"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 8 listopada 2010

Lato się skończyło...

...i nastała era błota. Konie mokre i wytytłane jak ściery do podłogi, gęby jednakowoż zadowolone. Wyjście nad rzekę odkryły, ba, mało tego: nad ranem tam właśnie siedzą, co napawa mnie porannym niepokojem, gdy wyglądam a zwierzyny nie widać... Wystarczy jednak głośniej ciapnąć drzwiami, czy uchylić stajenne wrota, żeby wypuścić psy a Siwe zaraz wyłazi z chaszczy i prowadzi stado do ludzi :-) Do ludzi, którzy dadzą jeść, bo głównie wokół tego tematu wszystko się kręci ;-) Jakby mało miały badyli na bagnie...
Poza tym łąka sienna cały czas na chodzie, kupa żarcia tam jeszcze rośnie, trawa miejscami do połowy uda... Co pójdę padok przestawiać, wracam mokra do pasa... Wprawdzie przymrozki poczerniły koniczynę, ale reszta porostu wygląda kwitnąco (dosłownie - trawy wykłoszone). Konie utyte, nawet przy przyklapniętym mokrym futrze wyglądają mocarnie :-) A i tak wiecznie głodne...

...problem galopu się rozwiązał. Bynajmniej nie dlatego, że hucyk postanowił a niech ma, będę galopował... Problem się rozwiązał, bo skończyło się nam podłoże do wyższych chodów. Nawet wczorajsza jazda kłusująca była dość ekstremalna, bo hucyk co i raz zapadał się którąś nóżką po pęcinę, co skutecznie burzyło naszą jeździecką sielankę. Ale za to jaki trening dla mojego niezależnego dosiadu...

Wiata powolutku zaczyna nabierać kształtów, stoją już wszystkie słupy oprócz największego, wewnętrznego. Następny etap prac przewidziany na czwartek - trzymać kciuki, żeby nie padało... Wprawdzie konie nie wyglądają na zainteresowane posiadaniem dachu nad głową, ale co one tam wiedzą... ;-)

W weekend nabrałam motywacji do działania w chałupie; pomalowałam częściowo dolne części ścian specjalną farbą anty-grzybowo-wykwitową etc., przykleiłam kolejne 4 płytki w kuchni, pozalewałam szpary klejem (przygotowania pod fugowanie). Mozolnie to wszystko idzie, bo trzeba najpierw wyjąć klamoty, latać z meblami z kąta w kąt, poprzestawiać, poprzesuwać, potem klamoty z powrotem na miejsce włożyć... Tak to jest jak się mieszka i remontuje równocześnie...

W temacie bagna jeszcze: w sobotę Panowie Szaman z Nikiem siedzieli w nim z takim upodobaniem, że przeoczyli fakt, że reszta stada pokłusowała na sienną łąkę. Musiałam się osobiście na bagno pofatygować i kolegów zawołać. Obaj sterczeli w wodzie po brzuchy (!) i młócili wodorosty :-) Mam nadzieję, że nie wpadną na pomysł, żeby przepłynąć na drugi brzeg naszej rzeki, bo za nią terra incognita...

Brak komentarzy: