"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

sobota, 17 września 2011

Cutting

...właśnie skończyłam jazdę na Hucu. Ale było!
Cały dzień zbierałam się do wsiadania na Siwe i Finia, ale ciągle coś. Jak chociażby konieczność zwożenie opału do drewutni (od poniedziałku ma padać ) czy pielenie (cudny ogród Oblubieńca mi się zapuścił nieco ;-) Tuż przed zmierzchem ocknęłam się, że w końcu na nikogo nie wsiądę. Na biegiem wzięłam więc małego. Jutro mają być goście, wypada sprawdzić jak forma grubaska.
Najpierw było snucie się, jakieś follow the rail, esy-floresy, w sumie nic nowego... Nuda. Miałam kończyć, zmierzamy pod wiatę, po drodze musieliśmy tylko wpłynąć na Henie, żeby się odsunął, bo nam stał na drodze... I wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Cutting! Pomanewrować Dziadkiem! Dziadek mało się rusza, czasem biorę go na linę, żeby pokłusował... A gdyby tak poruszać go siedząc na innym koniu...? O, Hucowi się od razu spodobało!
Najpierw zaganialiśmy Dziadka w stępie. Sprawdziłam, czy Huc pamięta pracę z niby-lassem. Pamiętał. Nic sobie nie robił z mojego wywijania ze świstem nad głową i po bokach (dość niewprawnego jeszcze, przyznaję. Ale najgorzej ze mną nie jest, ani razu Huca nie pacnęłam niechcący ;-)
Potem sprawdziłam, czy da się kierować dosiadem i jednorącz (naturalne hackamore). Kurcze, Huc załapał błyskawicznie! Już po chwili ganialiśmy za Dziadkiem, przed Dziadkiem, obok Dziadka kłusem :-) Huc błyskawicznie przyspieszał, stawał, robił zwroty! minę przy tym miał bardzo fachową, jak prawdziwy koń cuttingowy: robił na Dziadka groźne miny, kładł uszy... Dziadek dawał sobą powodować jak dziecko, aczkolwiek nie wyglądał na niezadowolonego. Ba, momentami próbował nas kiwać jak rasowa wycinana krowa ;-)) Ubawiliśmy się setnie, Huc wcale nie ciągnął pod wiatę, gdzie zazwyczaj zdejmujemy siodło (czasem sugeruje, żeby kończyć jazdę ;-), tylko pilnował Dziadka :-)

Na fali dziadkowego sukcesu postanowiłam powycinać Fiśka, a następnie Siwkę. W obu przypadkach ponieśliśmy sromotną klęskę; Fisiu się na nas wyszczerzył i zamarkował atak (od razu na niego wrzasnęłam, więc nie miał śmiałości wprowadzić groźby w czyn ;-) a Siwe tylko uchle położyło + zrobiło ohydną minę i od razu Huc wymiękł. A ja razem z nim ;-)
Chytrze jednak wydłużyłam lasso-mekate i stadko musiało ulec wobec takiego dictum ;-) Zabawa jednak była średnia, bo nasi kręcili się po małym kółku, jeden za drugim i nie zamierzali nam wprawiania się w wycince ułatwiać...
Cóż, pozostaje nam Heniu do ćwiczeń... Jak nabierzemy wprawy, zasadzimy się i na te trudniejsze sztuki :-)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

wow, super:)