"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Kolejny "pokręcony" weekend

...tym razem z powodu hucznej imprezy, w której uczestniczyliśmy wspólnie z Oblubieńcem Z. (co już samo w sobie jest wydarzeniem: my razem w cywilizowanym świecie ;-)
W związku z powyższym dyżur na wsi pełnił Pan Brat Oblubieńca, co napawało mnie pewnym niepokojem, bo 2 poprzednie dyżury Pana Brata skończyły się stratami, których dokonał oczywiście nie kto inny, jak Pan Szaman: pokazał, że mieszka w boksie Siwki, (Pan Brat oczywiście uwierzył. Szaman potrafi przekonywująco zagrać... nie wiem, czemu jego do filmu nie biorą tylko szurniętego hucka...? a..., już wiem: Szman nie mieściłby swojej opasłości w kadrze ;-) Fiś zadomowiony (błyskawicznie) w Siwkowym boksie dokonał odgórnych zniszczeń (odgórnych, bo deski w boksie Siwki są na tyle niewysokie, że Szamanisko bez problemu dosięga do obiektów umiejscowionych poza boksem, nawet tych niższych...) Ofiarą padły beczki z paszą (powywalał, powysypywał zawartość czekającą na jesienny odpas), derka (przeżuł cały róg - teraz ortalionowa derka jest wersją ażurową, anty-owadzią), pokrowiec na kask (do wyrzucenia), tylny pas popręgowy (zżarty do połowy). Na szczęście wywalił wózek z siodłami, wszystko spadło na ziemię i chyba tylko dzięki temu nasze siodła nadają się jeszcze do użytku... Tym razem, dzięki Bogu, nic nie zostało zniszczone :-)
Siwka tylko wieczorem nie chciała wracać do stajni: o nie! OBCY mnie sprowadzał nie będzie! i zdylowała z powrotem na padok, potem trochę zryła kopytami podwórko przed stajnią, ale w końcu jednak weszła do boksu...

Jazdy w ten weekend nie było (w sobotę nie zdążyłam: od 10.00 lało; w niedzielę nieszczególnie byłam w formie ;-) obcowanie z końmi sprowadziło się jedynie do niedzielnego wieczornego czyszczenia. Nasi oczywiście grzeczni (Fisiek lekuchno się zmanierował, pewnie sobie Panem Bratem lekko po-poniewierał przy wyprowadzaniu/sprowadzaniu i znowu mu się przez chwilę wydawało, że jest Królem Zwierząt... on tak ma, jak go kto nie-fachowy obsługuje... momentalnie rozpoznaje drapieżników-frajerów i ich neutralizuje ;-)
Hucki się nie popisały za szczególnie, zwłaszcza przy kopytach (siano, siano mamy! nie przeszkadzaj!) Szurnięty jeszcze w miarę grzecznie nogi do czyszczenia podał, ale Myszek się zaciął: obraził się (nie pozwalałam schylać głowy do siana), zacisnął usteczka i wmurował nożyska w podłoże... Oczywiście podołaliśmy, ale jego zachowanie mnie zniesmaczyło... Zaczniemy treningi w boksie, bo ładne podawanie nóg na padoku nie przekłada się, jak widać, na ładne podawanie nóg w boksie... zwłaszcza przy jedzeniu... A już myślałam, że jestem i huckowym liderem ;-)

Brak komentarzy: