"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

sobota, 16 września 2017

Kupa roboty...

Od września mam nowe absorbujące zajęcie: nowy koń w rozmiarze pomiędzy Sasi a Hucem (czyli kuc), srokaty (zawsze marzyłam), tinkeropodobny (owszem, podobają mi się).
Nowe absorbujące zajęcie polega na doprowadzeniu konia do formy; jego przeszłośc jest bliżej nieznana, ale pojawiają się wątki wykupienia z transportu, źrebaka, problemów ze zdrowiem, zabiedzenia etc.
Póki co odkarmiamy się i z wolna rozpoczynamy wdrażania do pracy fizycznej, tj. usiłujemy zbudować jakieś mięśnie...
Nasi całkiem poszli w odstawkę, wstyd! dla przyzwoitści powinnam ich choć do zdjęcia osiodłać :-)

środa, 23 sierpnia 2017

Jesień nadchodzi...

Żyjemy, coś tam usiłujemy, relacje z końmi idealne :-)
Z siodła nieszczególnie, Kazik skutecznie utrudnia, a jak nie utrudnia, to mi się zwyczajnie nie chce, bo tradycyjnie "na swoim" jest kupa roboty i się człowiek ze wszystkim nie wyrabia... że o utyraniu nie wspomnę...
Niedawno bylismy na krótkim wypadzie "służbowym" na Mazurach ("służbowym", bo Z. pojechał werkować); my z Kazikiem przy okazji załapalismy się na wyjazd - odwiedzić Koleżankę, co się z Mazowsza na Mazury wyniosła i ma konie...
Była okazja popracować z nie-naturalnym koniem, od podstaw. Już prawie zapomniałam, jak to jest wdrażać PNH od początku ;-)

fotki bym wstawiła, ale coś mię tu photobucket fiksuje i każe se chyba płacić... bo finalnie wszystkie zdjęcia mi poznikały z bloga a tyle fajnych "dokumentów" zgromadziłam przez te lata :-(

poniedziałek, 3 lipca 2017

Lato w pełni

Wraz z nadejściem lata popsuła się (czyli poprawiła ;-) pogoda: zaczęło padać, woda w studni znów jest na przyzwoitym poziomie, tyle że łąki skosić nie można, bo ciągle pada (ciągle, jeśli idzie o koszenie/suszenie/zwożenie, bo tak "normalnie" jest przyzwoicie - warzywa rosną, łąki objedzone odrastają, na konia da się wsiąść...
I tu zgrabnie przechodzimy do kwestii na konia da się wsiąść... wsiadło się ostatnio na Szamana. Tzn. wsiadła Osoba jeżdżca klasycznie & tradycyjnie i od razu na głęboką wodę, czyli natural & west. Dość ciekawy eksperyment, bo Szaman pod siodłem nie chodzi od dawien dawna (ostatnio to pod Domą, gdy byłam w ciąży, czyli 5 lat temu - a potem to juz nie pamiętam... jedynie Gośka na oklep kilka razy stępem).
Jazda bez żadnego przygotowania z ziemi, ot tak po prostu: konia z łąki, siodło na grzbiet i hajda... no i Fisiu odmówił współpracy... znaczy nie chciał ruszyć z miejsca a jak już ruszył to zapodał po niedługim czasie serię baranów, pokwików pod nosem i pokazywał bierny opór. Im bardzie Osoba naciskała, tym bardziej Fisiek nie chciał... Chciał, nie chciał zamieniłam się z osobą na konie (huca oddałam, z którego grzbietu dawałam wskazówki) i wdrapałam się na Fiśka. Wysokość I piętra, ale ja z tego szoku całego wsiadłam "normalnie" z ziemi, bez żadnych stopieńków, pni drzew czy takich tam... jazda polegała głównie na staniu, bo Gamoń tak się rozochocił odniesionym nad Osobą zwycięstwem (zsiadła, wymiękła, ha!), że i mnie początkowo próbował zlekceważyć na swoim grzbiecie... Jak już raczył ruszyć (łyda-bat w wersji naturalowej rzecz jasna ;-) poprzestaliśmy na NAPRZÓD, WHOA, BACK-BACK-BACK przez parę minut i zsiadłam... taaaaa, taki Champion z ziemi a taka porażka z siodła...

P.S. dobra, siodło mogło mu nie pasować (mentalnie, bo equiflex full quarter), owady go niemiłosiernie gryzły, bo przed burzą było... niemniej co porażka, to porażka...

Siwe też nielepsze... odbębniłam na niej ostatnio ileś tam krótkich jazd, i o ile ta to leci ochoczo do przodu, to równowagi za grosz, potyka się zadem, w kłusie gaśnie, cofać nie chce, a jak już cofa to krzywo i głową trzepie jak idiota-folblut... focha pokazuje...Jakaś totalna porażka.

Huc tylko jest koń idealny: odpowiedniego wzrostu i gabarytów, ogarnięty psychicznie, ochoczy do roboty & do zatrzymania (GO equal WHOA, jak mawia mój Guru P.P.)

Nawet nie chce mi się wniosków wynikających z powyższego formułować, no bo wiadomo: dupa (własna) w trok, siodłać i do roboty. Motywacji mi brak. Pojechałabym gdzie do jakiego dobrego miejsca, gdzie jeżdżą western o podbudowie naturalnej... pojeździć na dobrze wyszkolonych koniach...

czwartek, 15 czerwca 2017

Wiosna, wiosna, prawie lato

Od 2 tygodni konie w lekkim "treningu" fizycznym. "Trening" polega na wieczornym przeganianiu galopem całego stada (ekonomiczna forma "trenowania" to jest ;-) Stado tylko za pierwszym razem podjęło ochoczo wyzwanie... Kolejne "treningi" polegały na próbie dekowania sie, ukrywania za innymi, umykania chyłkiem pod wiatę i próbach przeczekania (a nóż mnie nie zauważy?) Mistrzunio w tej dziedzinie to oczywiście Fisiek, ale Seniu-pensjonat też nielepszy ;-) Cóż, dla zdrowotności trzeba się ruszać, nie ma bata :-)

Jeździecko to u nas DUPA BLADA: tragicznie nie chce mi się wsiadać... Muszę się jednak w końcu zmobilizować i zacząć wsiadać choć na huca, bo ponownie nastała era "narybków jeździeckich", więc koń szkoleniowy powinien być ogarnięty ;-) Zwłaszcza, że "narybek" jest już podrośnięty i byle oprowadzanką się przestał fascynować. Chce czegoś więcej. I to już, szybko, teraz, zaraz...Trudna ta dzisiejsza młodzież jest ;-)
Inna rzecz z tym wsiadaniem, że zazwyczaj jestem sama z Potomkiem-Dziedzicem-Fortuny, więc średnio wykonalne jest skupianie się na "treningu" (jakimkolwiek, nie tylko z siodła) zerkając równocześnie, czy Potomek-Dziedzic-Fortuny czegoś nie knuje ;-)

 photo z20fejsa_zpsr9sbufvf.jpg

czwartek, 4 maja 2017

Majowa sielanka

Siedzę na wsi. I będe siedzieć, bo... kończę właśnie karierę pracownika korporacji... Po ponad 22 latach - "lekki" szok... Psychicznie dochodzę do siebie, póki co brak dalszych planów...

Z końmi za to sielanka. Relacje mamy, o jakich tylko pomarzyć; Siwe zaczyna chrumkać na komendę... Od czasu do czasu coś tam z ziemi, z siodła zdecydowanie rzadziej, ale jest potencjał... Podłoże już-juz było dobre, dziś w nocy zaczęło lać i lało do południa... znów toniemy w glino-błocie, z jazd nici.
Bramki padokowe już zbudowane 3, w planach kilka kolejnych (2 szt. nad nadrzecze, 1 szt. za okrągłym wybiegiem i 1 szt. na mały padoczek wzdłuż placu do jazdy).
 Konie przestały się (odpukać) włamywać na pozamykane kwatery, trawa odrasta... Wiosna to jednak pora roku napawająca optymizmem... mimo utraty pracy...

Dość intensywnie biorę się na fanpejdża na fejsbuku :-)
https://www.facebook.com/Rancho-Bella-Gracja-1464886630445154/

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

OGRODZENIA - up date

Nie jest najgorzej. Przez weekend jedynym włamywaczem na łąki, jakiego dopadłam, była... Siwka. Przeskakuje, gadzina!!!

Prąd poprawiony, elektryzator przewieszony na kwatery grubych wałachów, uziom zmieniony ze standardowego (30 centymetrów) na profesjonalny (100 cm). Chyba ostro bije, bo Reksia tak palnęło, że wiał z wrzaskiem, aż się kurzyło... W planach zmiana narożników na padokach ze słupków na kotwach na podkłady kolejowe (wbetonowane dla lepszej stabilności) oraz zmiana bramek na solidne drewniane...

czwartek, 20 kwietnia 2017

Wielkanoc...

Zysk ze Świąt taki, że 4 dni wolnego, mogłam zawalczyć z ogrodzeniami i pastuchem. Prąd zaczął bić (póki co, oberwała Rumba-suka oraz Paweł-człowiek. Oboje się nie spodziewali takiej zmiany w drucie koło królików ;-)
Czyżnie wycięte, cały obwód sprawdzony, prąd nie ucieka już, ale jeszcze nie wszędzie dopływa, bo z premedytacją poodcinałam niektóre kwatery... dodatkowo okazało się, że w Korpo siedzę obok kolegi po elektronice z domieszką elektryki, więc pozyskałam nowe informacje merytoryczne, które w weekend zamierzam wcielić w życie :-) Elektryzator mamy mocny (5,5 Juli), mam więc nadzieję, że po poprawkach prądowych poczynionych w ogrodzeniu konie od nowa nauczą się je szanować ;-) Dodatkowo podłączę drugi elektryzator w okolicach strasznych krzaków - zrobię 2 niezależne obwody, jak dawno, dawno temu... wtedy biło jak ta-la-ta ;-)

Jeździecko chwilowy przestój, bo pogoda fatalna, znów ślisko, bo popadało...

Akcja odpiaszczania koni przeprowadzona :-)

 photo 18035648_1652751118070134_2101545929_n_zpsm6wajvif.jpg

wtorek, 11 kwietnia 2017

OGRODZENIA

SIATKA LEŚNA SFORSOWANA!!!!! zerwane i zniszczone (rozplecione) 10 metrów siatki, 2 stalowe kotwy od słupków nośnych zgięte pod kątem 90 stopni... że o pozrywanym drucie 2 mm nie wspomnę...

Ta Sasi mnie wykończy ;-) włamuje się na wszystkie pozamykane łąki, na których ma urosnąć trawa! Potrafi przeleźć dołem pod siatką umocowaną 30 cm nad ziemią... albo przecisnąć się pomiędzy palikami wbitymi w ziemię co 20 cm...
Pal sześć jeszcze, że ona się włamuje... Za nią na łąki wbija się reszta koni! W sobotę wywalałam gady z łąki nad rzeką 5 razy!!!

P.S. zero jeździectwa w ten weekend, permanentne poprawianie ogrodzeń... pastuch słabo bije... studiuję elektryfikację wsi polskiej (póki co, wydedukowałam, że muszę dodać dodatkowe uziomy...)

środa, 5 kwietnia 2017

1-3 kwietnia 2017 - pojeżdżone :-)

Nadzwyczaj udany weekend :-) Dodatkowo wolny poniedziałek.

Codziennie jazda na Siwej - 3 jazdy w ciągu 3 dni. Tego jeszcze nie grali ;-)
Póki co, krótko, bez napinki, docieramy się na nowo, odświeżamy komunikację.
Z jazdy na jazdę coraz lepiej, Siwej zaczyna odpuszczać nerw, że się oto za nią, po 4 latach nic-nie-robienia, wzięli.
Testowałam siodło equiflex + różne pady i ostatecznie stanęło na starym dobrym czarnym padzie powietrznym Parellich (non-slip, theraflex)... A taką piękną kolekcję kolorowych czapraków west posiadam...!
W nadchodzący weekend - o ile pogoda pozwoli - może uda się ruszyć nieco poważniej.

P.S. Gośka wsiadła na Szamana (na oklep). Oboje byli w szoku ;-)

 photo blog_zpsrefyx0hl.jpg

czwartek, 30 marca 2017

Się trenuje...

...żeby nie było... miała być reaktywacja treningowa, no i ruszyło się.

W sobotę Siwe z ziemi, ale za to z siodłem (west, bezterlicowe) i padem od Horse Passion z wkładem CSF (comfort sadlle fit). Był foch, niezadowolenie, walenie baranów i boksy przednią nogą w kierunku mojej osoby!!!!! Siwe, moje Siwe, moje ulubione Siwe, moje ulubione pokazowe Siwe...
Zakończyłyśmy pozytywnie, nawet na chwilę zasiadłam w stój ;-)


W niedzielę niespodziewana wizyta Koleżanki Kelly, trzeba było powiedzieć B (skoro w sobotę powiedziało się A) i znów Siwe tknąć. Tym razem pad korekcyjny (pogrubiony przód) od WWR i equiflex Continental, który do tej pory leżał i łapał kurz w pokoju. Pad korekcyjny, bo terlica full, a Siwej do full nieco brakuje - mięśni ci u nas niedostatek ;-) Tym razem było godnie, dużo skoków przez beczki, dużo galopów, dużo dynamiki i ogólnie ruchliwości. Siwe tak się zasapało, że bokami robiło, więc skoro tak zmordowane, to wsiadłam, żeby se posiedzieć, aż się wyziaje (przy okazji sprytna aplikacja wygody, gdy człowiek na grzbiecie ;-)

A Kaziu se pojeździł na Hucu konkretnie, tzn. była pierwsza oprowadzanka po padoku (okolice okrągłego wybiegu) bez asekurowania przez osobę trzecią. Oprócz standardowego naprzód, było cofanie, zwroty, przekraczanie przeszkód etc. Kaziu tak się rozochocił, że nie chciał zsiadać i też  sobie na koniec w stój posiedział :-)

 photo 13_zps4i0otzu6.jpg

poniedziałek, 13 marca 2017

Przedwiośnie

Wróciły żurawie, wracają klucze dzikich gęsi, z koni zimowa sierść zaczyna się sypać na potęgę... wiosna. Błoto powoli obsycha, choć gumnioki nadal potrafi zassać... Tydzień temu ratowałam Potomka K. z nie lada opresji - tak ugrzązł, że mu się błoto do buta wierzchem wlewało ;-)
Powoli szykujemy się do sezonu, w ostatni weekend poprawiliśmy okrągły wybieg, podłoże na nim na tyle dobre, że można zacząć wsiadać. Plac do jazdy jeszcze trochę grząski, ale jakby nie padało, to tydzień-dwa i śmigamy... Kazik dokonał podziału koni: Twoja Siwunia, mój Hucułek, Sasi skwitował pogardliwym nie-wys-ko-lo-na ;-)
Gwoli ścisłości, Z Sasi nie jest najgorzej: zaliczyliśmy już 3 spacerki w ręku na zabramię, opanowane zaczynamy mieć ustępowania (od nacisku, od sugestii) a nawet cofanie na komendę BACK-BACK-BACK. Mamy jeszcze do opracowania dotyk na całym ciele (są fochy przy dotykaniu brzuszka, słabizn, nóg) i całą masę innych rzeczy. Ale generalnie jest spory progres (przynajmniej w ostatni weekend ;-)

Wrócę jeszcze na moment do mojego ulubionego (blee) tematu ogrodzeń padokowych: bilans po-zimowy jest dość optymistyczny: jeden tylko słupek drewniany na kotwie złamany (do wymiany) oraz siatka leśna dołem gdzie-nie-gdzie poodrywana od słupków przez szalejące psy-szczeniary (mocowanie było tymczasowe, na szybko, trytkami), ale zaczęłam już po kolei jechać i mocowanie drutem... Najważniejsze jeszcze tylko bramki (na okrągły wybieg i między kwaterami) - będą solidne drewniane na zawiasach; dość mam wiecznie pozrywanych sprężyn bramowych a nawet i gum, które na początku tak mnie zachwyciły, ale z czasem okazało się, że i one zawodzą...

środa, 15 lutego 2017

12 lutego 2017 - wyjście z jeździeckiego impasu

W niedzielę miała miejsce epokowa chwila: na 10 minut zasiadłam na Hucu a nawet objechałam kilka razy okolice okrągłego wybiegu. Stępem. Szybciej się nie dało, bo po pierwsze lód i ślizgawica, po drugie jazda miała na celu uproszczony test siodła bezterlicowego westernowego. Huc spisał się godnie (2 ciasteczka do gęby, więc pełen błogostan i 100% współpracy, mimo, że ostatnio pod siodłem ho-ho w sierpniu chyba ;-)
Testy siodła wypadły pozytywnie: mimo, że spodziewałam się po takim bezterlicowym nieco mniejszej wagi, to i tak jest najlżejsze ze wszystkich moich westówek: waży jedyne 9 kg., co przy moim kręgosłupie jest jeszcze do zaakceptowania (najmarkowsze moje Continentale ważą 13 kg oraz 17 kg...). Poza tym siodło wygląda zupełnie, jak terlicowe i ma wręcz nieprzyzwoicie miękkie siedzisko.

Jazdę moją wypatrzył wracający z eskapady nad rzekę z Ojcem swym i pasami Potomek-Dziecic i podniósł wrzask okrutny, że on też chce jeździć... musiało więc dojść do posiedzenia na rozsiodłanym już Hucu, choć były naciski-wrzaski, że ruszamy na końską wyprawę... ;-)

P.S. Sasi nieco się Kolega-Potomek przestał interesować (jako że źrebak i się na niej nie jeździ), kręci mi się za to intensywnie koło dużych, a Huca obstawia zdecydowanie jako swojego wierzchowca od wiosny :-) nawet mu komendy z grzbietu próbował wydawać (BACK-BACK-BACK).
Zapowiada się interesujący sezon w tym roku...

środa, 8 lutego 2017

Sasi wkracza w świat PNH...

30 stycznia 2017 - pierwszy kontakt Sasi z PNH (u nas, bo nie wiem, jakie są jej wcześniejsze doświadczenia w tej materii, choć intuicja podpowiada mi, że znikome ;-)
Sasi sama sprowokowała ów kontakt swoim zachowaniem: o ile do tej pory - poza strzelaniem drobnych fochów, szczurzeniem się na Kazia, który czasem bywa dla niej upierdliwy i kopem ze zadu w moją osobę - nie nastręczała większych problemów, o tyle w ów poniedziałek (30 stycznia) postanowiła się odsadzić i wyrwać przy przeprowadzaniu na padok z Grubymi Wałachami.

Stado u nas nieodmiennie podzielona na podgrupy: ślachetne oraz grubaśne. Podział podyktowany odmiennymi potrzebami żywieniowymi oraz tym, że im mniejsze stadko, tym spokojniejsza i mniej problemowa obsługa (choćby przy wzmiankowanym zadawaniu paszy).
Sasi chodzi z grubaśnymi. Grubaśni Sasi tolerują i znoszą dość dobrze; Huc wyraźnie jej matkuje (tudzież ojcuje) - kilka razy byłam świadkiem, jak atakuje i pacyfikuje psy, które próbowały ganiać małą.
Szaman natomiast znosi ją godnie, o ile nie podają siana. Wtedy goni wszystko, co się rusza (edit: człowieka gonić nie ma śmiałości ;-)
Gdy przyjeżdżam, łączę konie w jedno stado, które a to chodzi razem w gromadzie, a to zamienia się na kwatery i sprawdza, gdzie, co i jak, a to się kłóci, a to integruje etc. Powtóry podział na podgrupy nie nastręcza problemów: wystarczy komenda do siebie i wskazanie kierunku a towarzystwo w 99% melduje się na swojej kwaterze. Za wyjątkiem Sasi. Sasi za wszelką cenę chce pozostać w podgrupie ślachetne, bo ślachetne chodzą przy wiatach z sianem a załadowanie się do wiaty z sianem to dla Sasi pestka: forsuje wszelkie barykady i zasieki (prąd, nie-prąd), ładuje się do środka, obżera do rozpuku a potem uwala w sianie i śpi...

...no i w ów poniedziałek, zarzuciłam Sasi - jak zwykle - uwiąz przez szyję, żeby odprowadzić ją do grubaśnych a ta zaparła się jak ośliczka a po pacnięciu końcówką uwiązu w zadek wyrwała się i zwiała. Przegalopowała wściekle dookoła padoku, przeskoczyła przez pnie drzew (potęga skoku - 50 cm ;-) i najspokojniej wzięła się za konsumpcję rozrzuconego siana...

Reasumując:
- łącznie około 30 minut
- catching game (wściekłe galopy, jedna gleba, kłus)
- kantarek i lina (schowaj zadek, ustępowanie od nacisku, ustępowanie od sugestii)
- dużo żucia i mrugania (nieczęste, jak dotąd, zachowanie u Sasi)
- DUŻO friendly na koniec i sporo w międzyczasie

Wnioski:
- too much friendly... ble, ble, ble... wszyscy to znamy - koń to zawsze koń, niezależnie od tego, w jakim jest wieku i jakiego jest rozmiaru ;-)

 photo IMG_6664_zpscofr2x6q.jpg



wtorek, 17 stycznia 2017

Zima

...dostać kopa z zadu pierwszy raz w życiu... i to od kogo?? od kucyka szetlandzkiego... bezcenne... :-)
Był ostry Monty Roberts... jakby tak na Kazika trafiło... Sasi jest najwyraźniej przekonana o swoim panowaniu nad światem... ale w wyniku intensywnego treningu coraz częściej przeżuwa z bystrą zadumą na obliczu ;-)

U tymczasem nastała zima :-)
 photo IMG_6360_zps2hovbs1p.jpg

 photo IMG_6575_zps0yplhdlq.jpg