"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

wtorek, 23 lutego 2010

Kataklizmy

Cudna odwilż i słoneczko to wcale nie taka fajna rzecz... Tu, w Warszawie, owszem... Chodniczki suche, można eleganckim bucikiem do pracy przybyć i do domu powrócić. Ale na wiosce...

W piątek zaatakowały nas roztopy. Zamykam ci ja wieczorem drzwi a tu wraz ze mną wpływa do ganku fala powodziowa... Zalało nam ganek i częściowo łazienkę... Ja we wrzask, Oblubieniec brutalnie oderwany od laptopa... I do boju... Odkuwanie, skuwanie, spychanie... Szpadlem, siekierą, miotłą... Czym się dało... Koło północy sytuacja została opanowana; kanał odpływowy wyrąbany w lodzie, woda w większości odprowadzona spod domu, próg utkany stertą szmat, żeby psów w ganku nie zalało no i żeby woda nie wpłynęła nam do kuchni...
Ale to nie koniec zabawy... W stajni na korytarzu - jezioro. W jeziorze stoi zadowolony z siebie hucek, bo kupka sianka konsumpcyjnego na progu leży, a to podstawa... Co tam huckowi taka kałuża w obliczu tego, że jest co do gęby włożyć... Ja się jednakowoż kałużą pod huckiem przejęłam i dawaj kopać w stajni wzdłuż ściany rowek w celu zamiany jeziora na rzeczkę... Udało się, częściowo wodę spod hucka odciągnęło... I oczywiście jest już postanowione: WON Z GŁĘBOKĄ ŚCIÓŁKĄ, którą tak się zachwycałam! na wiosnę robimy w stajni podłogi z odpływem... czyli kolejny wydatek (coś czuję przez skórę, że moje uczestnictwo w majowym kursie z Berniem zagrożone!!!)

Dnia kolejnego (sobota) walka z obornikiem. ROZMARZŁ. Mało tego; zrobiła się z niego miękka, błotnista ciapa zasysająca kopyta...
O dzięki Ci Panie za wsparcie w postaci pensjonarki Ali, bo bym chyba na tym gnoju padła a w huckowej rzeczce bym się utopiła... Wywożenie, osuszanie, dezynfekowanie do 21.00, boks Szamana został na niedzielę, bo nie dałyśmy rady... Tyle, że mu odwaliłam 1/3 powierzchni, żeby miał w miarę czysty kawałek na noc... Konie złe, czekały pod bramką grymasząc, że co to za takie trzymanie zwierząt po nocy poza domem ;-) Co i raz wybuchały małe awantury, co i raz ktoś komuś pod bramką przydzwonił...
A tłumaczę łajzom, niech się przyzwyczajają, bo chów bezstajenny je czeka lada moment...

Oczywiście o jeździectwie mowy nie było. W moim przypadku, bo Ala Nika męczyła ;-) A taki plan ambitny miałam... W teren na hucku pomknąć (stępem na łąkę koło domu ;-))) A tu nawet siodła z domu siły nie miałam wytargać... Co tu mówić o byciu liderem z perspektywy tegoż siodła...
Trochę zabaw z ziemi jednak w niedzielę było; Siwka łaziła po podestach liberty (na koniec usnęła stojąc na oponach i tak została), z huckem na smyczy (pętelka ze stringa na szyi) robiliśmy obchód ogrodzeń, czy co się gdzie nad rzeką nie wali... Mróz z pewnością słupki nośne osłabił...
Bo trzeba Państwu wiedzieć, że Fisiek, dzięki takiemu właśnie odwilżowemu osłabieniu słupków, unicestwił okrągły wybieg!!! Złamał u podstawy 3 słupki i część ogrodzenia runęła... a Fisiek zadowolony z siebie z niewinną miną zżerał to, co obalił... O, i tak było robić słupki nośne z sosny... 2 sezony przetrwały tylko... Czyli na wiosnę znów kopanie dołków mnie czeka...

 photo Fisiekwyko1440czy1420okr1050glaka_zps13080355.jpg

 photo HPIM7321_zpsbebba4f8.jpg

 photo HPIM7313_zpsb5d10e67.jpg

 photo HPIM7311_zpsdbd2b00e.jpg

W niedzielę wieczorem byłam świadkiem walki Siwki z huckiem! Czegoś takiego jeszcze w wykonaniu Siwki nie widziałam. Zaczęło się od tego, że hucek nie odsunął się na wyraźne polecenie Siwki. Znaczy, postawił się. Siwe go dziab w klatę a ten nic. To Siwe go dziab w klatę 2 razy mocniej a hucek chrumk do niej i zamarkował kłapnięcie... Ależ się Siwe wkurzyło! Błyskawicznie wykonała obrót zadem i dawaj walić w hucka! A mały gamoń, zamiast zwiać, zaczął jej oddawać! Akcja miała miejsce 1 m. ode mnie (stałam we wrotach stodoły) i tak mnie zamurowało, że nawet nie pomyślałam, żeby interweniować... Siwe kwiczało jak opętane i wierzgało z prędkością światła, hucek tylko pochrumkiwał groźnie i też wierzgał... Uderzenia były lekko chybione, bo oba zwierzaki obracały się przy tym ruchem wirowym jak kołujące butelki, unikając ciosów... Siwe jest jednak zdecydowanie szybsze od kluska i w końcu udało się jej zadać decydujący cios w huckową klatkę a zaraz potem w łopatkę z taką mocą, że aż upadła na nadgarstki. A hucek się zachwiał, myślałam, że glebnie... Siwe zaraz się zerwało, ale mały już nie wyglądał na zainteresowanego walką... Opuścił głowę i minimalnie przeniósł ciężar ciała na zad. To wystarczyło, żeby i Siwa straciła groźny błysk w oku... I zaczęła wyparskiwać nerwy ze zwieszoną głową, stojąc na szeroko rozstawionych nogach...

Brak komentarzy: