na pomysł, żeby filmować aparatem i po 8 minutach zapchało kartę pamięci... Czyli ani zdjęć, ani porządnego od A do Z nagrania, bo w najciekawszym momencie (zgięcia boczne i emergency dissmount - oba PIERWSZY RAZ Z SIODŁA - ależ jestem z siebie dumna, że przeżyłam :-) nagranie się urwało. Nic to. Za 2 tygodnie Dziecię znów przyjeżdża; pójdzie w ruch kamera :-) Mam zresztą statyw i sama mogę sobie kamerę ustawić. Byle nie znalazła się w Szamańskim zasięgu ;-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

W sobotę do 16.00 zbierałyśmy z Gośką na polu kamienie. Niestety, temat kamieni powrócił po roku przerwy. Oblubieniec Z., wydawszy nam rozkazy dotyczące techniki zbierania i segregacji kamieni, zgrabnie wywiał koło 13.00 do Warszawy :-)
Kamieni potrzebujemy multum do budowy rozmaitej: wylewka w pokoju (czas rozprawić się z podłogą na gruncie), padok koło stodoły (miękkie kląskające błoto uniemożliwiające ścieranie kopyt), słupki ogrodzeniowe (płot siedliskowy, metalowe ogrodzenia padoków - moje marzenie), ścieżki koło domu, bruk przed stajnią (ciąg dalszy)...

Po 16.00 wzięłam się za Siwe. Procedura z grubsza ta sama, co dotychczas (consistency): siodło klasyczne, kantarek, na wierzch side-pull. Zdecydowanie wolę zaczynać z Siwką na side-pullu niż jednej linie. Póki działałyśmy w stój, jedna lina jeszcze jakoś uszła. Ale teraz, gdy zaczynamy się aktywizować, wolę działać na obie ręce :-)
Siwe grzeczne, trochę tylko ekscytujące się od czasu do czasu błahostką jakąś. Najpierw zabawy z ziemi, siodłanie, dopinanie popręgu na cztery, kłus z siodłem, zmiany kierunku (na linie, potem na wolności), zgięcia boczne i po raz pierwszy z ziemi przejście ze zgięcia bocznego do odangażowania zadu. Przerzucanie liny/wodzy przez głowę. Tu było trochę ekscytacji i dygania, gdy robiłam to ze strefy 1 (stojąc na wprost). Ze strefy 3 nad wyraz spokojnie.
Potem było wsiadanie; dość szybko lokowałam się w siodle po męsku (do tej pory częściej przysiadałam bokiem, po damsku). Najpierw wsiadałam i siedziałam spokojnie o nic nie prosząc po kilkadziesiąt sekund za każdym razem. Potem dodałam zgięcia boczne na puzon (wystarczyło, że podniosłam wodze do góry i zjechałam ręką w dół jednej, Siwe już się zginało i zerkało na mój but :-) Siwe bez problemu prostuje głowę i zgina ją w drugą stronę. Spokojnie, bez żadnych emocji, zadzierania głowy, przestawiania nóg... Wystarczy BARDZO subtelny sygnał.
Tak się tym rozochociłam, że aż jeden emergency dissmount postanowiłam zrobić :-) Siwe jedynie na klepnięcie z zadek, gdy biegłam w tył, się ożywiło i odskoczyło podrywając głowę... Ale zaraz poziom energii opadł jej z powrotem :-) Wsiadłam jeszcze kilka razy i zakończyłyśmy. W sumie przesiedziałam na Siwce z 10 minut :-) To już chyba można nazwać jeździectwem :-)

Potem zaprosiłam Szamana do kółka, bo jak zwykle stał przy drągach i PATRZYŁ. Uważnie.
Na początku stoczyliśmy pojedynek o kantarek - nic nowego - ja chcę kantarek na głowę mu założyć, a on chce kantarek do gęby... Szkaradne konisko, pod tym względem niereformowalne ;-)
Pobawiliśmy się w BRUM! (Kolega sprytnie zaczął oszczędzać energię i za każdym razem proponować majestatyczne chody boczne) w kłusie i galopie oraz zmiany kierunku. Trochę poskakał, pofikał, po-pokwikiwał i się zasapał. A ponieważ na brzuchu wyskoczyło mu coś, co przez ludność tubylczą określane jest jako gulałka, a nie bardzo wiadomo, co to właściwie jest, dałam mu spokój... Popręgu też nie bardzo można mu zapiąć, bo owa gulałka umiejscowiła się tuż za nim... Wygląda to jak zapoprężenie, tyle, że nie jest szczególnie bolesne... No i Fiś z siodłem nic wspólnego generalnie nie ma... Piorun wie, co to...? Obserwujemy. Dziecię moje uważa, że to mózg przemieszczony do organu najczęściej używanego, czyli do brzucha... Z powodu permanentnego myślenia o żarciu... Fakt, Fiś pęka w szwach... Chyba będzie cięcie siana...

W niedzielę też było stacjonarne jeździectwo na Siwce, poprzedzone skokami z siodłem, m.in. przez beczkę :-) Siwe na początku stosowało unikologię, przed samą beczką robiło gwałtowną mijankę, w końcu odważyło się i hycnęło z wdziękiem... Trochę pogalopowała z siodłem, jako, że była bardziej reaktywna, niż w sobotę, po czym wgramoliłam się na siwe plecki. Posiedziałam, porobiłam commotion bujając się w siodle na boki, porobiłyśmy ze 3 zeskoki bezpieczeństwa i dałyśmy spokój. Potem, już bez siodła, wzięłam Siwkę na linę i poprosiłam o squeeze nad beczką. O, zdecydowanie lepiej! Siwe ładnie przeskoczyło w obie strony... Ten koń zdecydowanie bardzej woli pracować na linie - zyskuje wtedy spokój - widać potrzebne jej jeszcze takie trzymanie za rączkę :-)

Brak komentarzy: