"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Nowi

Pierwsze wrażenie: jacy oni mali!

Dzień pierwszy - czwartek, 11 czerwca
Przyjechały około południa. Przyczepa zajechała, usiłowałam zajrzeć do środka od tyłu, ale nikogo ni widu, ni słychu... Pusto. Cicho. Stoimy, gadamy... cisza. Żadnego tupania, nic. W końcu rampa się opuszcza a w środku dwie miniatury... Gniada i myszata-wilczata. Jeden wyszedł grzecznie tyłem, drugiemu trzeba było wyjąć przegrodę, bo nie umie wycofywać, tylko obraca się i wyskakuje (w porównaniu z ruchami Siwki było to po prostu szybsze wymaszerowanie na zewnątrz). Rozejrzało się toto ledwo, ledwo i ciach nosy w trawę... W drodze przez podwórko (nieodmienna rupieciarnia, stadko psów, powiewające reklamówki i straszydła - na Siwkę to wszystko) żadnych wypłochów, jedynie przyglądanie się mijanym po drodze przedmiotom.
...poszły do boksu Szamańskiego i od razu zajęły się sianem. Wody popiły. Bez grymasów, obwąchiwań nowego miejsca...
Nasi namierzyli koniowóz (o, jedzie! duże coś...), podeszły pod bramkę, ale zaraz sobie poszły. Połapały się, gdy małe szły przez podwórko. Siwe z wytrzeszczonymi oczami, zamurowane. Za chwilę Szaman: gęba rozdziawiona. Co, kto, o co chodzi???!!! kto to???? zaczęło się rżenie, ale małe poszły do boksu, nasi zaraz zapomnieli, poleźli się wypasać.
...pierwsze wyjście mali zaliczyli po godzinie, za stodołę (drągi + prąd, licho nie śpi). Nasi zostali przesiedleni na wyjedzoną z grubsza łąkę dzierżawioną.
Przy pierwszym widzeniu się przez płot odbyły się popisy i prezentowanie wdzięków - kto ładniejszy, kto ładniej ogon na plecy zarzuca, kto ładniej biega, bryka, pokwikuje i wyczynia wygibasy w locie bez wywalenia się. Grzecznie było, zaskoczyły mnie moje. Bez anty-kwików, bez kopania, ładne noski-noski z ustalającym przepychaniem się, trochę galopów z wyskokami i wszystko wróciło do normy. Zerki tylko były, od czasu do czasu.

 photo HPIM5897_zps60376151.jpg

 photo HPIM5901_zps0c39e856.jpg

Wieczorem się jednakowoż okazało. Stanęłam oko w oko ze sprowadzaniem z padoków: ja sama (Zbyn w robocie w Wawie, wszyscy się rozjechali do domów), i 4 konie nie-wiedzące jeszcze, że czeka je totalna zmiana. Nie dość, że nowi, to jeszcze moje do innych boksów...

 photo HPIM5918_zpsc1cda566.jpg

Jakoś poupychałam towarzystwo, nie obyło się bez błędów:
błąd nr 1 - najpierw zapakowałam moje (Siwe zaczęło galopować w kółeczko, wspinać się i walić klatą w drzwi, Szaman tylko walił klatą). Żądały powrotu na swoje miejsca. Dostały po kilka strzałów końcówką liny w momencie skakania na drzwi i poszły dygoczące w kąt;
błąd nr 2: hucułki w kantarkach paskowych. Rozbuchane i wrzeszczące, gdzie są te wielkie konie??? Próba staranowanie drągów i przelecenia po człowieku, czyli po mnie. Jeden luzem pognał galopem do stajni, drugi za nim a ja na linie na końcu.
Piękny widok, nad wyraz. Parelista z długim stażem ;-)
W stajni wariacja. Siwe wspina się na deski, próbuje dziabać z góry (ścianka działowa okazała się trochę za niska, Siwej udawało się przełożyć głowę) Szaman atakuje ścianę, małe stoją niepewnie po środku boksu (boks duuuży, one małe, więc moje mogą im skoczyć ;-)
Rudy Wigwam vel Wigi (gniady) okazał się agresorem, zaatakował Szanama, zaatakował Siwkę, moje się bardzo zdziwiły (gniady szybki jest jak błyskawica, jeszcze nie widziałam konia, który tak szybko atakuje) i dały nowym spokój. Myszaty Niwecz vel Niwi jest grzecznym introwertykiem (lewopółkulowym oczywiście), nawet uszu za szczególnie nie kładzie, tylko patrzy i robi noski-noski. Niestety, jest tłuczony przez rudego, gdy rudy się rozemocjonuje. A rudy jest małym wariacikiem (ekstrawertyk lewopółkulowy z adrenalinką), więc działo się, od czasu do czasu. Tylko deski dudniły.
Na wszelki wypadek walnęłam Siwce quitexa, po jakimś czasie zmuliło gadzinę i się w stajni uspokoiło. Szaman zajął się zaraz żarciem, małe też, Siwe postało, pobujało się i z błogim obliczem, wzięło za siano. A już myślałam, że czeka mnie nocka w stajni.

Dzień drugi, i trzeci, i czwarty...
Małe szybko się zadomowiły, jedyny punkt zapalny to wieczorne sprowadzanie. I to nasi bardziej biją pianę (Siwka - gorąca krew) niż maluchy :-)
Generalnie maluchy są bardzo miłe, niepłochliwe, spokojne i przyjacielskie, ale mają swoje zdanie i niekoniecznie szanują człowieka. Jesteśmy już po kilku malutkich lekcjach (głównie uczenia się ustępowania od presji bezpośredniej i pośredniej, czyli jeż i driving + bloki) i kilku większych pt. catching game. Zabawa w łapanie z nimi prześwietna, zwierzaki bystrzutkie, strategia za strategią się u nich pojawia pod hasłem a właśnie, że ci się nie uda :-)
Z ciekawszych występów:
- start paniczny (pierwszy krok), uciekanie spokojnym kłusem dookoła okrągłego wybiegu (bawimy się na zawnątrz) i stawanie vis a vis na obwodzie, za drągami. Stoi toto i patrzy: no, i co teraz? Ja w prawo, małe w lewo. Pół koła i staje na przeciw i patrzy. Ja w lewo, małe... (zgadnijcie, w którą stronę?)
- staję przy drągach, jedno małe 2 m. ode mnie. Chcę podejść, małe krok do tyłu. Ale patrzy. To ja też krok do tyłu i majdruję przy jednym z paseczków folii przyczepionym do drąga (u, a co my tu mamy? jakie fajne...). Mały ma taki sam paseczek przed nosem. Patrzy na mnie i tryk swój paseczek nosem :-)
- ganiamy się po obwodzie, moja cierpliwość wyczerpana (who moves who, tak naprawdę...?) idę przygotować dolne zamknięcie okrąglaka, bo ani chybi takie małe zwieje dołem, zamknięcie gotowe, idę do małego, spodziewam się, że wywieje a mały podchodzi, jak gbyby nigdy nic. I nici z sesji na okrąglaku, bo niby z jakiej racji...? Odwróconą psychologią mnie załatwił :-)

Fajne są :-) Moje prawie poszły w odstawkę, mam nową fascynację ;-) I to taką fascynację, na której da się pojeździć. Ale najpierw zapoznamy się z zabawami. Panowie zwiedzili już nasz plac zabaw, nic ich nie ruszyło (ani się nie boją, ani się nie bawią) i bardzo ciekawi mnie, jak to z nimi będzie... Są surowiutkie, znają jedynie przeganianie dyscyplinarne i tyle. Naturalna tabula rasa.

 photo HPIM5927_zpscd1226d0.jpg

 photo HPIM5929_zps1733915f.jpg

 photo HPIM5932_zps98cfa3d9.jpg

 photo HPIM5936_zpsbc276d2c.jpg

Póki co sen z powiek spędzają mi ciągłe deszcze: łąki nie możemy skosić, bo zgnije... A siano to podstawa naszego końskiego menu... Ciekawe, co za głupi wymyślił powiedzenie chłop śpi a mu samo rośnie... Napewno jakiś dureń z miasta...

 photo HPIM5948_zps1b920e3f.jpg
Bob uczy dzieci zamiatać...

Brak komentarzy: