"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 10 marca 2008

Będą zdjęcia :-)

SOBOTA:
Weekend zdecydowanie udany :-) Gośka się zmobilizowała wreszcie, więc nawet zdjęcia są!
Sobota pod znakiem koni, niedziela pod znakiem Gawłowa.
Do Żabicza doczłapałyśmy się z buta (4,5 km.), koło południa. Konie na padokach - pozytyw nr 1. Stajnie posprzątane - pozytyw nr 2.
Siwka nie podeszła do nas na dzień dobry - wiadomo, plecaki. Po co się narażać na niespodziewany atak plecaka... Bo przecież plecaki atakują konie, zwłaszcza siwe... Gniadych nie atakują (Szaman podszedł), kasztanów też nie (Mirabelka podeszła)... Ale siwe na pewno atakują, więc na wszelki wypadek Siwka zerkała z bezpiecznej odległości... Bez łaski, nie będzie marchewki na dzień dobry... i poszłyśmy zrobić sobie zupki chińskie w ramach drugiego śniadania...
Sesja z Siwką (od niej zaczęłam) pozytywnie, jak zwykle (tylko jeden występ prawopółkulowy na spacerze), tyle tylko, że błoto na dużym padoku koszmarne... A małych padoczków brak (no, może jest jeden, ale po pierwsze ogrodzenie ma około 1 m. a Siwka jest BARDZO skoczna a po drugie dalekooo od koni i co za tym idzie daleko od Siwkowej comfort zone)
Zdecydowanie brakuje mi odpowiednio usytuowanego małego wybiegu do ćwiczeń, niechby nawet był kwadratowy, byle suchy... (przenośnego nie chce mi się budować za każdym razem, szkoda czasu...) Jakoś sobie radzimy z tym, co mamy, ale za bardzo poszaleć nie możemy...
Dzień pod znakiem siodła (nowego), które Siwka przyjęła bez emocji. Nastawiłam się na dłuższe wygibasy i odczulenia a tu proszę, how interesting :-)
Najpierw je obwąchała solidnie, potem wylizała a nawet skrobnęła subtelnie jednym zębem... Pozarzucałyśmy z każdej strony na grzbiet pad, potem ze 3 razy siodło i osiodłałyśmy się; lewe latigo okazało się ciut za krótkie na dwa przełożenia (Siwka też ma niezłe brzucho), ale dałyśmy radę na ostatnią dziurkę... Potem jeszcze 2 razy skracałyśmy i było good :-)

Photobucket

Potem "po bożemu" zgięcia boczne ze strefy 3, czego nie robiłyśmy chyba z rok, więc Siwka uznała, że skręcamy i ruszamy naprzód, ale szybko jej się rozjaśniło i bardzo miękko oddawała głowę w obie strony (a marcheweczka w nagrodę sprawę umocniła).

Photobucket

Potem zaczęłam się gramolić po strzemieniu, ale tylko z lewej strony, bo z prawej moje biodro tego nie jest w stanie znieść... Ciekawe, czy to blok psychiczny, czy rzeczywiście mam ograniczoną ruchomość)? Mamunia Siwki mnie tak urządziła na starość, 3 lata temu na drzewie rozmazując ;-)
Z gramolenia mojego taki zysk, że upaćkałam błotem nowe strzemię z żółciutkiej miękkiej skórki, ale na szczęście jak wyschło, to dało się wykruszyć ;-) Siwka gramolenie moje zniosła z godnością osobistą, a ze zdjęć Gośki wynika, że oko i cała reszta Siwki pozostawała spokojna i lewopółkulowa...

Photobucket

Photobucket

Nie zaryzykowałam wsiadania całkowitego, bo nie zabrałam butów z gładką podeszwą a moje gumnioki-zimówki miały wyjątkowo dobrą przyczepność do strzemienia i nie dawały się szybko wysunąć, tylko się klinowały... zatem za tydzień do stajni jadą kowbojki...
Oprócz wsiadania, wiszenia i machania nogami wisząc, rozpoczęłyśmy friendly wewnątrz pyska, przygotowujące do wyciągania jęzora... Tutaj how interesting! czyli może i my się kolegujemy, ale ty mi tu ręki do gęby nie pchaj i cała gama adekwatnych do tego komunikatu zachowań: nurkowanie głową w dół, szybowanie do góry, uniki prawo-lewo, dreptanie do przodu-do tyłu... Udało mi się parę razy jęzor pogłaskać i raz spotkać się sam-na-sam z zębami trzonowymi, niezaciśniętymi na szczęście ;-) Poprzestałyśmy na razie na memlaniu i próbach niezbyt gwałtownego pozbycia się ręki, ale z głową w dole... Jak na pierwszy raz, wyśmienicie. Siwka się cywilizuje ( i dobrze, bo wkrótce odrobaczanie ;-)

Photobucket

Na spacer poszłyśmy najpierw na korytarz między-padokowy koło kur (Siwka rzuciła się na trawkę nieśmiałą wiosenną i jakieś suche badyle, okazjonalnie zerkając na trzepoczący się drób), a potem na łączkę przylegającą do padoku, gdzie miał miejsce piękny prawopółkulowy występ, jak za dawnych, dobrych czasów, gdy Siwka głównie w tym się specjalizowała a teraz zachowanie takie występuje sporadycznie... Gośka chciała do nas przyjść z Jasemonią, więc pokątnie wyprowadziła ją z padoku, gdy zagapił się jej padokowy towarzysz, ogierek Alister, bardzo rasowy traken, który ma być w przyszłości skoczkiem-czempionem i czeka go zakład treningowy i inne klasyczne "atrakcje" :-( Po drodze Jasiek jednakowoż załadowała się do stajni i rzuciła na siano Szanty a gdy Gośka zaczęła ją wypraszać z cudzego boksu, Jasiek urządziła sobie galop po korytarzu na padok i z powrotem, Alister się połapał i dawaj galopem do drągów, Szaman się połapał i kłusem do Alistera, Siwka się połapała i biegiem, biegiem, coś się tam wyczynia, trzeba wracać do stada... i bardzo ładne szaleństwo na linie urządziła...
...jednak nie na darmo urządzam sobie ostatnio intensywne sesje teoretyczne (m.in. Liberty & Horse Behavior, Success Series); Siwka została elegancko i ze stoickim spokojem z mojej strony sprowadzona na ziemię najpierw cofaniem a potem chodami bocznymi... efektownie to wszystko wyglądało, Siwka próbowała się nawet wspinać, pofukiwać na mnie groźnie, nogą przytupywać, chociaż była w miarę posłuszna i polecenia wykonywała.... cofając przeżuwała, ale z zadartą głową i wytrzeszczonymi oczami (próba oszukaństwa, że niby myśli? how interesting...) a w czasie chodów bocznych (zone 1 - zone 4 - by the way don't go forward) parę razy sama sobie przykopała we własną nogę, poplątała się, potknęła... i wypuściła powietrze opuszczając głowę do trawy...

Potem przeszła pora na Szamana, chociaż mu ostatnio obiecałam, że będzie brany na zabawy jako pierwszy... Ale jakoś nie chciało mi się do niego z początku dotykać - wyglądał jak wielkie, panierowane końskie gówno (z przeproszeniem...) Gośka go jednak w międzyczasie trochę oskrobała i zaczął trochę przypominać konia... Gośka nawet się trochę z nim pobawiła (sesję catchig game mu zafundowała, trochę w wersji Monty Robertsa a potem zabawy na wolności), a trochę się Szaman pobawił sam, oczywiście Gośki kosztem, bo wypatrzył jej jasno-błękitną kurtkę powieszoną na ogrodzeniu... Nie trudno zgadnąć, co było potem... A zaczęło się od błysku w oku i efektownym kłusie z zadartym ogonkiem prosto w kierunku kurtki...

Photobucket
Photobucket
Photobucket
Photobucket

Nasze zabawy z Sz. ograniczyły się do pobieżnego przelecenia się po friedly, jeżu przodu (subtelny opór, uszy ciut cofnięte, mina niezadowolony jestem, ale ustępował), drivingu przodu-zadu; skupiliśmy się natomiast na zmianach kierunku w kłusie w circling game. Tu bukiet dominacyjnych zachowań Pana Sz. ukazał się w pełnej krasie; Pan Sz. biegnąc ku mnie szczurzył się, a na moje wypychanie go energią w przeciwnym kierunku, wykonywał wielki poskręcany sus w bok (wielkie wężujące końskie cielsko), trzepiąc głową... Zdjęć niestety z tej sesji nie mamy, bo Gośka w feworze fotograficznego szału zapełniła całą kartę pamięci (zrobiła około 500 zdjęć)... A niektóre zdjęcia wyszły jej naprawdę DOBRZE... czyżby talent domorosły...?
Z innych ciekawostek: pobawiłam się z Mirabelką w przestawianie alfy na zasadzie wynocha, ja będę stać, tu gdzie ty... Ruda zła, miny robiła, odkłusowywała w ostatnim momencie, gdy już-już śmigło miało dosięgnąć grubawe cielsko... Cwane konisko, ale miłe... Potem się miziałyśmy a Mirabelka niby niezadowolona krzywiła się do mnie, ale momentami się zapominała i robiła maślane oczki...

Photobucket
Photobucket

...i jeszcze postaliśmy sobie zbiorowo "przez drągi" z Siwką i Szamanem koło Jasemonii i Alistera i generowaliśmy stadne interakcje; Siwka chyba ma krypto-ruję, bo naprzemiennie a to zalecała się do Jasemonii a to podszczypywała ją w kark ogierzasto... A gdy podszedł do nich Alister, bądź co bądź ogier(ek) prawdziwy, obie zgodnie, Siwka i Jasio, wyszczerzyły na niego zębiska... Szaman stał koło nich i niby-drzemał, ale były to pozory tylko, bo gdy Alister zbliżał się do drągów, powoli wyciągał do owego szyję, błyskawicznie kładł uszy i próbował dziabnąć małego...

Wieczorem przyjechał po nas Zbyszek z psami i pojechaliśmy zgodnie i zbiorowo do Gawłowa. Ciemno już było, więc posprzątałyśmy jedynie z Gośką chałupinę i poszłyśmy do stajni obejrzeć elektrykę. Elegancko jesteśmy okablowani, oddzielne światło w boksie Szamana, oddzielne u Siwki i kolejne w części "zaplecza stajennego". Brakuje tylko jeszcze lampy przed stajnią, ale wkrótce się pojawi; elektryk wpadł z wizytą z żoną i synem i przyobiecał, że dorobi w tygodniu :-)

NIEDZIELA:
Pogoda fantastyczna, cieplutko... Zrobiło się optymistyczniej... Droga nasza trochę obeschła, tyle że da się dojechać samochodem i nie trzeba zasuwać na piechotę od sąsiada...

Photobucket

Dużo z Gośką nie zrobiłyśmy; pozbierałyśmy trochę kamieni na "kocie łby" przed stajnią i przeniosłyśmy połowę żerdzi na ogrodzenia (około 50 sztuk) pod stodołę, bliżej przyszłych padoków, żeby potem ich nie targać... Zakwasy miałam jeszcze wczoraj na tę okoliczność ;-)

A w sobotę URODZINY SZAMANA!!! Gadzina kończy 4 lata :-)
Photobucket
Photobucket

1 komentarz:

david santos pisze...

Hello, edka!
Excellent posting. Nice photos.
I appretiate this blog.