"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

czwartek, 18 października 2012

Sikora

Wczoraj miał miejsce incydent z sikorą. Ptakiem takim. Z żółtym brzuszkiem (uściślam, bo nigdy nie wiadomo, jaką Czytelnik ma wiedzę ornitologiczną. Poza tym sikora to także określenie zegarmistrzowskie może być; zegarek taki ;-)
Sikora złapała się za nóżkę w mysią pułapkę. Właściwie za pazurek. Nieszkodliwie. Sikora-Idiotka dodam, bo pułapka sprytnie zakamuflowana, za kartonem, wcale niekonicznie dla ptaków... Myszy, niestety, łapać musimy (jako wegetarianina budzi to moje pewne opory moralne, aczkolwiek nie chcemy skończyć jak Popiel...), bo istna inwazja na Gawłowie... Ale żeby sikory...?
...sikora się złapała i urządziła straszną scenę, że ją trzyma. I w sumie się jej nie dziwię. Nie jej wina, że idiotka... ;-)
Podjęłam bohaterską akcję ratowniczą, wspomagana przez psy (białe, czyli nienormalne amerykany-buldogi, które jarają się byle czym ;-) Sikora tak się tłukła, tak syczała-wrzeszczała, tak dziobem wywijała ku mojej ręce, że w końcu spadła na ziemię (z pułapką), psy zaraz oferować się, że podniesiemy, podniesiemy!!, ja sikory bronić, jak lwica, bo wiadomo, co by zostało z sikory, jakby ją amerykany podniosły... Zamęt się zrobił nie-byle-jaki...
...i tu zgrabnie przejdę do zagadnienia sikora a sprawa końska. Bo po podwórku łaziła sobie Siwka. Siwka jest Faworyta, może łazić, gdzie chce. Owinęłą mnie sobie wokół kopyta; wystarczy, że zażąda: chcem na podwórko a ja już otwieram sprężynę...
...Siwe w sprawę sikory zaangażowało się od samego początku. Gdy tylko spostrzegła, że coś się dzieje za kartonem (karton na stoliku pod oknem łazienkowym), od razu przydrałowała pod dom i dawaj obserwować z bliska. Siwe, dodam, koń płochliwy, z natury ekstremalnie prawo-półkolisty...
I weź tu ratuj kogokolwiek człowieku, jak pod nogami masz szalejące psie cielska a nad ramieniem siwą głowę, która proponuje zabawę... touch it*...
Sikorę udało się oswobodzić, złorzecząc odfrunęła na bramę skąd wygrażała nam donośnym głosem ;-)
Psy były nieco zawiedzione, Siwe nie. Bo dostało marchewkę za dzielność i czynną pomoc w akcji ratowniczej :-))

* Siwe tak ma tę zabawę wdrukowaną (od dawna łączę ją z premedytacją z oswajaniem z nowymi, strasznymi przedmiotami), że wystarczy, że wezmę do ręki coś nowego, innego niż zazwyczaj a Siwe już startuje do owego przedmiotu nosem, czy ją prosili, czy nie (ostatnio nosowała wiklinowe fotele pod domem oraz pilarkę spalinową, która pojawiła się w jej zasięgu a do których to przedmiotów zbliżyłam się w celu jakimś tam...) Mało tego, Siwe posuwa się o krok dalej; nie poprzestaje na samym tryknięciu nosem, ale widząc mój brak reakcji (uuu, nie daje ciasteczka...), zaczyna intensyfikować starania i skubie dany przedmiot zębami... Ostatnio w wyniku takiego skubnięcia odgryzła kawałek drewnianej bramy wjazdowej, którą akuratnie zamykałam, przy siwej asyście.

A tak poza tym to wczoraj, dodatkowo, otrzymałam od Siwej odchrumknięcie na moje ku niej chrumknięcie. Taka laleczka :-))) Ciekawe, czy się nam uda, jak z Fiśkiem, konwersować całymi zdaniami ;-)

Brak komentarzy: