Nie żebym jakoś szczególnie nie lubiła zimy, ale
targać przez zaspy siebie
w kompakcie z brzuchem Kazikiem komfortowe nie jest ;-)
Brzuch Kazik już
na wyźrebieniu, 30 grudnia jadę do szpitala
się pokazać w celu podjęcia decyzji, czy
już, czy
jeszcze nie. Czyli Sylwester, zamiast w towarzystwie koni (co roku towarzyszę stadu
na wszelki wypadek na okazję fajerwerków), może być na położniczym z
Kazikiem (mam nadzieję, że Kazik nie okaże się wrzeszczącym RBE, bo po
wyźrebieniu mam
ambitne plany końskie ;-)
Konie dzielnie znoszą mrozy, sople na wąsach wiszą, sierść postawiona, ale żeby zimno im było - nie wygląda. Okolice serca i za uszami ciepłe. Nawet, gdy pada i konie mokre. A
cholery takie są, że nieszczególnie pod wiaty się chowają; raz już wpadłam w małą
panikę na okoliczność dziadka-Heńka (śnieg
wali, zawieja i zawierucha a zza węgła, spod wiaty, jeno siwy
dziób wygląda). A Dziadek
se poszedł na najdalszy padok nadrzeczny i pod linią krzaków stojąc coś tam kopytem, spod śniegu wygrzebywał...
Szamany (Fiś i Huc) - nawet jak im otworzę
łaskawie podwórko i mają dostęp do
wiaty siennej - to i tak
sterczą na pierwszym padoku
zastodolnym, na swoich
stanowiskach do karmienia... Bo jak mi się nie chce
łazić i rozrzucać (a
obarczonej Kazikiem może mi się nie chcieć ;-), albo gdy mocno wieje i śnieg pada, podaję koniom siano
w kupkach...
Fisiek
sterczy zatem na górce a Huc przy
eks-gnieździe sikory (nie tej sikory, która się za nóżkę w mysią pułapkę onegdaj złapała, ale takiej, co ją wzięłam za nietoperza... Jakby kto był ciekawy, to mogę opowiedzieć, choć to historia nie-końska jest ;-)
Aaaa, zapomniałem o
newsie dnia napisać: Siwe mi dziś
odchrumknęło na moje
chrumknięcie :-)))
Dwa razy, przy dwóch kolejnych wizytach u koni...
Czujecie? Żeby
dzikie RBE
gadało na komendę??
Bezcenne :-)))