W niedzielę miała miejsce epokowa chwila: na 10 minut zasiadłam na Hucu a nawet objechałam kilka razy okolice okrągłego wybiegu. Stępem. Szybciej się nie dało, bo po pierwsze lód i ślizgawica, po drugie jazda miała na celu uproszczony test siodła bezterlicowego westernowego. Huc spisał się godnie (2 ciasteczka do gęby, więc pełen błogostan i 100% współpracy, mimo, że ostatnio pod siodłem ho-ho w sierpniu chyba ;-)
Testy siodła wypadły pozytywnie: mimo, że spodziewałam się po takim bezterlicowym nieco mniejszej wagi, to i tak jest najlżejsze ze wszystkich moich westówek: waży jedyne 9 kg., co przy moim kręgosłupie jest jeszcze do zaakceptowania (najmarkowsze moje Continentale ważą 13 kg oraz 17 kg...). Poza tym siodło wygląda zupełnie, jak terlicowe i ma wręcz nieprzyzwoicie miękkie siedzisko.
Jazdę moją wypatrzył wracający z eskapady nad rzekę z Ojcem swym i pasami Potomek-Dziecic i podniósł wrzask okrutny, że on też chce jeździć... musiało więc dojść do posiedzenia na rozsiodłanym już Hucu, choć były naciski-wrzaski, że ruszamy na końską wyprawę... ;-)
P.S. Sasi nieco się Kolega-Potomek przestał interesować (jako że źrebak i się na niej nie jeździ), kręci mi się za to intensywnie koło dużych, a Huca obstawia zdecydowanie jako swojego wierzchowca od wiosny :-) nawet mu komendy z grzbietu próbował wydawać (BACK-BACK-BACK).
Zapowiada się interesujący sezon w tym roku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz