...otóż w ostatnią niedzielę podjęłam próbę reaktywowania końskiej aktywności, mając na myśli głównie Bursztyna. Zabrałam mu jednak na placyk do towarzystwa Siwkę, żeby nie czuł się osamotniony w mozolnym przebieraniu nogami*
*...przebieranie nogami może się okazać dla osobnika stresujące, jako że wytrącające go ze stanu psychicznej równowagi: konie u nas zajmują się od dłuższego czasu głównie jedzeniem i wydalaniem; jak który kawałek zakłusuje, to już wielkie święto. Okazjonalnie zdarzają się jakieś małe przeganianki przy konsumpcji, mające na celu sprawdzanie, czy sąsiad nie ma aby jakiegoś smaczniejszego kąska siana... Przeganianki jednakowoż odbywają się na dystansie kilku kroków i wyglądają na pospieszne odmaszerowanie stępem. Ot i cała końska aktywność na Gawłowie...
Na polecenie ruszenia kłusem Siwka się od razu nabuzowała, zagalopowała, ciałko na kształt ogierzasty ułożyła i dawaj oblatywać mnie dookoła, pofurkując, powierzgując i okazując dobitnie niezadowolenie z wydanej komendy. Bursztyn chwilę za nią pokłusował, też wierzgnął zadkiem w moją stronę, ale zaraz sprytnie zaparkował i obserwował moje Siwej okiełznywanie (polegające na odangażowywanu zadu co krok ;-) Ponieważ celem było ruszenie chudego-gniadego a nie Faworyty, zwróciłam ku niemu swe oblicze a ten, niby taki niemrawy i bez-mięśniowy, dogalopował majestatycznie do ogrodzenia i spokojnie wyskoczył z placu manewrowego, co uczyniwszy przeszedł do stępa i powędrował do Senia pod wiatę siano konsumować...
Morał z takiego obrotu sprawy jest następujący: swobodny ruch nie dla Bursztyna, kolejne podejście będzie na śnurku :-) Na tę okoliczność nawet klasyczny bat do lonżowania zakupiłam ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz