"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

środa, 26 grudnia 2012

Świątecznie

Tym razem - Drugi Dzień Świąt. I wyjątkowo spokojnie. Wszędzie lodowisko... I wiosna w powietrzu. Siwe od razu jakby lekko zakochane w Hucu... Nie rozumiem ciągot ślachetnej do prymitywnego typa... ;-)

HPIM0005_zps7ec19e59

HPIM0004_zps26913350

HPIM0013_zps6fdf4748

HPIM0016_zps32038af1

HPIM0021_zps6ddc9ac4

HPIM0015_zps864e6534

HPIM0022_zps43200f91

HPIM0024_zpsf75e39a8

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wariacje Wigilijne

Dziś udało mi się sprowokować konie do wygłupów. Przyczynkiem stało się połączenie dwóch mini-stad w jedną całość. Towarzystwo dość długo ze sobą nie obcowało, więc na zachęcający cmok z mojej strony rozpoczęły się wariacje. Siwka wystartowała od razu, za moment dołączyli Fisiek i Huc. Nawet Dziadek nie pozostał obojętny na eksplozję dobrego humoru...

HPIM9946_zpsc6296458

HPIM9947_zps154f9496

HPIM9949_zps5786bbda

HPIM9950_zpsf8949649

HPIM9951_zps00d5a137

HPIM9958_zps55e76d37

HPIM9975_zps31f794e9

HPIM9974_zpsc8920ba0

HPIM9980_zps2efe906b

HPIM9983_zps2a76e6b1

HPIM9966_zpsca2fbede

HPIM9967_zps02607e70

HPIM9971_zps620731be

HPIM9979_zps981e891b

HPIM9968_zpse4dc2096

HPIM9981_zps1e513e9c

HPIM9990_zpse19ca4f8

HPIM9984_zps84ce390c

czwartek, 20 grudnia 2012

-12 w dzień to lekka przesada ;-)

Nie żebym jakoś szczególnie nie lubiła zimy, ale targać przez zaspy siebie w kompakcie z brzuchem Kazikiem komfortowe nie jest ;-)
Brzuch Kazik już na wyźrebieniu, 30 grudnia jadę do szpitala się pokazać w celu podjęcia decyzji, czy już, czy jeszcze nie. Czyli Sylwester, zamiast w towarzystwie koni (co roku towarzyszę stadu na wszelki wypadek na okazję fajerwerków), może być na położniczym z Kazikiem (mam nadzieję, że Kazik nie okaże się wrzeszczącym RBE, bo po wyźrebieniu mam ambitne plany końskie ;-)

Konie dzielnie znoszą mrozy, sople na wąsach wiszą, sierść postawiona, ale żeby zimno im było - nie wygląda. Okolice serca i za uszami ciepłe. Nawet, gdy pada i konie mokre. A cholery takie są, że nieszczególnie pod wiaty się chowają; raz już wpadłam w małą panikę na okoliczność dziadka-Heńka (śnieg wali, zawieja i zawierucha a zza węgła, spod wiaty, jeno siwy dziób wygląda). A Dziadek se poszedł na najdalszy padok nadrzeczny i pod linią krzaków stojąc coś tam kopytem, spod śniegu wygrzebywał...
Szamany (Fiś i Huc) - nawet jak im otworzę łaskawie podwórko i mają dostęp do wiaty siennej - to i tak sterczą na pierwszym padoku zastodolnym, na swoich stanowiskach do karmienia... Bo jak mi się nie chce łazić i rozrzucać (a obarczonej Kazikiem może mi się nie chcieć ;-), albo gdy mocno wieje i śnieg pada, podaję koniom siano w kupkach...
Fisiek sterczy zatem na górce a Huc przy eks-gnieździe sikory (nie tej sikory, która się za nóżkę w mysią pułapkę onegdaj złapała, ale takiej, co ją wzięłam za nietoperza... Jakby kto był ciekawy, to mogę opowiedzieć, choć to historia nie-końska jest ;-)

HPIM9919_zpsc3433b74

HPIM9916_zpsf923113c

HPIM9923_zpsb53d4f88

HPIM9926_zpsdd3e6784

Aaaa, zapomniałem o newsie dnia napisać: Siwe mi dziś odchrumknęło na moje chrumknięcie :-)))
Dwa razy, przy dwóch kolejnych wizytach u koni... Czujecie? Żeby dzikie RBE gadało na komendę??  Bezcenne :-)))

piątek, 7 grudnia 2012

Zima...

Od paru dni mróz. I dobrze. Przynajmniej błota nie ma... Siano można swobodnie rozrzucać wszędzie po ździebełku a nie tylko na pagórkach systemem kupek (bo wdepczą w błoto i zmarnują).
Śnieg też obrodził (dziś 2 razy odśnieżałam), Siwe i Heniek już nie myślą o wypadach na sienną łąkę, bo takowa przestała istnieć. Znaczy istnieje nadal, ale trudno toto nazwać obecnie łąką. Raczej zaśnieżonym polem ;-)
Jeszcze wczoraj był bulwers, że nie puszczam, ale dziś dały za wygraną. Wczoraj bowiem z samego rana odrobaczyłam całe stadko (chodzące cały czas parami na oddzielnych padokach) a wiadomo: po odrobaczaniu siedzi się na kwarantannie, czyli na mniejszej przestrzeni, żeby się wykupić, kupy sprzątnąć do czysta i tym samym ewentualną inwazję z wydalonych jajec (czy innych robaczywych postaci), które są w stanie poza koniem przetrwać, unieszkodliwić.
Odrobaczanie zupełnie bezproblemowe u całej czwórcy; Fisiek tubę od razu do paszczy capnął, jeszcze nie zdążyłam się dobrze przygotować, Huc grzecznie, spolegliwie, acz bez Fisiowego nachalstwa do konsumpcji, Heniu głowę zadarł na widok strzykawy, ale zaraz ją opuścił (czego to ja właściwe chciałem tam w górze, hę....?) i całą dawkę ładnie przyjął (bez prób wypluwania, co miewał we zwyczaju). Siwe trochę się zboczyło (znaczy zerkało boczkiem jednym okiem, z przekrzywieniem główki), ale powodem była raczej Coca siedząca u siwych stóp (vel kopyt) - podejrzewam w martwym polu - a Siwe woli Cocę mieć na oku, bo parę razy już buziaczka w nos od Coci dostała. Siwe najwyraźniej za pocałunkami z psami nie przepada ;-)

sobota, 1 grudnia 2012

Bieżące

Krótko, co u nas:

- Siwe wczoraj na łące zaproponowało lewopółkulowe wcielenie swojej osoby: na sygnał przyleciała do mnie kłusem zamaszystym z samego krańca łąki. Dolatując zaczęła wywijać głową buńczucznie, ekstrawertycznie i lewopółkulowo. Odesłana na koło odbiegła żwawo posyłając w moją stronę tłustawy (na miarę folbluta, czyli nieprzesadnie grubaśny ;-) zadek - ale ze słusznej, niegroźnej dla mnie odległości ;-) Wracając znów trzepanie głową i wesołe pobryki... I tak parę razy z rzędu. Chody boczne energiczne i z lekkim sprzeciwem na obliczu, też na wesoło... Figlować się chce koleżance, jak nic... A ja nieszczególnie teraz się nadaję do ekstrawertycznych występów... ;-) Ale coś usiłuję, żeby nie wyjść w oczach Siwej na frajera ;-))
- Huc zaczął na mój widok wydawać z siebie głos. Boże, wszystkiego bym się spodziewała, tylko nie tego. Milczący Huc z wiecznie obrażoną miną (chyba, że ciasteczko) przemówił!!! czasem nawet odezwie się przed Fiśkiem... Ludzie, świat się kończy...
- a Fisiek... ostrzyżony. A nie mówiłam, że wracamy do starego uczesania?

HPIM9890

HPIM9892
























Coci z Hucem potyczki:

HPIM9897

HPIM9903



niedziela, 25 listopada 2012

Postrzyżyny...

...całkiem nieplanowane... Padło na Huca a potem w przypływie weny fryzjerskiej i na Fiśka (ale tylko trochę, póki co...)
Huc od paru miesięcy paradował z grzywką na sztorc, w której kupa rzepów. Niby coś tam wyskubywałam, ale z niezbyt spektakularnymi efektami. W końcu się zeźliłam i wdrożyłam plan, z którym nosiłam się od dawna: obcięłam Hucowi całą grzywkę, na łyso. Jakoś tak idiotycznie wyglądał z bujną grzywą i bez-grzywką, więc i grzywę mu obcięłam jednakowoż nie całkiem. Ale za to krzywo i siermiężnie.
Finiowi najpierw ciut skróciłam ogon (do ziemi miał), potem ciut grzywę i grzywkę... Ale wygląda idiotycznie, więc jak się zbiorę w sobie to chyba wrócimy do naszej dawnej fryzury, na zero. Bo już mi się look Fisia z długim włosem a la gej lekko znudził ;-)

No dobra... O bzdetach ostatnio piszę, ale nie bardzo się u nas dzieje. No bo, że karmię (konie) i kupy z padoków sprzątam codziennie to oczywiste. Przy okazji Kazio wdraża się do operowania narzędziami ;-)
O bzdetach będzie jeszcze przez jakiś czas, ale już niebawem rozwiniemy skrzydła... ;-)

P.S. 1:
Żeby nie było, że bzdety tylko: codziennie się edukuję naturalnie; aktualnie na tapecie DVD z Mastery Lessons, onegdaj nie-do-oglądane.
Wczoraj akuratnie padło na LBI  (Issue 3, April 2010, z serii Ask Linda), dziś przy okazji postrzyżyn poprosiłam Huca o parę drobnostek (zasada: mniej znaczy więcej) i Huc nie dość, że ochoczo wykonał, to nawet się do mnie uśmiechnął :-) Może już wie, że z narybkami koniec i wkrótce nadejdzie pora na odbudowywanie naszych dawnych jeździeckich relacji. I już się na samą myśl o tym cieszy ;-)
P.S. 2:
A tak poza tym to - ku rozpaczy Oblubieńca Z. - włączył mi się typowy dla ciężarnych (wyczytałam w necie ;-) syndrom wicia gniazda. Więc remont i gruntowne porządki w chałupie  - pełną parą. Co ciekawe, syndrom ów rozciągnął mi się i na końskie przestrzenie i tu też usiłuję mozolnie coś usprawniać i ulepszać ;-)

sobota, 17 listopada 2012

Agresywnie

To o Siwce. Kto by pomyślał, że grzeczne Siwe potrafi zaprezentować skrajnie agresywne zachowanie w stosunku do stworzenia innego, niż koń!
Dziś byłam świadkiem siwego ataku na psa. Konkretnie na Cocę. Coca-bulldog normalnym psem nie jest. Jak wszystkie bulldogi amerykańskie, zresztą.
Męczy konie niemiłosiernie. Na początku męczyła tylko Huca, czasem Fiśka, ale szybko dała sobie z nim spokój (za duży i za powolny - Fisiek żadne wyzwanie dla ambitnego psa ;-), ale ostatnio upodobała sobie i Siwkę. Męczenie polega na doskakiwaniu, markowaniu ugryzi i ujadaniu basem. Jak na szczenię brzmi to dość spektakularnie, to ujadanie ;-)
Huc ignoruje męczenie przez jakiś czas, zwłaszcza gdy akuratnie konsumuje siano, mimo, że akcja rozgrywa się tuż przy jego głowie (najczęściej), rzadziej przy ogonie/zadnich nogach (Coca już wie, że zadem dostaje się niezłe kopy ;-) Wytrzymałość psychiczna Huca ma jednak swoje granice i po jakimś czasie zaczynają się ataki przednią nogą, kładzenie uszu, kłapanie zębami i szarże. Coca tylko na to czeka, bo wtedy ma uzasadnienie do jeszcze namolniejszego męczenia delikwenta ;-)
... Siwkę początkowo Coca tolerowała. Znaczy nie męczyła, czasem tylko próbowała dać buziaczka, czyli chapsnąć za nos. Ale tak na wesoło, z sympatii; takie buziaczki Coca serwuje także ludziom a już dzieciom - ze szczególnym upodobaniem, bo bez trudu jest w stanie doskoczyć tam, gdzie akuratnie buziaczka chce złożyć ;-)
Ale od paru dni wymyśliła bulldoga nową zabawę - pomoc przy wieczornym sprowadzaniu Siwki i Henia z łąki. Oraz pomoc w porannym wyprowadzaniu na łąkę. Dziś poranna pomoc przerodziła się w wesołą gonitwę, Siwe się rozbuchało, poszło w galop, Coca prze-szczęśliwa ruszyła w pościg...
Siwe najpierw uciekało furcząc, ale w końcu się zbiesiło (Heniu rozpoczął spokojny wypas a ona musi z psem się użerać) i zaczęło głową w galopie ku Coce wężować. Potem doszły wierzgi konkretne zadnią nogą, adekwatną do umiejscowienia ścigającej Coci w końcu nagły zwrot i szarża. No, no, czegoś takiego jeszcze wykonaniu siwego konia nie widziałam. Były płasko położone uszy, rozdziawiona gęba, wspięcie i błyskawiczny atak przodami prosto w upierdliwego ścigacza. Ścigacz oczywiście refleks ma wyrobiony, więc błyskawicznie zmienił lokalizację, ale minę miał nieco zaskoczoną, że zawsze uciekające Siwe potrafi zachować się jak ten  Mały Kosmaty Grubas, czyli Huc...

wtorek, 13 listopada 2012

Drobnostki

...z końmi teraz działam niewiele. Znaczy odwiedzam regularnie (co 2-3 godziny), karmię, sprzątam odchody spod wiat, czochram fiutro (Fisiek i Huc strasznie, jeśli idzie o imagezmamucieli ;-)
Z Siwą, przy okazji eskapad wypasowych na sienną łąkę, ćwiczymy od czasu do czasu przywołanie z większej odległości - Dzikie przylatuje już do mnie hen, z horyzontu - nawet gwizdać w umówiony sposób nie muszę, wystarczy, że zawołam Siwku...
Ostatnio przywoływanie galopem ćwiczymy; o ile kłus dostaję w 100% (stępem Siwe nigdy nie podchodzi, chyba, że znajduje się naprawdę blisko mnie), o tyle galop - od czasu do czasu. I w zależności od poziomu siwej energii. Dzikie bywa też wyciszone ;-)
Któregoś dnia była z siwej strony  auto-propozycja ganianek i zaczepki mojej osoby - o, wtedy przygnała do mnie wściekłym galopem, co napawnęło mnie lekką obawą, stojącą-brzuchatą na środku łąki, czy aby w moim stanie nie należy mieć większego instynktu samozachowawczego (a raczej macierzyńskiego ;-)

Tak poza tym parę razy zdyscyplinowałam ostro Grube Wałachy; Grube pogodziły się już z tym, że są odizolowane od Siwki i Henia (którzy z racji tego, że 24 h razem, zaprzyjaźnili się, czasem robią noski-noski a nawet siano z jednej kupki jedzą, co kiedyś było nie-do-pomyślenia). 
Fisiek zrobił się zdecydowanie grzeczniejszy  (nie bez znaczenia pozostaje fakt, że parę razy zarobił ode mnie przydzwon za chamskie zachowanie, zwany delikatnie 4. fazą ;-) np. przy podawaniu siana cofa się grzecznie i czeka; mógłby jeszcze brać przykład z Huca, który już po pierwszym przydzwonie przyswoił wiedzę, że jak wiozę na taczce siano i cmoknę, gdy stoi mi się na drodze, należy biegiem wiać z trasy mojego przejazdu ;-)

A propos Huca: kończymy przygodę z narybkami. Huc ani się do tego nie nadaje (bo docenia jedynie wytrawnych jeźdźców ;-), ani dzieci nie miłuje a wręcz strzyka na ich widok jadem a i na mnie patrzy kosym okiem, gdy posadzę na nim narybek...
Mały jest bystry i bardzo szybko się uczy (przez ostatnie narybkowe 1,5 roku głównie rzeczy negatywnych, niestety), więc grzech go nie wykorzystać do czegoś ambitniejszego ;-) Od wiosny wracamy więc do bardziej profesjonalnego szkolenia pod siodłem; miejmy nadzieję, że Kazio mi planów jeździeckich krzyżował i niweczył nie będzie ;-)

sobota, 3 listopada 2012

Aktualności

Brzuch Kazik ma jeszcze 10 tygodni w zanadrzu, nie powiem, żeby mi nie doskwierał, ale się nie daję i działam ;-) Wprawdzie nie tak energicznie, jak nieco wcześniej, ale ogrodzenie padokowe znów dziś dość solidnie pociągnęłam. Póki co, jedną z wewnętrznych ścian działowych (czekam na nową dostawę prętów na ogrodzenie zewnętrzne); została mi jeszcze jedna kwatera łąkowa nadrzeczna a potem biorę się za zastodole. Do zimy (jeszcze przed Kazikiem ;-) powinnam się z tematem ogrodzeń uporać. Kwestię budowy nowych obiektów odkładam do wiosny; teraz nie ma sensu (w planach: profesjonalny mostek z podkładów do traila, z barierkami; otwierana/zamykana bramka; przyczepa-symulacja ze ścianami i parę innych drobiazgów ;-)

Śniegi zeszły z łąk, Siwe z Heńkiem znów cały dzień na siennej, ku rozpaczy Grubych Wałachów, ale nie ulegam jękom i wrzaskom (Fiśka, bo Huc wywiera na mnie presję milczącą ;-) i nie puszczam Spaślaków na żer. Dostają za to siano, więc niech nie demonizują, że wiecznie głodni (Fisiek straszliwie demonizuje w tym temacie ;-) Otworzyłam też Grubym na powrót kwaterę rzeczno-bagienną (uprzednio naprawiwszy wyrwę w ogrodzenie, jaką sobie Fisiek uczynił, żeby się do Henia chyłkiem przekradać).
Z Fiśka przekradaniem się to było tak: 2 kolejne poranki zastawałam Fiśka w Heniowej sypialni (nowa wiata, plac do jazdy, łąka). Przyjęłam , że przelatuje dołem pod sprężyną, dodałam więc dolną białą prądową tasiemkę. Następnego ranka Cwaniak znów u Henia, tasiemka wisi nienaruszona... Ki diabeł?
Obeszłam ogrodzenia, na pierwszy rzut oka wszystko gra... Dopiero przez przypadek odkryłam, że Grubas nad samą rzeką zerwał pastuch i sobie dziką prywatną bramkę do Dziadka uczynił. Zmyliło mnie to, że ani Huc, ani Siwa z owej brameczki, dostępnej i dla nich, nie korzystali, więc ani chybi dołem musiał Fisiek wyłam robić...
Wczoraj (niedziela) wałachom rzekę otworzyłam a Fisiu od razu kłusem do dzikiej bramki (już przeze mnie namierzonej i zlikwidowanej) poleciał.
Jako że byłam w pobliżu, zastosowałam wielce agresywną mowę ciała (ni to ogier, ni to border collie ;-) i cmoknęłam; Fisiu od razu z wierzgim i kwikiem wyrwał z powrotem na padok, na dłuższy czas porzucając nadrzecze. Za jakąś godzinę spróbował jednak ponownie sprawdzić, czy nie da się jakoś przedostać do uprzywilejowanych (Siwki i Henia pasących się w oddali na siennej); akurat poprawiałam ogrodzenie wzdłuż placu do jazdy, więc widziałam podchody kolesia, będąc jednak w dość słusznej od niego odległości (ze 100 metrów). Ten badał ogrodzenie (prąd chwilowo wyłączony, bo grzebałam w taśmach-drutach-splotkach), jednocześnie zezował na mnie czy widzę, na co się zanosi. Czy on sobie myśli, że brzuch Kazio na tyle zdominował moją rzeczywistość, że szefem koni już nie jestem tylko układam śpioszki, rożki i beciki??
Zastosowałam ponownie ogiero-bordera na odległość, przygotowana do ewentualnego wydania z siebie groźnego wrzasku, ale nie zdążyłam, bo Fisiu zadarł kitę, wykonał roll-backa i z kwikiem, tęgim galopem, wrócił na padok do Huca.
Ja wiem, że on cwaniak jest... Ale czasem mnie swoją bystrością umysłu naprawdę zaskakuje... ;-)

sobota, 27 października 2012

Pada śnieg...

...i żeby tylko to... Wieje tak, że wszystko w obejściu się telepie i fruwa a Siwe znowu wygląda, jak dawniej. Znaczy jak rasowy ekstremalny prawopółkulowy ekstrawertyk ;-) Zamiast podejść - przybiega; zamiast wędrować i snuć się - lata; zamiast konsumować z godnością osobistą - pochrapuje i gałuje wokoło (uprzednio naładowawszy gębę sianem).Wobec takich okoliczności przyrody z czystym sumieniem można zasiąść do interneta ;-)

Od 2 dni Siwe i Heniu chodzą na sienną łąkę. We dwoje. Zero tolerancji dla Grubych i Prymitywnych, rozwalających ogrodzenia. Znaczy Fisiek i Huc siedzą za zastodolu, wszystkie bramki asekuracyjnie pozamykane, żeby który nie wymyślił brawurowej akcji... Fisiek oczywiście drze gębę i Siwą nawołuje, ale ta nawet nie raczy odchrumknąć... Zupełne pomieszanie u nas; już od dłuższego czasu Siwe na spokojnie znosi oddzielania od stada, czego o Fiśku za bardzo powiedzieć nie można (to, że Fiś zostaje z Hucem się nie liczy. Huca Fiś za stado nie uważa. Stado Fisia to Siwka)...

Siwe co i raz poddawane jest przeze mnie rozmaitym testom posłuszeństwa; aktualnie na tapecie przywoływanie na wielkiej łące. 100% zdawalności tegoż testu; za każdym razem zaprzestaje konsumpcji i przybiega kłusem. Zamaszystym :-) Ćwiczenie powtarzam kilkakrotnie w ciągu wypasu; dzięki temu nie mamy problemów z opuszczeniem trawiastej kwatery, co przy innych egzemplarzach z reguły nastręczało pewnych trudności. Teraz korzyść podwójna, bo i Heniu mimochodem wyuczył się przybywać z łąki na zawołanie (po imieniu), choć z reguły ociąga się z wykonaniem tej czynności, ile wlezie...

Up-date sobotni, wieczorny.
No. Okolica zawalona śniegiem na kilkanaście centymetrów, cały czas pioruńsko wieje (co i raz sprawdzam i poprawiam plandeki zabezpieczające siano od nawietrznej, aby nie odfrunęły), nie ma jednej fazy (prądowej), więc pastuch nie działa, latam do koni co 2 godziny, odśnieżam wiaty i rzucam kostkę siana, śnieg przywalił wszystko, więc nic nie mogę znaleźć..., jednym słowem cudnie jest. Tym razem zima zaskoczyła nie tylko drogowców ;-)

Niedzielny poranek:
Nie pada, nie wieje, słońce wygląda od czasu do czasu, nadal biało, ale śnieg się topi... Błota staram się nie zauważać. Jest pięknie :-)

środa, 24 października 2012

Jesiennie

U nas powolutku. Wczoraj zakończyłam 10-dniową jesienną akcję odpiaszczającą, dziś kuniom się pyski wydłużą z żałości: koniec preparatu odpiaszczającego, koniec z treściwym (do większych mrozów), bo to był tylko nośnik . Oczywiście bulwers będzie tym większy, że Heniu treściwe cały czas dostaje, z racji, że stary dziad jest ;-)
Od ponad tygodnia walczę z ogrodzeniami padoków; najpierw pomalowałam kilkadziesiąt prętów farbą zabezpieczającą (co zajęło mi 2 dni, bo najpierw do połowy, potem od połowy a potem jeszcze schło...), potem zaczęła się żmudna wymiana w terenie...  
Jadę, póki co, po zewnętrznej (tutaj pręt zbrojeniowy oraz 3 rzędy prądu - taśma, taśma, drut); wewnętrzne ściany działowe będą z białych okrągłych niezniszczalnych Horizontów. Niezniszczalnych znaczy niełamliwych, bo sforsować każdy słupek można (zwłaszcza, gdy się jest Fiśkiem albo Hucem ;-)
Już są efekty i mocniejsze bicie, o czym póki, co przekonuje się co i raz bulldoga Coca, Asystentka. Co ją tryknie, wieje z wrzaskiem, ale zaraz odwraca się i z charkotem atakuje ogrodzenie. Bez dotykania, rzecz jasna.
Konie pilnie obserwują moje poczynania, co i raz który podchodzi i sprawdza, co jest na rzeczy. Chyba myślą, że im wyczaruję nowe trawiaste padoki o tej porze roku... W sumie niewiele się mylą, bo 2/3 siennej łąki wygrodzone i dziś puszczam gady na koniczynę (trzeciego pokosu się w tym roku nie spodziewamy ;-)

Wczoraj mnię Fisiu wkurzył, bo wdarł się na łąkę Henia. Już niby był spokój z włamaniami, ale okazało się, że tylko dlatego, że zamykałam kwaterę dziadka podwójnie (góra-dół). Wystarczyło jednak, że na chwilę zamknęłam tylko górę a już Fisiek-Cholera-Jedna przeleciał do Henia dołem... Ja za nim, ten od razu wiedział, że ma się wynosić, ale dokłusowywał do sprężyny i z żałosną miną informował zamkniete, nie da się... Ani mi się śniło otwierać, bo Huc i Siwka czyhali w gotowości, żeby też do dziadkowej łąki się dobrać; akuratnie napatoczyła mi pod nogami się gałąź solidna rosochata, palnęłam gałęzią o ziemię z  bojową miną i krok tylko z stronę Fisia tak uzbrojona uczyniłam a ten... OK, żartowałem, już wracam!!! i w te pędy pod sprężyną do swoich wrócił. O, jak to można kuniowi gałęzią intelekt uruchomić ;-)

No dobra, na bieżąco to tyle, lecę walczyć z padokami, bo przymrozki niebawem nadają i ciężko będzie słupki wbijać...

czwartek, 18 października 2012

Sikora

Wczoraj miał miejsce incydent z sikorą. Ptakiem takim. Z żółtym brzuszkiem (uściślam, bo nigdy nie wiadomo, jaką Czytelnik ma wiedzę ornitologiczną. Poza tym sikora to także określenie zegarmistrzowskie może być; zegarek taki ;-)
Sikora złapała się za nóżkę w mysią pułapkę. Właściwie za pazurek. Nieszkodliwie. Sikora-Idiotka dodam, bo pułapka sprytnie zakamuflowana, za kartonem, wcale niekonicznie dla ptaków... Myszy, niestety, łapać musimy (jako wegetarianina budzi to moje pewne opory moralne, aczkolwiek nie chcemy skończyć jak Popiel...), bo istna inwazja na Gawłowie... Ale żeby sikory...?
...sikora się złapała i urządziła straszną scenę, że ją trzyma. I w sumie się jej nie dziwię. Nie jej wina, że idiotka... ;-)
Podjęłam bohaterską akcję ratowniczą, wspomagana przez psy (białe, czyli nienormalne amerykany-buldogi, które jarają się byle czym ;-) Sikora tak się tłukła, tak syczała-wrzeszczała, tak dziobem wywijała ku mojej ręce, że w końcu spadła na ziemię (z pułapką), psy zaraz oferować się, że podniesiemy, podniesiemy!!, ja sikory bronić, jak lwica, bo wiadomo, co by zostało z sikory, jakby ją amerykany podniosły... Zamęt się zrobił nie-byle-jaki...
...i tu zgrabnie przejdę do zagadnienia sikora a sprawa końska. Bo po podwórku łaziła sobie Siwka. Siwka jest Faworyta, może łazić, gdzie chce. Owinęłą mnie sobie wokół kopyta; wystarczy, że zażąda: chcem na podwórko a ja już otwieram sprężynę...
...Siwe w sprawę sikory zaangażowało się od samego początku. Gdy tylko spostrzegła, że coś się dzieje za kartonem (karton na stoliku pod oknem łazienkowym), od razu przydrałowała pod dom i dawaj obserwować z bliska. Siwe, dodam, koń płochliwy, z natury ekstremalnie prawo-półkolisty...
I weź tu ratuj kogokolwiek człowieku, jak pod nogami masz szalejące psie cielska a nad ramieniem siwą głowę, która proponuje zabawę... touch it*...
Sikorę udało się oswobodzić, złorzecząc odfrunęła na bramę skąd wygrażała nam donośnym głosem ;-)
Psy były nieco zawiedzione, Siwe nie. Bo dostało marchewkę za dzielność i czynną pomoc w akcji ratowniczej :-))

* Siwe tak ma tę zabawę wdrukowaną (od dawna łączę ją z premedytacją z oswajaniem z nowymi, strasznymi przedmiotami), że wystarczy, że wezmę do ręki coś nowego, innego niż zazwyczaj a Siwe już startuje do owego przedmiotu nosem, czy ją prosili, czy nie (ostatnio nosowała wiklinowe fotele pod domem oraz pilarkę spalinową, która pojawiła się w jej zasięgu a do których to przedmiotów zbliżyłam się w celu jakimś tam...) Mało tego, Siwe posuwa się o krok dalej; nie poprzestaje na samym tryknięciu nosem, ale widząc mój brak reakcji (uuu, nie daje ciasteczka...), zaczyna intensyfikować starania i skubie dany przedmiot zębami... Ostatnio w wyniku takiego skubnięcia odgryzła kawałek drewnianej bramy wjazdowej, którą akuratnie zamykałam, przy siwej asyście.

A tak poza tym to wczoraj, dodatkowo, otrzymałam od Siwej odchrumknięcie na moje ku niej chrumknięcie. Taka laleczka :-))) Ciekawe, czy się nam uda, jak z Fiśkiem, konwersować całymi zdaniami ;-)

wtorek, 9 października 2012

Jesień...

Rok akademicki się zaczął, Doma odjechała do Wawy na nauki, Fisiek znów leży odłogiem.
Aczkolwiek nie wygląda na zmartwionego, choć pewne symptomy braku dopieszczenia wczoraj przy werkowaniu wykazywał; podskubywał Oblubieńca w plecy (najpierw dla zmyłki udawał, że się chce poprzytulać ;-) raz próbował się położyć (raz tylko, bo zaraz został przeze mnie upomniany i więcej nie próbował), zaczepiał asystujące psy (Monusię to nawet w grzbiet skubnął, bo głupia myślała, że to Matka-Fućka ją po pleckach mizia, więc nie zareagowała paniczną ucieczką od razu, co Fisia ośmieliło :-) podnosił i upuszczał linę oraz zrzucał wiszącą na wiacie czapkę (magiczną - Parelli ball-cap ;-) A od czasu do czasu próbował dostrzec (kombinując, ile wlezie), co tam, panie, durny Huc z drugiej strony wiaty robi  (bo ani chybi żre bezczelnie siano, kiedy on Głodny Gruby Biedak Fisio, musi nogi podawać...)

Wczoraj również przody Siwki były na tapecie; zwierzę najpierw gały wybałuszyło, że po nią z kantarkiem idę (ale jak to? ale po co??) i na wszelki wypadek zwiało kłusem, ale zaraz sobie przypomniało, że nie wypada być przez człowieka łapanym i biegiem do mnie wróciła...
Przy werkowaniu bardzo grzeczna, też robiła Oblubieńcowi przytulanki, ale bez fisiowego oszukaństwa i podszczypywania. Robiła też oczy maślane co, przyznaję, wzbudza we mnie pewną zazdrość (a niby miał to być koń, jak to mówili, dla jednego jeźdźca. Znaczy dla mnie ;-)
Huc się tylko na kopyta nie załapał, bo Huca mam ambicję sama zrobić tyle, że ciągle coś. I bynajmniej nie chodzi o moje brzucho zwane Kaziem (by the way: początek 7. miesiąca), ale o ogólne wygospodarowanie czasu, żeby przy Hucu na stołeczku zasiąść...

A przed-wczoraj końska ucieczka. Ciemną nocą, czyli w okolicach 21.00. Poszłam konie na noc rozdzielać (Hanio na łąkę, reszta na zastodole), wołam, fiukam a tu tylko Heniu z mroku się wyłania... Reszty ni widu, ni słychu... Wróciłam do domu po latarkę, w międzyczasie słyszę, że nasze psy drą się w pobliżu domu... Nawet Buła, która bez potrzeby gęby nie otwiera... Świecę a tam na słusznej wysokości widzę oczy świecące w ciemności... Podchodzę bliżej, w ciemności siwe cielsko majaczy, tuż przy tasiemce zamykającej zabramię... Psy pozamykałam, poszłam po linę i ciasteczka (argument koronny, o ile któryś z koni nie rzuci hasła spieprzamy - jak przy poprzedniej ucieczce rzucił Huc ;-) zdjęłam tasiemkę a towarzystwo grzecznie gęsiego (Siwe, Fisiek, Huc) prosto na podwórko i pod bramkę: Wrócilim, wpuszczaj do Heńka. O, taka ucieczka była...
Tyle, że musiałam obejść ogrodzenie i zdiagnozować, jak się na koniczynową łąkę wydostali i po nocy, przy latarce, pastucha naprawiać... Ale mam już w zanadrzu niespodziankę dla kolesiostwa: zakupiłam nowy elektryzator - do 80 km., na dziki i inne, temu podobne... Czyli akuratnie na Szamanisko i Huca, bo to oni są głównymi podejrzanymi w sprawie demolki ogrodzeń... Się towarzystwo zadziwi... ;-) Wielka inauguracja przewidziana na nadchodzący weekend (teraz, niestety, muszę do Wawy na parę dni wrócić :-(


poniedziałek, 1 października 2012

Parelli Ball - sesja pierwsza

Ostatnio mam spore opóźnienia w biężących doniesieniach, spowodowane problemami technicznymi (jak nie modem, to komp nam pada :-( korzystam więc z okazji i póki nie padnie (coś) po raz kolejny...

W środę sesja z Wielką Zieloną Piłką. Kiedyś tam (ze 2 lata temu) pokazałam ją koniom i na tym się skończyło (mysie nadżerki powodowały permanentne uchodzenie z piłki powietrza, nie chciało mi się pompować etc. słowem nie czułam na piłkę ciśnienia). Ale teraz, skoro wywaliło się kasę na reaktywację a Doma obiecała stawić się z aparatem...


Hasło do ucieczki rzucił kolega Dziadek (piłka potoczyła się samodzielnie ku rzece, niesiona wiatrem ). Co ciekawe, konie żwawo pokłusowały prostopadle do trasy przelotu piłki, zamiast wiać w panice na oślep, byle dalej od... Wywinąwszy na sąsiednią kwaterę, obserwowały oddalający się obiekt bezpiecznie zza pastucha (przecież przez prąd nie przeleci ;-)

Photobucket

Na pierwszy ogień poszedł Huc, jako najbardziej tolerancyjny (rozpoczęcie od Siwki mogłoby podsunąć naszym kolejnym, lewopółkulowym z natury koniom, pomysł na dziczenie ;-)
 Huc, zauważam od jakiegoś czasu, przejawia pewne symptomy konia prawopółkulowo-introwertycznego, ale ponieważ jest to zachowanie niezbyt nasilone (punktem odniesienia jest dla mnie oczywiście Siwka ;-) może zostać pomylone w lewopółkulowością... Tym razem też tak było; niby spokojny, ale widać było wewnętrzne spięcie, szczególnie przy początkach odbijania piłki od ziemi i przy unoszeniu jej nad głowę (moją).

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Wystarczyło jednak, że za pacnięcie w ziemię koło piłki dostał ciasteczko i ruszyła lawina hucowych propozycji nie do odrzucenia :-)
Do położenie piłki na grzbiecie nie doszliśmy, ale i tak Huc się uruchomił i piłkę na prośbę na pierwsze sesji turlał :-)

Photobucket

Photobucket

Jako kolejna została wytypowana Siwka...
Początkowo przyjęłyśmy strategię piłka? jaka piłka? i zamiast iść do umieszczonej w oponie piłki, poszłyśmy w innym kierunku (Siwe oczywiście mało zeza nie dostało, tak zerkało w kierunku ;-) Potem zabawy w okolicach piłki, ale od niechcenia...

Photobucket

Photobucket

...potem moje zabawianie się piłką...

Photobucket

Photobucket

Photobucket

...a potem siwe eksploracje obiektu :-)

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Na koniec było wysyłanie Siwki do piłki ze stref 3-4-5 oraz z dalszych odległości (koniec liny 3,6 m.), co początkowo obudziło siwy niepokój, ale bardzo szybko zostało zaakceptowane. Ba, doszło nawet do małej niesubordynacji, gdy Siwe na jojo nie chciało wycofać, lecz wręcz przeciwnie: wracało do piłki i zapadało w drzemkę :-)

Photobucket

Na koniec Doma wzięła Fisia. Ten jednakowoż miał wybitnie swój dzień; piłkę skupnął zębem, położył na niej nożysko, ale szczególnie się zabawowo nie uruchomił, zaraz bezczelnie wziął się za jedzenie trawy koło piłki, zamiast się nad nią poznęcać.

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Na okrągłym wybiegu zaprezentował bunt i zagroził ucieczką; zupełnie nie miał weny na współpracę. By the way: nie ma co z nim na okrągłym wybiegu pracować, bo zupełnie straci zainteresowanie czymkolwiek i z miejsca się go potem nie ruszy...
Ja tam zdecydowanie wolę zdyscyplinowane konie prawopółkulowe (kto by pomyślał, że do tego dojdzie???)