Piątek, 23 maja 2008
Konie na oddzielnym padoku. I bardzo dobrze, niech się
alienują. Choć to, zdaje się, oddzielenie dyscyplinarne... Ponoć przy próbach połączenia w jedno stado,
znęcają się nad pensjonatowym ogierkiem-Alisterkiem... Biedactwo... Do krycia to się umie zabierać, ale do samo-obrony to już nie...
Konie pasły się spokojnie, choć na sąsiednim padoku Alisterek próbował kryć Jasemonię, więc
kwiki i
kopy unosiły się w powietrzu... Gdy pojawiłam się na horyzoncie, Siwka ożywiła się i ruszyła w stronę ogrodzenia, a ja
spuchłam z dumy, że oto mój koń weekendowo-sobotnio-parellistyczny leci na powitanie
swojej alfy... Szybko mi
puchlina przeszła jednakowoż, bo Siwka i owszem, leciała do ogrodzenia, ale wcale nie do mnie, tylko po to, by z bliska pooglądać
umizgi ogierka na sąsiednim padoku...
Na szczęście Szaman podbudował moje
morale, nadwątlone Siwkową ignorancją... Ruszył dość energicznie i wyraźnie w
moją stronę... ponieważ ostatnio, z powodu choroby, byłam na zwolnieniu, aż emanowałam
teoretyczną podbudową od oglądania parellowych płytek kształcących... i postanowiłam zastosować
mega-przyciąganie zachęcające... skuliłam się
przymilnie, jak przy przywołaniu w jojo, i zaczęłam
pocmokiwać rytmicznie... Szaman się
zbystrzył, dostosował do rytmu cmokania i zaczął...
lecieć do mnie kłusem...! I przyleciał! Nic to, że ledwo wyhamował tuż przed moim nosem...
ciach ziołowych całą garść dostał... I stanowczo wysforował się w naszym stadnym rankingu przed Siwą... jak to człowieka podejść łatwo ;-)
Trochę się tak pobawiliśmy (przylatywanie na
cmok-cmok-cmok), Szamanowi podobało się, aż za bardzo, zwłaszcza te ciasteczka jako pozytywne wzmocnienie... potem nie chciał się w ogóle
odczepić, odesłanie nam się popsuło przez te
wygłupy w stylu
wariacji na temat stick to me ;-)
Do tego stopnia się popsuło, że okrążanie na wolności w kłusie Sz. robił tak blisko mnie, że prawie się o mnie ocierał i co kilka kroków proponuje
podejdę, co? mogę? no, daj podejść...
Na Siwkę zastosowałam
całkowitą ignorancję i już za chwilę
wait a minute! ogierek nie był ciekawym obiektem do obserwowania...
podpełzła Siwka
cichaczem, stanęła za Szamanem i zaczęła jawnie
zerkać, co robię... w końcu
wylazła zza niego na okoliczność
dawaj ciasteczko! grubas i tak już dużo ich zeżarł...
W końcu Siwka przeszła do kontrataku i zaczęła się do mnie
umizgiwać, przypochlebiać, wdzięczyć... Pobawiłyśmy się więc, z entuzjazmem i energią, na wolności na dużym padoku, w:
- przestawianie przodu i zadu (driving, porcupine)
- jojo - fantastyczne, na pokiwanie
paluszkiem, Siwka wędrowała w tył jakieś 5-7 m. (bez liny!) i przychodziła na głaskanie powietrza... lekko,
leciuteńko...
- okrążanie - fantastyczne, w obie strony, ze zmianą kierunku, bez żadnej próby ucieczki czy
od-dryfowania
-
pacanie nogą + stawianie nogi na obiekcie, wyższym niż dotychczas. Eksperymentujemy też, dość owocnie, ze zmianą nogi pacającej na zasadzie
ja zmieniam-Ty zmieniasz...
- podnoszenie nóg na wolności - bez zarzutu; Siwka odwracała się tylko i patrzyła, co robię, przy podnoszeniu zadnich... a przy
przodach zaproponowała zaczątki kroku hiszpańskiego...! o, będzie nowa sztuczka!
- prowadzenie za dolną szczękę - kiedyś, kiedyś coś tam w tym kierunku eksperymentowałyśmy, podobnie jak prowadzenie za kosmyk grzywy... Szczęka nie wychodziła, kosmyk w miarę... Teraz nie mamy kosmyka, bo się obcięłyśmy w ramach eks-grzyba... Ale szczęka nam została, więc popróbowałyśmy i mimo wstępnych oporów (próby
wykrętów,
nurkowania głową góra-dół) wypadło bardzo ładnie... Siwka wędrowała w sugerowanym przeze mnie kierunku, na delikatne przytrzymywanie dolnej szczęki :-) a delikatnie być musiało, bo bez liny i Siwka mogła w każdej chwili zwiać, jak to ona ma czasem w zwyczaju, gdy przesadzę z presją...
-
novum: podnoszenie głowy znad trawy na poklepywanie szyi w okolicy kłębu - początkowo musiałam, jak na Siwkę, całkiem wysokich faz używać, ale szybko nowa porcja wiedzy została
przyswojona...
- wkładanie ręki do pyska - tutaj dochodzimy do poziomu, gdy Siwka na rękę w pysku reaguje opuszczeniem głowy i rozluźnieniem... takim
prawdziwym... z prawie-wywracaniem-oczami-i-ziewaniem... i tu dopiero zaczyna do mnie docierać, jak powinna u Siwki wyglądać
wygrana zabawa w przyjaźń...
- ale za to
stick to me w kłusie tym razem nie zadziałało. Ani razu. Widać nie można mieć wszystkiego naraz :-)
Sobota, 17 maja 2008 r.
U koni krótko, króciutko, godzinka zaledwie... Do Szamana nawet się nie dotknęłam, Gośka go wyczyściła i przycięła mu grzywę (krzywo); wśród bywających w
Żabiczu gości, Szaman ostatnio dochrapał się ksywki
irokez...
Ja skupiłam się na Siwce, bo wreszcie odebrałam dłuższy popręg do podkładki i paliłam się do jego przymiarki. Siwka też się paliła, ale do uciekania. Generalnie piękną prawą półkulę prezentowała, ekspresyjnie-ekstrowertyczną...
Podkładka się nie spodobała, popręg się nie spodobał... ręka mi zwiędła od obustronnego
approach & retreat a konisko siwe sztywne i kapryśne pozostało... w introwertyzm zapadające się, nie-uciekające, ale i nie-akceptujące... a jaka postawa przy okrążaniu! jeszcze Siwki w takiej postaci nie widziałam! wyglądała, jakby oddechu złapać nie mogła (a wcale mocno popręgu nie zapięłam!)... ledwo się ruszała...
cudak ten koń jest straszliwy ;-)
...i znów mamy nad czym pracować...