"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 11 lipca 2011

Weekendowe szaleństwo

Co się u nas w weekend działo...! Przewaliło się przez Gawłowo stado ludzi, stadko psów, gromada samochodów...
Psy tzw. ras niebezpiecznych, czyli uśmiechniętych i rozbrykanych; rodzeństwo buldosiów amerykańskich, przy których nasza Buła okazała się wielkim psem; paradowała więc z zadartym nosem powarkując na drobiazg :-) I jeszcze eee... pitbul...? amstaf...? kurcze, w psach to ja się jakoś szczególnie nie wyznaję ;-)
Stado ludzi pomagało w obejściu, psy hasały podzielone na grupy; były sesje zdjęciowe z treningu, z niecierpliwością czekam na jej owoce :-)

 photo HPIM8951_zps3nsa2mc8.jpg

 photo HPIM8946_zpsa2yigaui.jpg

Mimo obecności Bebo Gośki na wiosce, końskich zdjęć fajnych nie udało się porobić, bo tak jakoś wyszło...
Jazdę urządziłyśmy sobie w sobotę o 21, wcześniej się nie dało... Po fali opadów, naszedł upał niemiłosierny; konie sterczały w cieniu, siano niedojedzone walało się dokoła, trawa rosła sobie nie niepokojona końską gębą...
Owady się powściekały, powylatywały na żer po tygodniowym poście spowodowanym opadami i zimnicą... Miała więc miejsce globalna akcja psikania wszystkich koni; nasi - absorbiną, pensjonaty - czym tam który miał... Absorbina zdecydowanie wymiata inne środki, ale tym razem w 100% nie zadziałała... Aczkolwiek nasi i tak mieli się o wiele lepiej (od razu walnęli się spać w spokoju ducha), jak gościnni, których prawie od razu owad rąbał na całego...
Siwka dostąpiła zaszczytu dziewiczej jazdy w ogłowiu natural west bridle by Parelli. Przy tranzlowaniu zerkała podejrzliwie na śnieżobiałe mekate, ale zachowywała się godnie. Niezadowolenie okazała przy pracy z ziemi; wydała z siebie lewopółkulowy bryk (głowa między nogi i hajda w górę) i wyrwała mi linę!!! Bryk powolny i z rozmysłem - u Siwej zjawisko nie-wys-tę-pu-ją-ce. Tak się zwierza pozmieniała - LBI się z niej porobiło :-)
Lina upadła mi pod nogi (nie wysilałam się, żeby ją na siłę opanować), Bebo Gośka wrzasnęła co wy wyrabiacie??? bo akuratnie walczyła o życie na Hucu (czyli wsiadła na konia po dłuższej przerwie) a Siwe, jak gdyby nigdy nic, odangażowało się i stanęło naprzeciw mnie z grzeczną minką. Puściłam na ósemkę, poprosiłam o stęp (były propozycje a może jednak zamaszystym kłusem, hę...?) Wsiadłam, Siwe dość żwawe, ale w pełni kontrolowalne. Trochę się pokręciłyśmy, zakłusowałyśmy... takie wielkie nic a tu znowu Gośka: mamo, co Ty robisz??? i oczy bałuszyła coraz bardziej, że oto Siwka spokojnie (acz energicznie) kłusem pod jeźdźcem zasuwa... No tak, zapomniałam, że Bebo za często mnie na Siwce nie widziało... A Siwkę pod jeźdźcem kojarzy ze swoimi spektakularnymi z niej upadkami ;-) A tu proszę, kłusuje z człowiekiem i nie wpada w szał ;-)

W niedzielę najpierw upał, potem deszcz... Wzięłam się za kopyta. Trochę miałam opory, bo ludzie, psy, ruch w obejściu jak w ulu... Ale przerwa kopytna była 2-tygodniowa i sumienie mnie zagryzało, że kopyta domagają się interwencji... Na dokładkę wydawało mi się, że Hucyk pod Gośką w sobotę lekko znaczył na przód, wypadało dokładniej sprawdzić, co się dzieje pod spodem...
Zaczynam już pewne rzeczy widzieć; np. to że kąty wsporowe Hucykowi błyskawicznie odrosły... I że ma każdy przód inny; jeden z uporem maniaka hoduje sobie jakieś podejrzane (jak dla mnie) podpórki... Ciachnęłam małemu wszystkie 4 kopyta, dość śmiało jak na mój gust, ale Huc odszedł żwawym eleganckim krokiem, więc chyba nic mu tam nie uciachałam nadmiernie ;-)
Potem wzięłam Siwkę; ta z kolei ma kopyta zupełnie inne. Niby starte, kąty niewysokie, ale idzie jej w pazury... Było więc skracanie tarnikiem ... Miejsce obrałam sobie niezbyt bezpieczne, ale jedyne bezbłotne: pod starą wiatą. Tu ściana, tak słup a jeszcze dalej drzewo... Było nie najgorzej. Na szczęście nikt się szczególnie nami nie interesował. Do czasu wypłosza (zdaje się, że Fucia pod ścianą wiaty myszki szukała i pokazała nagle dołem pod ścianą swoja groźną facjatę ;-) Siwe skoczyło na mnie, ja wrzasnęłam i odruchowo uskoczyłam... Siwe dopadło do mnie, ciuchnęło mnie barkiem, zamarło przyklejone i od razu wyluzowało. Wyglądało to raczej jak Ratuj...!!! niż ucieczkę na oślep.
Siwkę zdecydowanie wolę werkować bez asysty (i w ogóle wszystko wokół niej wykonywać w samotności), bo wtedy jest o wiele spokojniej. Przy ludziach Siwe się od razu spina.
Lina leży sobie na ziemi, Siwe dostaje kupkę siana, żeby się nie nudziła a ja miotam się na kopycie ;-) A po wypłoszu przyparadowało do nas kilka ożywionych incydentem osób... Ponieważ jednak trzymali się w słusznej od Siwki odległości, ta nie zwracała nią nich szczególnej uwagi i mogłam spokojnie kontynuować dzieło. Trochę poległam przy zadach; ręce odmówiły posłuszeństwa, bo mój mini-tarnik lekko już stępiał i muszę trochę mocniej pocisnąć... Nic to. Może uda się dopiłować czubeczki w środę.

Z Nowym mamy już poustalane pewne sprawy. Do ustaleń doszło przy okazji psiakania się anty-owadem. Nowy jest podobno niepsikalny, poszłam więc do niego z psikiem i jego osobistą gąbką. Najpierw ustaliliśmy sygnały: idź, w prawo, w lewo, do tyłu (nie lubi, nie lubi ustępować miejsca ;-) stój, zabierz dupsko, patrz mi w oczy. Po tym jakże podstawowym acz mocno niedoszlifowanym repertuarze manewrowania kuniem okazało się, że Nowy jest w 99,9% psikalny (przy psiku w okolice siusiaka szykował się do groziebnego podnoszenia adekwatnej zadniej nogi). Najpierw wydałam z siebie odgłos psik-psik-psik (Heniu już na taki symulowany dźwięk psikania bałuszy gały i rośnie ;-) potem psiknęłam na gąbkę... Nowy stał leniwie popatrując po okolicy... No to go psikłam w łopatkę... I poszło, po całości. Bez ceregieli - grzecznie, lina luźna.
Największy och! był przy głowie (tutaj miało być gąbkowanie), Nowy kategorycznie odmówił współpracy i zadarł głowę hen wysoko... Przerobiliśmy więc ekspresowe ustępowanie od nacisku na potylicę a następnie zaproponowałam zabawę chcesz trzymać głowę w górze? pomogę Ci! I gdy Nowy zadzierał głowę, przytrzymywałam go za bródkę w górze. Od razu mu się zadzieranie znudziło; zaczęły się kombinacje i manewry, jak tu mnie przechytrzyć i opuścić głowę :-) Tak się wycwanił, że nurkował do samej trawy. I tak się wygąbkowaliśmy: z nosem przy ziemi. Niezły ubaw; oboje wygraliśmy ;-)

 photo HPIM9118_zpskdk3kcw0.jpg

 photo HPIM9119_zpsyvpswnwp.jpg

Brak komentarzy: