"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 4 października 2010

Kochane zdrowie, nikt się nie dowie...

Oto i po L4. Znów siedzę za biurkiem, niestety :-(
Jako się rzekło, po 2 dniach leżakowania u Mamusi, pojechało się na wieś. W formie, bynajmniej, nie kwitnącej ;-) Psy się ucieszyli, konie chyba też, choć się jakoś szczególnie nie pucowały ;-) Przynajmniej nie wszystkie; Siwka, Fisiek i Niko drą się na mój widok dość często; hucyk i Pan Starszy Henio - nie (Henio chrumka, gdy niosę wiaderko z wiadomą zawartością ;-)

Jakoś za szczególnie z końmi nie działałam, bo i forma nie ta, i pogoda nieszczególna początkowo była... W niedzielę dopiero się przemogłam i zaproponowałam huckowi jazdę. Z marszu. Żadnych tam zabaw wstępnie ustalających, pre-fly checków... Wprawdzie miałam z tego powodu lekki niepokój, bo huc zioło jest niezłe (a niby czemu ów niepokój? całe 20 lat się tak jeździło i to na obcych - kunia za łeb, siodło na plecy i hajda w teren. I żyje się po dziś dzień ;-)
Hucyk trochę sprężał się przy siodłaniu pod stajnią (podejrzewałam, że to przez plandeki zakrywające siano, furkoczące na wiacie), aczkolwiek to innych koni nieobecność była powodem bystrości postawy - stanęliśmy osiodłani koło plandeki, poszarpałam nią niemiłosiernie, hucyk nawet nie spojrzał w jej stronę (ot, 24 h. powiewa a konie przy niej siano konsumują. Czym tu się niepokoić...)
Pojechaliśmy do koni na łąkę. Jedyny test, jaki wykonałam to WHOA! z dala od koni jeszcze, który hucyk lekko oblał, bo od WHOA! do zatrzymania upłynęły 3 kroki (to nie lekkie oblanie, to skandal jest!) Ale BACK-BACK-BACK dość ładnie wykonał, więc uznałam, że dobrze jest :-)
Jazda była na łące siennej - tam teraz konie się posilają, bo w obliczu informacji, że za 2 tygodnie ma spaść śnieg... A niech się nażrą na zapas, do wiosny ;-)
Podłoże okazało się fantastycznie sprężyste, jazdę mieliśmy bardzo przyjemną. Wymęczyłam małego kłusowaniem, że hej. I sama też się wymęczyłam, przy okazji ;-) Przejścia vel wahadło stój -kłus oraz kłus-WHOA! wychodzą nam przecudnie, bez manewrowania wodzami :-) Jog też cię hucykowi przypomniał :-) Trochę jeszcze musimy popracować nad symetrycznymi kołami, bo póki co do Mistrzostwa Gawłowa w Reiningu nam daleko ;-)
Powolutku przechodzimy do minimalizacji pomocy proszących (przyswoiłam ostatnio podział pomocy na asking i correcting - zaczerpnięte z westowego DVD szkoleniowego - studiuję po kolei rozmaitych trenerów). Huc zaczyna stawać na usiądnięcie na kieszeniach i cofać na samo obciążenie strzemion. Zdaje się, że pora podnieść małemu poprzeczkę :-)

Potem wręczyłam Siwca Ali (wiało i w ogóle... kiedy ja się w końcu do wariatki przekonam???) Jazda na wędzidle, siodło west. Siwe na początku niemożebnie wyczyniało, grymasiło, wędzidłu się sprzeciwiało, w końcu jednak westchnęło i uległo. Ala się tam z wariatką nie patyczkuje*, grzecznie acz stanowczo zadaje zadanie a Siwe, rade-nie-rade, musi sie dostosować :-)
Patrząc na pracę Dzikiego Zwierza pod siodłem stwierdzam, że jest on gotowy do rozpoczęcia poważniejszych nauk...

 photo HPIM8205_zpsde727be9.jpg

 photo HPIM8202_zpsd3e2f976.jpg

 photo HPIM8201_zpsdd575672.jpg

 photo HPIM8197_zps06902054.jpg

 photo HPIM8195_zpsd9540423.jpg

 photo HPIM8189_zpsd2550142.jpg

Temat Szamana zostaje tu przemilczony. Oczywiście znowu pozostał nietknięty :-(
Jakby się znalazł jaki ZAAWANSOWANY parellista, który by go chciał po promocji przygarnąć... Na samą myśl serce mnie boli, ale patrzeć, jak się TAKI KOŃ marnuje w nic-nie-robieniu...


* ...ale nagrania, jak Siwe wariuje i śle bebo Gośkę z baranami na glebę (udało się nam przypadkowo sfilmować parą lat temu ;-) oglądać nie chce...

Brak komentarzy: