"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Mamy Nowy Rok...

…Siwe nadal gapi się w horyzont, ale jest już w lepszej kondycji psychicznej. Zaczęła w miarę normalnie jeść, zapadnięte słabizny z wolna się wypełniają…
W Sylwestra przyjechałyśmy z Gośką na wieś koło południa i od razu wpadłyśmy w wir prac polowych. Zbyn zabrał Gośkę i psy do wycinki chaszczy wzdłuż padoków. Siwe oczywiście dostało trzęsiawki i napadu paniki, zaczęło się wgapiać w krzaki i dreptać w miejscu. Wzięłam ją na linę na ćwiczenia myślące, m.in. chody boczne, postaw nogę na obiekcie i takie tam rozmaite przestawianki. Plus oswajane progów. Tylu ich jeszcze u Dzikuski nie widziałam, co krok to próg! Udało się nam dojść do połowy drugiego padoku, o trzecim mowy nie było; tam właśnie Z. z Gośką składali drewno i duże kamienie...
Szamanowi od czasu do czasu udzielało się panikowanie, zadzierał wtedy swoją małą kitkę, kłusował kawałeczek... i wracał do siana.
Gdy towarzystwo ludzko-psie zakończyło operację chaszcze, poszłam na ostatni padok i zagwizdałam na Szamana. Zbystrzył się od razu w moim kierunku, zawołałam po naszemu chodź! i dodałam rytmiczne klikanie (komenda do kłusa). Przyleciał zwabiony wizją ciasteczka, czujny, elektryczny, piękny. Kitka w górze. Wziął ciasteczko, zwrot i dzida wściekłym galopem z powrotem pod stodołę, z zerkami za siebie, czy go co nie goni . Ale gdy zawołałam powtórnie, przygnał do mnie galopem. Oto cóż może zdziałać łakomstwo ;-) Zrobiliśmy kilka ćwiczonek, m.in. chody boczne bez płotu (lubi, lubi chodzić bokiem, okazuje się... sam zaproponował...)
Wieczorem po raz pierwszy w życiu moje konie dostały mesz. Szaman podszedł do nowego dość sceptycznie, ale już po chwili wywracał oczami z zadowolenia. Siwe od razu zaczęło napychać sobie paszczę po brzegi żarciem. Potem długo jeszcze czyniło wykopaliska w sianie, czy gdzieś się, aby jakieś okruchy nie zapodziały…?

W Nowy Rok Szaman pozował w boksie na leżąco… Najpierw się przestraszyłam: a temu co?

Photobucket

Zaniosłam koniom późny podwieczorek (marchewki), Siwka ochoczo zajęła się chrupaniem a Fisiek wprawdzie wstał, ale zaraz zaczął się chwiać, bujać, nogi uginać… i położył się z powrotem… Blady strach na mnie padł: na pewno chore brzucho! kolka jakaś! Ale nie: oddychał rytmicznie, miarowo, spokojnie posapywał, brzucho burczało trawiennie

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Poleżeć sobie chciał, po prostu... Zajrzałam do stajni po jakimś czasie. Po marchewkach i sianku ani śladu, Gruby drzemał (tym razem na stojąco)...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Whoa...
ale fajne zdjęcia :)
ale z Szamka luzaczek, a długo tak polegiwał?

edka pisze...

Ze 2 godziny, Gad, zanim wstał... Myślałam, że na zawał zejdę... Do żarcia nie wstał? Toż to KONIEC ŚWIATA, Panie ;-)