"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

wtorek, 9 października 2012

Jesień...

Rok akademicki się zaczął, Doma odjechała do Wawy na nauki, Fisiek znów leży odłogiem.
Aczkolwiek nie wygląda na zmartwionego, choć pewne symptomy braku dopieszczenia wczoraj przy werkowaniu wykazywał; podskubywał Oblubieńca w plecy (najpierw dla zmyłki udawał, że się chce poprzytulać ;-) raz próbował się położyć (raz tylko, bo zaraz został przeze mnie upomniany i więcej nie próbował), zaczepiał asystujące psy (Monusię to nawet w grzbiet skubnął, bo głupia myślała, że to Matka-Fućka ją po pleckach mizia, więc nie zareagowała paniczną ucieczką od razu, co Fisia ośmieliło :-) podnosił i upuszczał linę oraz zrzucał wiszącą na wiacie czapkę (magiczną - Parelli ball-cap ;-) A od czasu do czasu próbował dostrzec (kombinując, ile wlezie), co tam, panie, durny Huc z drugiej strony wiaty robi  (bo ani chybi żre bezczelnie siano, kiedy on Głodny Gruby Biedak Fisio, musi nogi podawać...)

Wczoraj również przody Siwki były na tapecie; zwierzę najpierw gały wybałuszyło, że po nią z kantarkiem idę (ale jak to? ale po co??) i na wszelki wypadek zwiało kłusem, ale zaraz sobie przypomniało, że nie wypada być przez człowieka łapanym i biegiem do mnie wróciła...
Przy werkowaniu bardzo grzeczna, też robiła Oblubieńcowi przytulanki, ale bez fisiowego oszukaństwa i podszczypywania. Robiła też oczy maślane co, przyznaję, wzbudza we mnie pewną zazdrość (a niby miał to być koń, jak to mówili, dla jednego jeźdźca. Znaczy dla mnie ;-)
Huc się tylko na kopyta nie załapał, bo Huca mam ambicję sama zrobić tyle, że ciągle coś. I bynajmniej nie chodzi o moje brzucho zwane Kaziem (by the way: początek 7. miesiąca), ale o ogólne wygospodarowanie czasu, żeby przy Hucu na stołeczku zasiąść...

A przed-wczoraj końska ucieczka. Ciemną nocą, czyli w okolicach 21.00. Poszłam konie na noc rozdzielać (Hanio na łąkę, reszta na zastodole), wołam, fiukam a tu tylko Heniu z mroku się wyłania... Reszty ni widu, ni słychu... Wróciłam do domu po latarkę, w międzyczasie słyszę, że nasze psy drą się w pobliżu domu... Nawet Buła, która bez potrzeby gęby nie otwiera... Świecę a tam na słusznej wysokości widzę oczy świecące w ciemności... Podchodzę bliżej, w ciemności siwe cielsko majaczy, tuż przy tasiemce zamykającej zabramię... Psy pozamykałam, poszłam po linę i ciasteczka (argument koronny, o ile któryś z koni nie rzuci hasła spieprzamy - jak przy poprzedniej ucieczce rzucił Huc ;-) zdjęłam tasiemkę a towarzystwo grzecznie gęsiego (Siwe, Fisiek, Huc) prosto na podwórko i pod bramkę: Wrócilim, wpuszczaj do Heńka. O, taka ucieczka była...
Tyle, że musiałam obejść ogrodzenie i zdiagnozować, jak się na koniczynową łąkę wydostali i po nocy, przy latarce, pastucha naprawiać... Ale mam już w zanadrzu niespodziankę dla kolesiostwa: zakupiłam nowy elektryzator - do 80 km., na dziki i inne, temu podobne... Czyli akuratnie na Szamanisko i Huca, bo to oni są głównymi podejrzanymi w sprawie demolki ogrodzeń... Się towarzystwo zadziwi... ;-) Wielka inauguracja przewidziana na nadchodzący weekend (teraz, niestety, muszę do Wawy na parę dni wrócić :-(


Brak komentarzy: