"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

piątek, 16 maja 2008

Środa

W środę miałam nadspodziewanie nagły urlop, więc we wtorek po pracy, objuczona klamotami, czyli plecakiem weekendowym, pojechałam na wieś. Miałam cichą nadzieję, że uda się zahaczyć o konie, ale nic z tego… Autobus się spóźnił, w Nasielsku byłam przed 20.00, więc wylądowałam w Gawłowie… Całą środę (13 godzin!) spędziłam na roboczo. Efektywnie.
Wreszcie udało mi się ruszyć stajnię: odkurzyłam ściany w obu boksach i na korytarzu (w sumie 2/3 całego pomieszczenia) i zagruntowałam ściany. Rozmoczona glina ze ścian w połączeniu z pryskającą na wszystkie strony emulsją gruntującą pokryły mnie cienką, aczkolwiek solidną powłoką, która po zastygnięciu nieszczególnie dawała się usunąć. Ponieważ wcześniej targałam sosnowe słupki, dodatkowo byłam wypaćkana żywicą… Atrakcyjnie...
Przed stajnią uprzątnęłam wysypane bez-ładnie kamienie polne (wstęp do dalszego ciągu układania kocich łbów).
Jakieś tam słupki brakujące wkopałam na padoku; jeszcze tylko żerdzie muszę kupić (41 sztuk)... I padok będzie gotowy. Ten z najmniejszych padoków...
Zaczynam też kombinować, gdzie by tu posadowić okrągły wybieg; i nijak nie mogę nic sensownego postanowić: wszędzie ziemia żyzna, czarna, trawa po kolana, żeby nie powiedzieć po-pas...
A propos trawy: łąka leży sobie skoszona... W sobotę, zdaje się, czeka nas przewracanie tego, co zalega, na drugi bok... I żeby nie padało...

Photobucket

Brak komentarzy: