A teraz trochę aktualności: na Święta, niestety, się na wieś nie wybieramy, bo jeszcze za zimno :-(
Poza tym robimy z Kaziem rutynowe badania niemowlęce, więc nie ma sensu wozić się w te i we wte miasto-wieś. Myślę, że realny termin zlądowania na wiosce to połowa kwietnia.
Ale oboje rozpoczęliśmy wczoraj przygotowania do przesiedlania i zamieszkania wśród koni: wygrzebałam spod sterty Kazikowych pampersów, śpioszków, pajacyków etc. moje małe podróżne DVD i oglądamy z młodym płytki edukacyjne.
Na początek poszło: Advanced to Hackamore oraz Training tha Driving Horse. Kazik jest w stanie łyknąć jednorazowo 10-15 minut nagrania (sic!); obserwuje ekranik z uwagą, momentami zapomina nawet fajtać odnóżami, co czyni permanentnie z wielkim upodobaniem ;-)
Powód, dla którego oglądamy nagrania na sprzęcie przenośnym a nie na solidnym, stacjonarnym, jest taki, że Kaziu jeszcze nie siada, więc wchodzi w grę jedynie ogląd w pozycji horyzontalnej. Uwalam się wobec powyższego obok Kazia we wzmiankowanej pozycji (czyli na wznak), trzymam odtwarzacz w górze i tak sobie oglądamy. Telewizora, niestety, w górze nie utrzymam. Mimo, że ostro zintensyfikowałam ostatnio trening siłowy ;-)
A w kolejnym odcinku historycznym może coś skrobnę o naszym z Bebo Gośką jeździectwie ambitnym, czyli z czasów, gdy jeszcze nam się chciało ;-)
październik 2005
"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
środa, 27 marca 2013
środa, 20 marca 2013
Fiśka-Młodzieńca nowe wcielenie
Dość szybko wyszło szydło i z Szamana... Fiś miał być przeciw-wagą dla dzikiego siwego konia; kolejny mój chitry plan był taki, że jak się połączy flegmatyka z nadpobudliwcem, to się nadpobudliwiec wyciszy. Bo zaobserwowałyśmy z Bebo, że jak się Siwą wrzuci na padok z grubymi kobyłami (Szantą i Mirabelką), to się Siwe szczególnie nie pucuje i jakoby spokojniejsze jest. Za to z folblutami są szaleństwa i gonitwy oraz wzajemne nakręcenia się do wyścigów.
kwiecień 2005
sierpień 2005
sierpień 2005
sierpień 2005
marzec 2005
marzec 2005
Po jakimś jednak czasie Szaman wrócił do swojej flegmatycznej postaci, zwłaszcza po kastracji ;-)
maj 2006
Wycinka miała miejsce wczesną wiosną 2006 r. (w wieku 2 lat); na ostatni dzwonek, bo Szaman zaczął się już ogierzyć a gdy miał swój dzień próbował mną rządzić na poważnie; stoczyliśmy na tym tle parę niefajnych potyczek, z których na szczęście wyszłam z tarczą ;-)
I znów stał się kolega miłym, przyjaźnie do otoczenia nastawionym, Puciem. Od czasu do czasu tylko przypominał sobie, że jest Królem Zwierząt ;-)
maj 2006
maj 2006
kwiecień 2005
sierpień 2005
sierpień 2005
sierpień 2005
Chitry mój plan nieszczególnie się powiódł, bo Siwe lekko ożywiło Szamana. Ku mojej lekkiej zgrozie, bo połączenie nie-szacunu, dominacji i wypłochowatości to nad wyraz niepożądana u konia mieszanka... Zwłaszcza w Szamańskim wydaniu...
marzec 2005
marzec 2005
Po jakimś jednak czasie Szaman wrócił do swojej flegmatycznej postaci, zwłaszcza po kastracji ;-)
maj 2006
Wycinka miała miejsce wczesną wiosną 2006 r. (w wieku 2 lat); na ostatni dzwonek, bo Szaman zaczął się już ogierzyć a gdy miał swój dzień próbował mną rządzić na poważnie; stoczyliśmy na tym tle parę niefajnych potyczek, z których na szczęście wyszłam z tarczą ;-)
I znów stał się kolega miłym, przyjaźnie do otoczenia nastawionym, Puciem. Od czasu do czasu tylko przypominał sobie, że jest Królem Zwierząt ;-)
maj 2006
maj 2006
wtorek, 19 marca 2013
Fisiek-Młodzieniec
Moje uczenie się naturala na Fiśku-Szamanie to dopiero była komedia...
Studiowałam w internecie, co tylko się dało, przetrawiałam, coś tam kombinowałam po swojemu... Po jakimś czasie zaczęłam prowadzić notatki, żeby się nie pogubić i śledzić ewentualny progres (albo jego brak ;-)
Zaczynaliśmy od prostackiego prowadzania się na sznurku, ruszania i zatrzymywania. Ileż to razy zagapiony Fisiek parkował mi na plecach, bo nie zauważał, że oto miała miejsce komenda stój... Albo deptał mi po piętach... Jakoś do głowy mi nie przyszło wtedy, że Fisiowe zachowanie może mieć coś wspólnego z dominacją... Wyglądał na taką pierdołę... Zwłaszcza w swoim przydużym (tudzież niewyregulowanym) kantarze... ;-)
Fisiek każdy moment względnego luzu (komendę stój za takowy uważał ;-) wykorzystywał na konsumpcję... Od małego było to jego namiętne pierwszoplanowe zainteresowanie...
W tamtych czasach był bardzo podobny do Bebo-Gośki, która z niebywałą częstotliwością zadawała na wiosce pytanie: mamo, masz coś do jedzenia? na kanwie czego od razu ukuło się powiedzenie, że Gośka jak Szaman..., albo Szaman jak Gośka... (w zależności od tego, które z nich przejawiało akuratnie większą aktywność głodową i parcie na moją osobę ;-)
Drugim najczęstszym tekstem Gośki było rozpaczliwe mamo, weź go! na okoliczność upierdliwości Fiśka uwielbiającego towarzyszyć człowiekowi we wszelakich czynnościach, co sprowadzało się do tego, że nie można było zrobić niczego sensownego (np. z innym koniem), tylko trzeba się było od Fiśka oganiać ;-)
Mnie też kolega życie utrudniał, ale nie nie tak bardzo, jak Gośce. Jeden z jego słynniejszych wyczynów to położenie się pod moimi nogami podczas pracy z Siwką na linie... Położył się między mną a Siwką ewidentnie protestując, że nie zajmuję się jego osobą ;-) Zajmowanie się osobą było równoznaczne z inkasowaniem ciasteczek do paszczy za szczególnie ładne wykonanie ćwiczenia. Fisiek nie mógł spokojnie patrzeć jak Siwe się bezczelnie na jego oczach obżera ;-)
Bebo-Gośka z Fiśkiem (zwanym jeszcze wtedy Szamanem, potem Puciem)
Proszę zwrócić uwagę, że na każdym zdjęciu Bebo trzyma Fiśka za kantar... Inaczej się nie dało; stanąć spokojnie przy Fiśku można było tylko wtedy, gdy spał albo konsumował... W każdym inny przypadku następowała natychmiastowa intymna interakcja z człowiekiem, czyli międlenie i obmacywanie w poszukiwaniu żarcia ;-)
Natomiast niewątpliwą zaletą kolegi była absolutna niewrażliwość na obiekty, które dla Siwki były przyczyną zawału... Jak choćby pomost nad stawem:
Oczywiście w razie wystąpienie nagłej konieczności (jak na przykład przemożna niechęć do ćwiczeń na sznurku danego dnia), potrafił Fisiek spektakularnie podnieść swoją energię i dać w długą...
Wszystkie powyższe zdjęcia - sierpień 2005.
Dość szybko zakochałam się w Szamanie. 30 października 2005 skwapliwie wykorzystałam fakt, że Oblubieniec akuratnie przebywał w Irlandii użerając się z tamtejszymi wyścigowymi czempionami i nie mógł postawić veta*, podpisałam umowę kupna i zapłaciłam za Fiśka I ratę...
* veto postawił po powrocie, czyli dostałam opiórę za trwonienie pieniędzy ;-) Ale jak po paru latach chodziło mi po głowie, żeby Fiśka sprzedać, bo nie bardzo miałam czas zajmować się dwoma końmi, to Oblubieniec nieszczególnie się zachwycił tym pomysłem i pytał, czy mi nie szkoda... ;-)
Studiowałam w internecie, co tylko się dało, przetrawiałam, coś tam kombinowałam po swojemu... Po jakimś czasie zaczęłam prowadzić notatki, żeby się nie pogubić i śledzić ewentualny progres (albo jego brak ;-)
Zaczynaliśmy od prostackiego prowadzania się na sznurku, ruszania i zatrzymywania. Ileż to razy zagapiony Fisiek parkował mi na plecach, bo nie zauważał, że oto miała miejsce komenda stój... Albo deptał mi po piętach... Jakoś do głowy mi nie przyszło wtedy, że Fisiowe zachowanie może mieć coś wspólnego z dominacją... Wyglądał na taką pierdołę... Zwłaszcza w swoim przydużym (tudzież niewyregulowanym) kantarze... ;-)
Żeby gamoniowi jakoś wzmocnić sygnał dźwiękowy (WHOA!), unosiłam dodatkowo rękę do góry... W nadziei, że jak przygłuchy, to może chociaż wzrok na dobry... ;-) Za każdym razem jednak wykonywałm najpierw zerk przez ramię, żeby namierzyć ewentualny figiel przygotowywany przez Finia. Jak chociażby próba wskoku na moje plecy, bo i tak bywało, gdy Szaman miał dobry humor ;-)
Kolejną chitrością z mojej strony było wykonywanie ćwiczeń w takim ustawieniu, żeby widzieć fisiowski cień. Do wdrożenia owej chitrości wymagana była jednakowoż słoneczna aura. Zaletą tej metody było to, że bystrzacha (który oczywiście bardzo szybko wyhaczył, że najpierw zerkam przez ramię ;-) nabrał w końcu przekonania, że cholera, ona chyba ma oczy z tyłu...
Kolejną chitrością z mojej strony było wykonywanie ćwiczeń w takim ustawieniu, żeby widzieć fisiowski cień. Do wdrożenia owej chitrości wymagana była jednakowoż słoneczna aura. Zaletą tej metody było to, że bystrzacha (który oczywiście bardzo szybko wyhaczył, że najpierw zerkam przez ramię ;-) nabrał w końcu przekonania, że cholera, ona chyba ma oczy z tyłu...
Fisiek każdy moment względnego luzu (komendę stój za takowy uważał ;-) wykorzystywał na konsumpcję... Od małego było to jego namiętne pierwszoplanowe zainteresowanie...
W tamtych czasach był bardzo podobny do Bebo-Gośki, która z niebywałą częstotliwością zadawała na wiosce pytanie: mamo, masz coś do jedzenia? na kanwie czego od razu ukuło się powiedzenie, że Gośka jak Szaman..., albo Szaman jak Gośka... (w zależności od tego, które z nich przejawiało akuratnie większą aktywność głodową i parcie na moją osobę ;-)
Drugim najczęstszym tekstem Gośki było rozpaczliwe mamo, weź go! na okoliczność upierdliwości Fiśka uwielbiającego towarzyszyć człowiekowi we wszelakich czynnościach, co sprowadzało się do tego, że nie można było zrobić niczego sensownego (np. z innym koniem), tylko trzeba się było od Fiśka oganiać ;-)
Mnie też kolega życie utrudniał, ale nie nie tak bardzo, jak Gośce. Jeden z jego słynniejszych wyczynów to położenie się pod moimi nogami podczas pracy z Siwką na linie... Położył się między mną a Siwką ewidentnie protestując, że nie zajmuję się jego osobą ;-) Zajmowanie się osobą było równoznaczne z inkasowaniem ciasteczek do paszczy za szczególnie ładne wykonanie ćwiczenia. Fisiek nie mógł spokojnie patrzeć jak Siwe się bezczelnie na jego oczach obżera ;-)
Bebo-Gośka z Fiśkiem (zwanym jeszcze wtedy Szamanem, potem Puciem)
Proszę zwrócić uwagę, że na każdym zdjęciu Bebo trzyma Fiśka za kantar... Inaczej się nie dało; stanąć spokojnie przy Fiśku można było tylko wtedy, gdy spał albo konsumował... W każdym inny przypadku następowała natychmiastowa intymna interakcja z człowiekiem, czyli międlenie i obmacywanie w poszukiwaniu żarcia ;-)
Natomiast niewątpliwą zaletą kolegi była absolutna niewrażliwość na obiekty, które dla Siwki były przyczyną zawału... Jak choćby pomost nad stawem:
Oczywiście w razie wystąpienie nagłej konieczności (jak na przykład przemożna niechęć do ćwiczeń na sznurku danego dnia), potrafił Fisiek spektakularnie podnieść swoją energię i dać w długą...
Wszystkie powyższe zdjęcia - sierpień 2005.
Dość szybko zakochałam się w Szamanie. 30 października 2005 skwapliwie wykorzystałam fakt, że Oblubieniec akuratnie przebywał w Irlandii użerając się z tamtejszymi wyścigowymi czempionami i nie mógł postawić veta*, podpisałam umowę kupna i zapłaciłam za Fiśka I ratę...
* veto postawił po powrocie, czyli dostałam opiórę za trwonienie pieniędzy ;-) Ale jak po paru latach chodziło mi po głowie, żeby Fiśka sprzedać, bo nie bardzo miałam czas zajmować się dwoma końmi, to Oblubieniec nieszczególnie się zachwycił tym pomysłem i pytał, czy mi nie szkoda... ;-)
wtorek, 12 marca 2013
Siwego konia początki...
Zaczęło się od ogłoszenia w Końskim Targu. Zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie...
13 stycznia 2005 - wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Siwkę... Sprawiała wrażenie spokojnej i wyluzowanej. No i miała oryginalną maść a na tym mi zależało, jako, że miał to być koń westernowy, czyli ładny, chwytający wyglądem za oko. Pal sześć inne pożądane cechy, o których miałam wtedy pojęcie nieszczególne ;-)
Po kilku minutach przyglądania się snującej się po padoku źrebówce podpisałam umowę kupna i zapłaciłam zaliczkę... Był to najmniej przemyślany zakup w moim życiu, którego absolutnie nie żałuję... ;-)
Dość szybko wyszło szydło z worka... Przy pierwszej próbie wyprowadzenie Siwej z boksu na uwiązie zostałam przeciągnięta po ogrodzeniu, po czym przekazałam linkę Oblubieńcowi, jako że chłop silny... ;-)
Pierwsza próba wyprowadzenia ze stajni na padok - Siwka dyktuje tempo, czyli lecim biegiem...
Szaman, mimo, że flegmatyczny i niemrawy, od samego początku wykazywał zainteresowanie wszelakimi przedmiotami, jakie napotkał na swojej drodze...
13 stycznia 2005 - wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Siwkę... Sprawiała wrażenie spokojnej i wyluzowanej. No i miała oryginalną maść a na tym mi zależało, jako, że miał to być koń westernowy, czyli ładny, chwytający wyglądem za oko. Pal sześć inne pożądane cechy, o których miałam wtedy pojęcie nieszczególne ;-)
Po kilku minutach przyglądania się snującej się po padoku źrebówce podpisałam umowę kupna i zapłaciłam zaliczkę... Był to najmniej przemyślany zakup w moim życiu, którego absolutnie nie żałuję... ;-)
Dość szybko wyszło szydło z worka... Przy pierwszej próbie wyprowadzenie Siwej z boksu na uwiązie zostałam przeciągnięta po ogrodzeniu, po czym przekazałam linkę Oblubieńcowi, jako że chłop silny... ;-)
Pierwsza próba wyprowadzenia ze stajni na padok - Siwka dyktuje tempo, czyli lecim biegiem...
Proszę mnie nie dotykać...! Próby nawiązania kontaktu w boksie
Łatwo nie było... Nowy kantar, nowa szczotka... wszystko, co nieznane powodowało u Siwej napady paniki i uskakiwanie w kąt boksu... Na padoku wszelka aktywność z mojej strony kończyła się ucieczką do stada... Za spory sukces uważam fakt, że Siwka tylko raz* mnie obaliła i po mnie przeleciała ; na szczęście przelecenie po mnie polegało na przeskoczeniu przez moją, gramoląca się na glebie, osobę ;-)
* raz od wtedy do dziś. Co będzie dalej, nie wiadomo ;-)))
* raz od wtedy do dziś. Co będzie dalej, nie wiadomo ;-)))
W związku z powyższym przez kilka miesięcy ograniczałam się do ostrożnego (czułam się przy Siwej, delikatnie mówiąc, niepewnie) wzajemnego poznawania się, co polegało głównie na podawaniu łakotek (siana, marchewek, końskich ciasteczek). Czyli próbach korupcji ;-)
W akcie desperacji zaczęłam przekopywać internet w poszukiwaniu rozwiązania naszych problemów... I trafiłam na informacje o naturalnych metodach pracy z końmi...
Jako, że Siwe nie kwalifikowało się na egzemplarz do naukowych doświadczeń, wybrałam ze stada największą na pierwszy rzut oka pierdołę: nieruchawego, wiecznie biegunkującego ślamazarnego 9-miesięcznego ogierka... Szamana, czyli przyszłego Fiśka...
W akcie desperacji zaczęłam przekopywać internet w poszukiwaniu rozwiązania naszych problemów... I trafiłam na informacje o naturalnych metodach pracy z końmi...
Jako, że Siwe nie kwalifikowało się na egzemplarz do naukowych doświadczeń, wybrałam ze stada największą na pierwszy rzut oka pierdołę: nieruchawego, wiecznie biegunkującego ślamazarnego 9-miesięcznego ogierka... Szamana, czyli przyszłego Fiśka...
Szaman, mimo, że flegmatyczny i niemrawy, od samego początku wykazywał zainteresowanie wszelakimi przedmiotami, jakie napotkał na swojej drodze...
niedziela, 10 marca 2013
Uwaga, będzie historycznie...
W końcu nadrabiam zaległości i realizuję pomysły, na które jak dotąd nie miałam czasu... Długo nosiłam się z zamiarem uporządkowania starych papierzanych zdjęć i oto stało się :-) Zakupiłam skaner do negatywów i mozolnie wgrywam do komputera nasze stare foty, które do tej pory spoczywały pod postacią tradycyjną w tradycyjnych albumach... Czyli stały na półkach i zbierały kurz... Przy okazji powspominałyśmy z Bebo Dzieckiem Starszym, czyli Gośką, piękne dawne czasy...
Na zanętę Siwka z czasów, gdy sporym sukcesem było przeprowadzenie owej z punktu A do punktu B i wyjście z tej operacji bez szwanku... ;-)
Poniżej akurat zapatrzona w dal (czytaj: nieszczególnie zwracająca uwagę na moją osobę ;-), na pozór spokojna, ale jak wiadomo, pozory bywają mylące...
Zresztą były to czasy jeszcze przed pierwszym kursem PNH, uczyłam się korzystając z internetu i żałośnie nie miałam pomysłów, co można robić z tak dzikim siwym koniem... Czas spędzałyśmy więc na padoku, wśród innych koni, bo tylko w takich warunkach można było cokolwiek z Siwą zrobić, czyli na przykład przeprowadzić ją od wzmiankowanego powyżej punktu A do punktu B...
sierpień 2005 - 7 miesięcy razem, czasy pensjonatowe
sierpień 2005 - cofanie. Siwe niby cofa, ale bardziej kombinuje, jak tu się od tej czynności wykręcić ;-)
sierpień 2005 - sukces! Siwe podąża na luźnej linie, zrelaksowane.
Przy okazji: na jakim to się sprzęcie wtedy pracowało - krótki uwiąz; nic dziwnego, że czułam niekiedy powiew grozy, gdy Siwe wpadało w paniczny amok i było tak blisko mnie ;-)
...ciąg dalszy nastąpi...
A będzie jeszcze bardziej historycznie ;-)
Na zanętę Siwka z czasów, gdy sporym sukcesem było przeprowadzenie owej z punktu A do punktu B i wyjście z tej operacji bez szwanku... ;-)
Poniżej akurat zapatrzona w dal (czytaj: nieszczególnie zwracająca uwagę na moją osobę ;-), na pozór spokojna, ale jak wiadomo, pozory bywają mylące...
Zresztą były to czasy jeszcze przed pierwszym kursem PNH, uczyłam się korzystając z internetu i żałośnie nie miałam pomysłów, co można robić z tak dzikim siwym koniem... Czas spędzałyśmy więc na padoku, wśród innych koni, bo tylko w takich warunkach można było cokolwiek z Siwą zrobić, czyli na przykład przeprowadzić ją od wzmiankowanego powyżej punktu A do punktu B...
sierpień 2005 - 7 miesięcy razem, czasy pensjonatowe
sierpień 2005 - cofanie. Siwe niby cofa, ale bardziej kombinuje, jak tu się od tej czynności wykręcić ;-)
sierpień 2005 - sukces! Siwe podąża na luźnej linie, zrelaksowane.
Przy okazji: na jakim to się sprzęcie wtedy pracowało - krótki uwiąz; nic dziwnego, że czułam niekiedy powiew grozy, gdy Siwe wpadało w paniczny amok i było tak blisko mnie ;-)
...ciąg dalszy nastąpi...
A będzie jeszcze bardziej historycznie ;-)
środa, 6 marca 2013
Trzymać kciuki...
...bo na Wielkanoc planujemy zlądować z Kazikiem na wsi. Czyli za 3,5 tygodnia ujrzałabym w końcu konie... Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak długiej przerwy we wzajemnych kontaktach... 3 miesiące...
Na osłodę zerkam od czasu do czasu na artystyczny* portret duetu Siwka-Fisiek wiszący nad moim łóżkiem w miejskim domu..
* artystyczny, bo wykonany przez artystę na zlecenie ;-) technikę przemilczę, bo się na artyzmie malarskim nie wyznaję... ale format duży, ciemne tło (karton?), autograf i te sprawy ;-)
Na osłodę zerkam od czasu do czasu na artystyczny* portret duetu Siwka-Fisiek wiszący nad moim łóżkiem w miejskim domu..
* artystyczny, bo wykonany przez artystę na zlecenie ;-) technikę przemilczę, bo się na artyzmie malarskim nie wyznaję... ale format duży, ciemne tło (karton?), autograf i te sprawy ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)