"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Chwilowe ocieplenie

W sobotę obiecująca odwilż: w stajni 0 stopni (upał!), ale żeby nie było zbyt różowo: to, co wcześniej zamarzło w zakamarkach pod dachem, teraz zaczęło się topić i kapać na zwierzaki. Wprawdzie niezbyt obficie, ale Siwe miało na sobie mokre kropki (znaczy kręci się po boksie) a Fiś mokry zadek (znaczy stoi w miejscu)...

W tygodniu Oblubieniec Z. wykazał się kreatywnością i oswoił konie z ostatnim padokiem! Sprytnie serwował im siano coraz dalej od stodoły, aż w końcu dojechali ze stołówką do ostatniego, najbardziej podejrzanej kwatery nad rzeką. Wprawdzie nadal jest on dla koni niepokojący, Fiś co do mnie przyleciał, to zaraz dylował z powrotem pod stodołę, ale siano z niego sukcesywnie znika… Jako, że padoki mamy przelotowe, konie same robią sobie approach & retreat i budują w sobie nadrzeczną dzielność… O dziwo, Siwe ma w sobie jakąś wariacką charyzmę; zawiodłam się niestety myśląc, że flegmatyczny Szaman będzie wpływał kojąco na dzikowatość Siwki. Wręcz przeciwnie: to on zrobił się przy Siwce lekko cykorzący… Przydałaby się nam jakaś starsza spokojna klacz na przewodniczkę dla koni a dla mnie do eksperymentów jeździeckich w stylu naturalne dynamiki jeździeckie etc. Ale cóż, Oblubieniec słyszeć nie chce o trzecim koniu i ma się mu nie dziwię…

2 dni na wsi to zdecydowanie za mało (rozbestwiłam się przerwą świąteczno-sylwestrową) zwłaszcza, gdy oprócz koni ma się na głowie jeszcze całe obejście...
Z okazji odwilży podjęłam brawurową próbę sprzątnięcia boksów, prawie 2 godziny walczyłam z boksem Szamana (ten to dopiero jest sracz!), na szczęście po południu zaczął z powrotem chwytać mróz, więc z czystym sumieniem zaprzestałam owej syzyfowej pracy... I bardzo dobrze, że nie wywiozłam wszystkiego, bo w nocy było -10 st., czyli w stajni pewnie około -5...

W kwestiach mniej przyziemnych, miałam ambitny plan co do Siwki (wsiadanie), ale było tak ślisko, że darował sobie (i jej) tę przyjemność. Pobawiłyśmy się za to w pasażerowanie z ziemi ze strefy 5 - papugowałam zachowanie Siwki łażąc za nią i trzymając ją za ogon. Siwe przyzwyczajone do moich dziwactw nawet nie było zbytnio zdziwione, natomiast momentami fundowało mi bardzo wyciągnięty stęp (dowcipna jaka ;-) Kiedyś na początku tej zabawy Siwka uciekała zadkiem zabierając ogonek, teraz holuje mnie majestatycznie i z godnością osobistą :-)
Kolejna nasza zabawa z serii spontaniczne to szuranie rękawem kurtki po grzbiecie i zadzie - czyli po okolicach, które zaczepiane budzą siwy niepokój. Szuranie intensyfikujemy stopniowo coraz bardziej, z coraz dalszych stref; zaczynałam stojąc przy łopatce (safe spot), teraz mogę szurać po Siwce stojąc nawet za zadem :-) Niby wygłupy takie, a widzę jak coraz bardziej wzrasta pewność siebie Siwki, gdy operuję na tyłach :-) I krok po kroczku zbliżamy się ku rideable...


Szaman jak zwykle usiłował nam przeszkadzać, podkradać się, podgryzać Siwkę (oczywiście w jakąś odległą ode mnie część siwego ciałka - wie, że mojego herd of two nie należy tykać... ale niezmordowanie próbuje). Nijak nie lubi być pozostawiony sam sobie, jak dzieciak: tylko baw się i baw się!W niedzielę rano prosto z mostu zaproponował zabawy: podszedł, zaczął do mnie międlić pyszczydłem, wystawiać różowy ozór, podrygiwać... Cudak. Nie chciało mi się iść po carrota, więc podniosłam z ziemi jakiś patyk i zaczęło się. Gruby był tak charyzmatyczny, że nawet spin i kilka roll-back'ów udało się nam zrobić! Galop z miejsca na cmok (przed-jeździeckie verbal cue od czasu do czasu przypominamy sobie) też nam nieźle wychodzi :-) Ech, żebym tak mogła być kurą domową (powracające marzenie, jak bumerang...) a nie tylko weekendowo koniować :-( ależ byśmy cuda wyczyniali...
Bawiliśmy się na padoku, nie wchodziliśmy na kółko, bo tam jakoś tak mało miejsca, jak dla Fisia... Na początku wydawał mi się nasz okrąglak za duży... Ale teraz zrobił się jakby przyciasny... Choć dla Siwki jest nadal akuratny ;-)

W niedzielę wieczorem przymierzyliśmy w boksach nowe derki. Eleganckie, czarne. Idealne :-) Porobiłam na wszelki wypadek symulacje z pasami nad modłę popręgową (zaciskanie i luzowanie), żeby zaoszczędzić Oblubieńcowi problemów w tygodniu z opinaniem brzuszków. Szaman nawet głowy znad siana nie podniósł, Siwe niby lekko spięte przy pierwszym kontakcie wzrokowym z derką było, ale zrobiłyśmy touch, ciasteczko i derka wylądowała bez problemu na pleckach :-)

Brak komentarzy: