Świątecznie, choć niekoniecznie widać, że to Boże Narodzenie... ;-)
Siwe zdetronizowane, może w końcu nieco schudnie ;-)
Kazika zachwyt wioską w pełnym rozkwicie :-)
"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
niedziela, 27 grudnia 2015
poniedziałek, 14 grudnia 2015
1 grudnia 2015 - Senator na Gawłowie
..żeby nie było za nudno - dołączył do stada koń-parellista, Senator :-) Stado dogadane, chodzi w pod-grupach, Siwe chyba zdetronizowane, bo ustępuje miejsca Nowemu robiąc przy tym kwaśne miny...
Ucieczki gadzin definitywnie zakończone, grodzenie drutem 2 mm oraz taśmą 4 cm przyniosło efekty spektakularne (tfu! żeby nie zapeszyć ;-)
W weekend musiałam trochę podkręcić dyscyplinę, bo przed zimą wróciły do diety wysłodki a wraz z nimi końskie emocje przy karmieniu. Zwłaszcza, że co niektórzy dostają symboliczne porcyjki, żeby nie było im przykro i muszą przyglądać się, jak inni (Bursztyn i Nowy) konsumują o wiele dłużej ;-)
Tak poza tym nastała era błota i ciemności, więc marazm koński w pełnym rozkwicie - czyli święty spokój na padokach, zwierzyna snuje się, źre i wydala. I tyle w tym temacie.
Ucieczki gadzin definitywnie zakończone, grodzenie drutem 2 mm oraz taśmą 4 cm przyniosło efekty spektakularne (tfu! żeby nie zapeszyć ;-)
W weekend musiałam trochę podkręcić dyscyplinę, bo przed zimą wróciły do diety wysłodki a wraz z nimi końskie emocje przy karmieniu. Zwłaszcza, że co niektórzy dostają symboliczne porcyjki, żeby nie było im przykro i muszą przyglądać się, jak inni (Bursztyn i Nowy) konsumują o wiele dłużej ;-)
Tak poza tym nastała era błota i ciemności, więc marazm koński w pełnym rozkwicie - czyli święty spokój na padokach, zwierzyna snuje się, źre i wydala. I tyle w tym temacie.
poniedziałek, 23 listopada 2015
22 listopada 2015 - Dziady Kosmate...
...Jedne! Pościliśmy se z Kaziem konie na bagna (ulubiona baza Syna, zwłaszcza po mojej opowieści, że na bagnach było COŚ ;-) Puściliśmy nie bacząc na opowieści, jak to Durnie uciekają... i oczywiście uciekły. Mowa rzecz jasna tylko i wyłącznie o Durniach Grubych Wałachach. Siwka przyzwoicie nie poleciała w najgłębsze chaszcze, nie przeleciała po błotnistej rzece (woda się pojawiła, ale jeszcze mizerna dość), nie przerwała pastucha i nie pognała w siną dal. A Durnie Grube Wałachy i owszem. I to żeby się jeszcze dla przyzwoitości popasły choć chwilkę... Nie. Po spokojnym wejściu na kwaterę Fiś Dureń od razu powędrował w miejsce swojej ostatniej ucieczki, zobaczył, że dziurę w ogrodzeniu mu załatali, więc się z miejsca zdenerwował, walnął roll-backa, kwiknął, pierdnął, wierzgnął (wszystko w tym samym momencie), czym nakręcił Puchatą Kulkę Huculską i pooooszły taranem w chaszcze...
Szybko zostały Durnie złapane, ale wyrok na siebie podpisały...Guzik teraz rzekę i bagna zobaczą...!
A Bursztyn z tego całego naszego stada najprzyzwoitszy...W ogóle się spod wiaty z sianem nie ruszył... I pomyśleć, że do niedawna był to nasz Czołowy Uciekinier... ;-)
Grzecznie przyszły na zawołanie...
...grzecznie weszły na bagna...
...Siwe zbaraniałe... Gdzie oni są??
Szybko zostały Durnie złapane, ale wyrok na siebie podpisały...Guzik teraz rzekę i bagna zobaczą...!
A Bursztyn z tego całego naszego stada najprzyzwoitszy...W ogóle się spod wiaty z sianem nie ruszył... I pomyśleć, że do niedawna był to nasz Czołowy Uciekinier... ;-)
Grzecznie przyszły na zawołanie...
...grzecznie weszły na bagna...
...Siwe zbaraniałe... Gdzie oni są??
poniedziałek, 2 listopada 2015
niedziela, 25 października 2015
24 października 2015 - zdążyć przed zimą...
...z ogrodzeniami... jest napinka, ale ostanio udało się nawet zasiąść na zwierzęciu... ;-)
Wprawdzie miałam tylko sprawdzić, czy na Hucu Siwki Continental dobrze leży...
...ale po chwili namysłu...
...stwierdziłam, że skoro już zasiadłam...
...warto sprawdzić, czy mój kręgosłup nadaje się do jazdy...
Wleźć było łatwo, gorzej ze złażeniem.. ;-)
Bursztyn, odpukać, od 2 tygodni przestał się wybierać na samotne wypady - znaczy nowa koncepcja grodzenia padoków sprawdza się... póki co, żaden fragment nie został sforsowany ani zniszczony :-)
Sporo pracy jeszcze przed nami, ale jest nadzieja, że w końcu weźmiemy się za budowę profesjonalnego okrągłego wybiegu (który - jako mniej ważny, bo do zabawy - czeka na ukończenie prac z kwaterami).
P.S. Continental nieszczególnie dla Huca się nadaje... za szerokie ma koleś plecki... ale za to mój kręgosłup z jazdy bardzo kontenty :-)
Wprawdzie miałam tylko sprawdzić, czy na Hucu Siwki Continental dobrze leży...
...ale po chwili namysłu...
...stwierdziłam, że skoro już zasiadłam...
...warto sprawdzić, czy mój kręgosłup nadaje się do jazdy...
Wleźć było łatwo, gorzej ze złażeniem.. ;-)
Bursztyn, odpukać, od 2 tygodni przestał się wybierać na samotne wypady - znaczy nowa koncepcja grodzenia padoków sprawdza się... póki co, żaden fragment nie został sforsowany ani zniszczony :-)
Sporo pracy jeszcze przed nami, ale jest nadzieja, że w końcu weźmiemy się za budowę profesjonalnego okrągłego wybiegu (który - jako mniej ważny, bo do zabawy - czeka na ukończenie prac z kwaterami).
P.S. Continental nieszczególnie dla Huca się nadaje... za szerokie ma koleś plecki... ale za to mój kręgosłup z jazdy bardzo kontenty :-)
wtorek, 13 października 2015
10-11 października 2015 - Bursztyna wyczynów kontynuacja...
...tak, nadal się bawimy... W sobotę 3 ucieczki, w niedzielę już tylko 2 :-) Co za koń!
Bursztyn jest lekkim dziwakiem. Wprawdzie jego zachowanie - odkąd mamy go na Gawłowie - mocno ewoluowało (pozytywnie), to pierwiastek indywidualizmu nadal pozostaje u Gniadego dość wyraźny ;-) Gniady upodobał sobie bowiem ostatnio samotne wycieczki. Niegdysiejsze klejenie się do Siwki zostało zastąpione samotnymi wypadami w teren...
Schemat wygląda mniej więcej tak: (prezentuję wariant: człowiek w pobliżu, bo jak wygląda wariant: człowiek nieobecny, nie wiem ;-) Bursztyn pasie się normalnie z końmi, następnie robi przerwę, zapatruje się w horyzont, po czym rusza stępem lub kłusem do ogrodzenia. Zatrzymuje się, popatruje wokół, po czym skacze z miejsca i już jest poza... Następnie rusza kłusem lub galopem (niespiesznym) przed siebie, i albo włóczy się w zasięgu wzroku (tak było na początku), albo zabiera się dalej... W sobotę zabrał się na 3 godziny i wrócił całkiem już po ciemku... Powrót marnotrawnego zwiastuje rżenie pozostałych koni oraz tętent kopyt... W sobotę na te odgłosy ruszyłam w ciemność (nie zdążyłam nawet zabrać czołówki ani liny, uzbrojona byłam jedynie w końskie ciasteczka ;-), zawołałam i po chwili z pola wyłonił się ciemny kształt, który podszedł, zainkasował ciasteczko do paszczy i za moim ramieniem podążył na powrót do zagrody... Taki koleś.
A w niedzielę z kolei ujawnił Gniady nową technikę uciekania - dołem. Puściłam wszystkie konie na bagna (żarcia tam cały czas w obfitości) i budując z Bebo-Gośką ogrodzenia, co i raz zerkałam na Bursztyna. Pasł się spokojnie z końmi przez dłuższy czas, kawał roboty odwaliłyśmy (całą nową górną linię z taśmy 4-centymetrowej wysoooko) i właśnie miałyśmy się brać za wymianę środka i dołu, gdy oto Gniady wychynął z bagiennych chaszczy... Wychynął kłusem pośrednim (Siwe za nim kłusem pospieszno-roboczym ;-) doleciał do ogrodzenia i stanąwszy metr od Gośki popatrywał. Górna linia wysoko, tuż za linią rów głęboki (melioracyjny)... Gniady chwilkę postał, popatrzył i nagle - zanim zdążyłyśmy mrugnąć - myk! dołem. Przeczesał grzbietem rzędy prądów (rzecz jasnych wyłączonych ;-) i se pokłusował zaoranym polem w dal... Mnie by się gonić gada nie chciało, ale Gośka do takich akcji ochocza... Byłyśmy hen na łąkach najdalszych, żadnej liny pod ręką , złapała więc Gośka kawałek białej taśmy pastuchowej, co to ją akurat odcięłam, i tak wyposażona pognała polem za oddalającym się...
Udało się go dopaść zaraz na drodze głównej, został uwiązany taśmą za szyję a la pies i grzecznie wrócił do koni. Na pytanie, czy dostał ciasteczko na okoliczność nie-stawiania oporu Bebo skwitowało z oczywistością w głosie: a jak... Moja krew... Nie ma to jak żarciem bydlęta ze sobą wiązać i korumpować... ;-)
Bursztyn jest lekkim dziwakiem. Wprawdzie jego zachowanie - odkąd mamy go na Gawłowie - mocno ewoluowało (pozytywnie), to pierwiastek indywidualizmu nadal pozostaje u Gniadego dość wyraźny ;-) Gniady upodobał sobie bowiem ostatnio samotne wycieczki. Niegdysiejsze klejenie się do Siwki zostało zastąpione samotnymi wypadami w teren...
Schemat wygląda mniej więcej tak: (prezentuję wariant: człowiek w pobliżu, bo jak wygląda wariant: człowiek nieobecny, nie wiem ;-) Bursztyn pasie się normalnie z końmi, następnie robi przerwę, zapatruje się w horyzont, po czym rusza stępem lub kłusem do ogrodzenia. Zatrzymuje się, popatruje wokół, po czym skacze z miejsca i już jest poza... Następnie rusza kłusem lub galopem (niespiesznym) przed siebie, i albo włóczy się w zasięgu wzroku (tak było na początku), albo zabiera się dalej... W sobotę zabrał się na 3 godziny i wrócił całkiem już po ciemku... Powrót marnotrawnego zwiastuje rżenie pozostałych koni oraz tętent kopyt... W sobotę na te odgłosy ruszyłam w ciemność (nie zdążyłam nawet zabrać czołówki ani liny, uzbrojona byłam jedynie w końskie ciasteczka ;-), zawołałam i po chwili z pola wyłonił się ciemny kształt, który podszedł, zainkasował ciasteczko do paszczy i za moim ramieniem podążył na powrót do zagrody... Taki koleś.
A w niedzielę z kolei ujawnił Gniady nową technikę uciekania - dołem. Puściłam wszystkie konie na bagna (żarcia tam cały czas w obfitości) i budując z Bebo-Gośką ogrodzenia, co i raz zerkałam na Bursztyna. Pasł się spokojnie z końmi przez dłuższy czas, kawał roboty odwaliłyśmy (całą nową górną linię z taśmy 4-centymetrowej wysoooko) i właśnie miałyśmy się brać za wymianę środka i dołu, gdy oto Gniady wychynął z bagiennych chaszczy... Wychynął kłusem pośrednim (Siwe za nim kłusem pospieszno-roboczym ;-) doleciał do ogrodzenia i stanąwszy metr od Gośki popatrywał. Górna linia wysoko, tuż za linią rów głęboki (melioracyjny)... Gniady chwilkę postał, popatrzył i nagle - zanim zdążyłyśmy mrugnąć - myk! dołem. Przeczesał grzbietem rzędy prądów (rzecz jasnych wyłączonych ;-) i se pokłusował zaoranym polem w dal... Mnie by się gonić gada nie chciało, ale Gośka do takich akcji ochocza... Byłyśmy hen na łąkach najdalszych, żadnej liny pod ręką , złapała więc Gośka kawałek białej taśmy pastuchowej, co to ją akurat odcięłam, i tak wyposażona pognała polem za oddalającym się...
Udało się go dopaść zaraz na drodze głównej, został uwiązany taśmą za szyję a la pies i grzecznie wrócił do koni. Na pytanie, czy dostał ciasteczko na okoliczność nie-stawiania oporu Bebo skwitowało z oczywistością w głosie: a jak... Moja krew... Nie ma to jak żarciem bydlęta ze sobą wiązać i korumpować... ;-)
środa, 7 października 2015
3-5 października 2015 - Wyskoki Bursztyna...
Weekend, weekend i po weekendzie... Pogoda dopisała, ostatnie podrygi lata, suszy niestety ciąg dalszy (rzeki jak nie było, tak nie ma + woda w studni kończy się już na poważnie - mimo oczyszczenia dna, wybrania gliniastego błota etc...)
Konie zadowolone z życia, nadrzecze ugniecione (ale jeszcze nie-objedzone), taśmy-pastuchy nieco zdemolowane przez Grube Wałachy (a jakże!), więc znowu poprawianie-przesuwanie (tym razem nic nie straszyło, choć Szaman twierdził, że jednak coś tam w gąszczu siedzi i od czasu do czasu odskakiwał od ogrodzenia ;-)
W sobotę w nocy/nad ranem wzmiankowane Grube Wałachy wybrały się na wycieczkę (prąd na bagna nie dochodzi) i o poranku powróciły naszą polną drogą jeszcze grubsze, ledwo nogami z obżarstwa powłóczące...
Podzieliłam więc stado na podgrupy, Grube poszły na noc na zastodole (wiat z sianem pilnować ;-) na łąkach+nadrzeczu zostało Siwe z Bursztynem, co to nie rozwalają, nie psują, nie uciekają...
Wyłażę Ci ja w niedzielę bladym świtem z chałupy, Wałachy po bożemu przy wiacie, Siwego i Bursztyna nigdzie nie widać... Oczy wypatruję (mgła), fiukam po naszemu i nic... Nagle pojawia się Siwe: wali po polu wzdłuż ogrodzenia wściekłym galopem, pochrumkując w moją stronę, za nią Bursztyn, aczkolwiek z mniejszym entuzjazmem ;-) Siwa przyleciała podwórko, Bursztyn został na polu, poszłam z liną, zawołałam a ten chyc! przez ogrodzenie (!!!) i już jest na padoku... W ciągu dnia jeszcze se ze 2 razy wyskakiwał na zewnątrz, na pole, postał, popatrzył a ponieważ Siwe do wyskakiwania nieskore (co innego dziurą wyleźć ;-) wskakiwał z powrotem na padok... Ciekawe, jaka jest jego graniczna potęga skoku... W poprzednim miejscu pobytu potrafił wyskoczyć z podwórka przez siatkę ogrodzeniową!!!
Na bagnach nadal pełno żarcia...
Wszyscy lubimy słoneczniki...
...a tymczasem na Gawłowie objawił się (kolejny w Rodzinie ;-) Zaklinacz Koni...
...ja se tu gadki poprawięa Ty bądź czujna...
Bladym świtem...
Faworci... Po figurkach widać, że przerwa w trenowaniu... ;-)
Konie zadowolone z życia, nadrzecze ugniecione (ale jeszcze nie-objedzone), taśmy-pastuchy nieco zdemolowane przez Grube Wałachy (a jakże!), więc znowu poprawianie-przesuwanie (tym razem nic nie straszyło, choć Szaman twierdził, że jednak coś tam w gąszczu siedzi i od czasu do czasu odskakiwał od ogrodzenia ;-)
W sobotę w nocy/nad ranem wzmiankowane Grube Wałachy wybrały się na wycieczkę (prąd na bagna nie dochodzi) i o poranku powróciły naszą polną drogą jeszcze grubsze, ledwo nogami z obżarstwa powłóczące...
Podzieliłam więc stado na podgrupy, Grube poszły na noc na zastodole (wiat z sianem pilnować ;-) na łąkach+nadrzeczu zostało Siwe z Bursztynem, co to nie rozwalają, nie psują, nie uciekają...
Wyłażę Ci ja w niedzielę bladym świtem z chałupy, Wałachy po bożemu przy wiacie, Siwego i Bursztyna nigdzie nie widać... Oczy wypatruję (mgła), fiukam po naszemu i nic... Nagle pojawia się Siwe: wali po polu wzdłuż ogrodzenia wściekłym galopem, pochrumkując w moją stronę, za nią Bursztyn, aczkolwiek z mniejszym entuzjazmem ;-) Siwa przyleciała podwórko, Bursztyn został na polu, poszłam z liną, zawołałam a ten chyc! przez ogrodzenie (!!!) i już jest na padoku... W ciągu dnia jeszcze se ze 2 razy wyskakiwał na zewnątrz, na pole, postał, popatrzył a ponieważ Siwe do wyskakiwania nieskore (co innego dziurą wyleźć ;-) wskakiwał z powrotem na padok... Ciekawe, jaka jest jego graniczna potęga skoku... W poprzednim miejscu pobytu potrafił wyskoczyć z podwórka przez siatkę ogrodzeniową!!!
Na bagnach nadal pełno żarcia...
Wszyscy lubimy słoneczniki...
...a tymczasem na Gawłowie objawił się (kolejny w Rodzinie ;-) Zaklinacz Koni...
...ja se tu gadki poprawięa Ty bądź czujna...
Bladym świtem...
Faworci... Po figurkach widać, że przerwa w trenowaniu... ;-)
środa, 23 września 2015
19-20 września 2015 - na bagnach straszy...
...na bagnach to określenie cokolwiek na wyrost... Bagna bowiem obeschły i obecnie jest to kawał łąki obficie porastający miejscami 2-metrowym chaszczem. Korzystając z okazji, że Kaziu pojechał do chłopaków, rzuciłam się późnym popołudniem ogrodzenia na nadrzeczu przesuwać, bo przez tydzień konie większość kwatery obżarły i ugniotły, można było nieco głębiej w zarośla wejść.
Przestawianie ogrodzeń to żmudne zajęcie, konie wiszą mi zazwyczaj za plecami spodziewając się bóg wie czego po takim przestawieniu, taśma się plącze, słupki targane gromadnie lubią z rąk wypadać... W takich to okolicznościach przyrody usłyszałam o zmierzchu łomot w głębokich chaszczach... Kontynuowałam dzieło ze stoickim spokojem przekonana, iż to któryś z koni zapuścił się głębiej, korzystając z rozgrodzenia terenu. Ale zerknęłam przez ramię i widzę, że cała czwórka stoi za mną w szeregu i gapi się w zarośla... Poczułam się nieswojo. Moje nieswojo momentalnie przełożyło się na nieswojo Szamana, który stał najbliżej. Nieswojo Szamana z kolei rozprzestrzeniło się na pozostałe konie i stado zarządziło odwrót. Zrywem. Niewiele myśląc rzuciłam akcesoria i dałam dyla za końmi. Zwłaszcza, że coś głośno wciągało nosem powietrze a po odgłosie wciągania wnioskując, małe nie było...
...w sumie, co to, do tej pory nie wiem. Wersja optymistyczna, że krowa sąsiadów, wersja bardziej prawdopodobna: dzik albo co.
Wróciliśmy z końmi niebawem (gwoli ścisłości to dzikie Siwe uznało, że teren bezpieczny i ruszyło pierwsze z powrotem w gąszcz ;-) Dzieło ogrodzeniowe zostało dokończone, choć od czasu do czasu robiłam przerwę na nasłuchiwanie :-)
Drapanie kaloszem Kazika - najprzyjemniejsze ;-)
Przestawianie ogrodzeń to żmudne zajęcie, konie wiszą mi zazwyczaj za plecami spodziewając się bóg wie czego po takim przestawieniu, taśma się plącze, słupki targane gromadnie lubią z rąk wypadać... W takich to okolicznościach przyrody usłyszałam o zmierzchu łomot w głębokich chaszczach... Kontynuowałam dzieło ze stoickim spokojem przekonana, iż to któryś z koni zapuścił się głębiej, korzystając z rozgrodzenia terenu. Ale zerknęłam przez ramię i widzę, że cała czwórka stoi za mną w szeregu i gapi się w zarośla... Poczułam się nieswojo. Moje nieswojo momentalnie przełożyło się na nieswojo Szamana, który stał najbliżej. Nieswojo Szamana z kolei rozprzestrzeniło się na pozostałe konie i stado zarządziło odwrót. Zrywem. Niewiele myśląc rzuciłam akcesoria i dałam dyla za końmi. Zwłaszcza, że coś głośno wciągało nosem powietrze a po odgłosie wciągania wnioskując, małe nie było...
...w sumie, co to, do tej pory nie wiem. Wersja optymistyczna, że krowa sąsiadów, wersja bardziej prawdopodobna: dzik albo co.
Wróciliśmy z końmi niebawem (gwoli ścisłości to dzikie Siwe uznało, że teren bezpieczny i ruszyło pierwsze z powrotem w gąszcz ;-) Dzieło ogrodzeniowe zostało dokończone, choć od czasu do czasu robiłam przerwę na nasłuchiwanie :-)
Drapanie kaloszem Kazika - najprzyjemniejsze ;-)
środa, 16 września 2015
11-13 września 2015 - trudny teren...
...tak Kazio określił trud i znój, jaki towarzyszył mam przy wytyczaniu kwatery na nadrzeczu... Mimo suszy eks-rzeka porośnięta nieprzyzwoicie bujnie, miejscami zielsko sięga 2 metrów... Konie już po 2 godzinach wypasu ledwo trzymały sięna nogach z przejedzenia i wróciły na zastodole...
Po dwóch godzinach na nadrzeczu...
Nowy Oblubieniec Siwki. Bursztyn stracił palmę pierwszeństwa ;-)
Po dwóch godzinach na nadrzeczu...
Nowy Oblubieniec Siwki. Bursztyn stracił palmę pierwszeństwa ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)