"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 1 lutego 2010

Powrót do siodła :-)

W weekend było jeździectwo :-) I to nie tylko w wykonaniu pensjonarki Ali & Nika ;-)

W sobotę miał miejsce powiew wiosny. Powiew wiosny polegał na tym, że z lekka rozmarzła zawartość boksów. Chciał nie chciał, wzięłyśmy się* z Alą za wywózkę owej zawartości.

* Zastosowana tu liczba mnoga może zostać uznana przez Alę za krzywdzącą. Przyznaję. Bo w trakcie zadzwoniła Asia z Białegostoku, Kursowa Koleżanka z września (z ekipy sławnego pokoju wieloosobowego w Celbancie, który to pokój zaprosił Berniego na wieczorne pogaduchy :-) I trzeba było popytlować, m.in. namówić się na kolejny kurs. Niniejszym przemycam tu nowinę (małym drukiem może Oblubieniec nie przeczyta): zapisałam się na kurs zaawansowany w maju!!!!
Niby ciepło (-1 st. czyli upał), ale wiatr nieźle dawał się we znaki. Nasza lokalna droga zawiana dokumentnie, miejscami trzeba było przekopywać tunel w śniegu do połowy uda i wyżej! Nie ma mowy, żeby cokolwiek do nas dojechało, oprócz sprzętu mega-ciężkiego... A kostek siana zostało nam raptem z 10! Pod wieczór udało się jednak utorować drogę na skuśkę, przez łąkę (spych sąsiada) a całkiem już po ciemku dowieźć 50 kostek siana (od tegoż samego sąsiada). Czyli końskie dupska póki co nie schudną ;-)

W niedzielę dla odmiany pogoda cudna! Słońce, zero wiatru, temperatura w okolicach 0 (w słońcu było + 2 st. przez chwilę!!!!) Wygrzebałam sprzęt jeździecki (składowany obecnie w pokoju), co było sporym wyzwaniem - 4 siodła na jednym stojaku, ogłowie tu, carrot tam, kantarki & liny na karniszu a pad jeszcze gdzie indziej... Załadowałam toto wszystko na taczkę (cudny wózek stajenny pozyskany od Ani Truskawkowej spoczywa ukryty w komórce, póki co. I tak by nie przejechał przez nasze śniegi) i zawiozłam się na padok. Wśród koni zapanowało ożywienie. Siwe lekko się zaniepokoiło (po cholerę jej to siodło??? o rany, reaktywacja jeździectwa chyba będzie... ), ale trwało dzielnie przy bramce. A Fisiek od razu z uśmiechem próbował wykraść sterczącego z taczki carrota...
Siwe zostało przywołane do stanowiska przy oponach, wyczyszczone, ustrojone w ogłowie Continentala, które dostała pod choinkę (bardzo twarzowe) i osiodłane. Przy okazji zaprezentowałam jej jak sycząco wydobywa się powietrze z Theraflex Self-Inflating Padu, co nie zrobiło na Siwej większego wrażenia. Sprawdziłyśmy zgięcia (na wędzidle) - mega rewelacyjnie. Wręcz za rewelacyjnie, bo tylko wodzę uniosłam i położyłam na niej dłoń (nie zdążywszy wykonać puzonu) a już Siwe zgięte było :-) Pomyślałam, że może wlezę na Siwca...? (ale odwaga, co? nic nie robiłyśmy z siodłem pół roku a Siwe dzikie przecie...) Zaczęłam się gramolić. A tu same przeciwności losu: buciory termiczne od spodu śniegiem oblepione, śnieg kopny, Siwe albo urosło, albo złośliwie ;-) na górce stanęło... Bucior się w strzemieniu skórzanym ślizga, grube odzienie ruchy krępuje... O rany, jak stara baba się gramoliłam! Siwe aż się z niesmakiem do mnie odwracało... Wstyd! Ze 3 razy udało mi się wwindować i przewiesić przez siodło i na tym zakończyłam przygodę z jazdą na dzikiej ;-) Z czym do ludzi? Na Siwca żeby się ładować, trzeba być w miarę ogarniętym... A ja co????
Ale zdążyłam już się rozochocić. Udałam, że nie widzę Szamana (a lazł w oczy cały czas, musiałam go co i raz carrotem odpędzać) mnie weź! mnie weź! (czyt. ciasteczko daj! ciasteczko daj!) Na niego musiałabym donieść drabinę do wsiadania... Wzrok mój padł na hucka. Rozmiar akuratny, malutki-grubiutki... I tylko ten charakterek, ostatnio nazbyt wyeksponowany...
Przywołało się kolesia paluszkiem. Jakby tylko na to czekał, momentalnie przymaszerował spod stodoły :-) Stanął grzecznie koło stanowiska do czyszczenia-siodłania... Wyczyściliśmy się na wolności (w międzyczasie hucuś obniuchiwał i przeglądał zębem zawartość taczki ;-), założyliśmy kantarek, ogłowie Siwkowe (wędzidło sam wziął do pyszczka pochylając główkę - trzeba było tylko skrócić o 2 dziurki po każdej stronie :-) i siodło.
Na linie było dość energetycznie na początku, żwawo, z malutkimi imitacjami dęba przy komendzie zmiana kierunku w CG. Aczkolwiek hucuś grzeczny bardzo, szedł na koło na pierwszą fazę, nawet carrota z taczki nie musiałam pobierać :-)
Były też huckowe propozycje pacania nogą w mega-opony zwieńczone wdrapaniem się na ich szczyt i kopanie w beczkę.
Wlazłam na kolesia na środku padoku, ale zaraz zlazłam, bo Siwe tak się zainteresowało tym niecodziennym widokiem (o matko, a co Wy robicie właściwie...???), że przymaszerowało do nas i zaczęło trącać hucka nosem w słabiznę :-) Hucek zagulgotał ostrzegawczo 2 razy (ni to warknął, ni to kwiknął), wolałam więc nie narażać się na porażkę (vel glebę) i widok pogardy w oczach całej końskiej widowni (bo i Szaman nas bystrze obserwował)... Patrzcie, jaka frajerka! byle co i od razu spada!
Poszliśmy na okrągły wybieg (Siwe oczywiście za nami, zaparkowało przy drągach na zewnątrz, bo zamknęłam jej bramkę przed nosem). Tutaj hucuś zaprezentował technikę odangażowania zadu przy próbie włożenia stopy z strzemię, więc podchwyciłam ochoczo jego pomysł każąc mu odangażować się biegiem 3 razy dookoła. Raz, drugi... trzeciego razu już nie było, bo hucusiowi nagle znudziła się taka zabawa, stanął jak wmurowany i przy próbie strzemiennej ani myślał się ruszyć :-)
Popracowaliśmy w stępie z 15 minut. Było sporo stania, cofanie na BACK (przeniesienie ciężaru na zad, wodze do góry, łydki popukujące), małe koła w wygięciu, skręcanie od dosiadu. Mały jest genialny! Chodził jak bardzo dobrze ujeżdżony koń westernowy, wodze** luz, główka w dole... Coś mu się stało czy co?? Był wyraźnie zadowolony z naszej wspólnej aktywności :-) Oczywiście mam mocne postanowienie rzeźbienia w hucku regularnie :-)

** loop rein ze skórzanymi łącznikami otrzymane w podarku od Pana Podkowy z dedykacją wytłoczoną na skórce. Za wyzywanie się od DYSKRYMINATORÓW westernowców na forum SPNH ;-)))

Zbyn najpierw się zadziwił (jeździłaś??) a potem się rozochocił (dobrze, dobrze, poducz go, fajne zdjęcia się porobi i da ogłoszenie...) A guzik! Teraz to hucek nie jest na sprzedaż ;-)

Cholera, gdzie mój zdrowy rozsądek?? 3 końskie gęby na utrzymaniu... Żebym znowu nie zaczęła snuć przemysleń na temat sprzedaży Wielgachnego Fiśka-Figlarza...

 photo HPIM7224_zps06cd2c14.jpg

 photo HPIM7220_zpsf5fe1117.jpg

 photo HPIM7238_zpsb3e1fa13.jpg

 photo HPIM7250_zps60195148.jpg

Brak komentarzy: