Wczoraj kolejna sesja treningowo-terapeutyczna z białą. Tym razem jest masa fot, tyle że, póki co, w aparacie. A aparat chwilowo niedostępny ;-)
Warunki pogodowe diametralnie różne od zeszło-sobotnich: upał i kupa much. Konie też w nieco innej lokalizacji niż poprzednio; bardziej za domem, bliżej lasu. No i sprzęt inny: różowy nowiutki kantarek i takaż lina (różowiutka), które były dedykowane dla Siwki i wisiały sobie przy łóżeczku Kazika, nowiutkie i pachnące ;-)
...na początku zapowiadało się z arabką na dłuższe ganianki. Był wyższy poziom białej energii, bardziej buńczuczne zachowania. Była nawet próba zastraszenia mojej osoby polegająca na usiłowaniu wspięcia się tuż przed moim nosem. Oczywiście z płasko położonymi uszami, bo to zachowanie mamy nad wyraz utrwalone ;-) Usiłowaniu, bo ledwo przednie kopyta oderwały się od ziemi, nastąpiła natychmiastowa ostra reprymenda z mojej strony i energiczne odegnanie białej. Biała momentalnie wróciła na ziemię (dosłownie ;-) Zwiała galopem wywijając głową. Zwianie polegało na odbiegnięciu 3 foule, po czym biała zatoczyła łuk spokojnym klusem, stanęła nieopodal, w brzozowym zagajniku i bystrze na mnie spojrzała.
...za 5 minut miałyśmy założony kantarek i arabkę z błogą miną, bo zdejmowałam z niej całe stada much i meszek :-) Tym razem obyło się bez zaganiania do małej zagrody ;-)
Z mojej strony to by było właściwie tyle, bo zaraz przylazła Gośka i musiałam jej oddać linę z białą na końcu, no bo to jej koń przecież ;-) Robiłam więc za trenera i mówiłam, co i jak, bo dziecię trochę odwykłe od koni a już tym bardziej od takich przypadków, które mogą zrobić człowiekowi kuku ;-)
...było zdjęcie kantara i ponowne polowanie na białą, tym razem przez Gośkę, było też friendly na wolności, polegające na podchodzeniu-odchodzeniu, które białej nastręcza sporo trudności, bo widać, że ludziom nie ufa (to kładzenie uszu to raczej forma strachliwej profilaktyki, niż wyraz agresji - tak to widzę). Było też eksperymentowanie z energią. Sesja na wolności zwieńczona potężnym ziewaniem :-)
Potem było sterczenie z drzemiącą na słońcu białą i odwrażliwianie głowy i uszu, na wolności - w moim wykonaniu, bo Bebo zobaczyło kota i poszło się do niego migdalić (Bebo jest straszliwa kociara ;-). Więc skorzystałam z okazji i po swojemu zajęłam się arabką ;-)
...w ogóle widać spory progres, mimo jednej tylko sesji. Głowa i uszy całkiem nieźle oswojone, jak na to, co było poprzednio (głowa bardziej oswojona niż uszy ;-)
Biała zaczyna się nam coraz bardziej podobać, bystra jest jak diabli i - póki co - nie jest grzeczna i sflaczała, jak nasze cudaki. Czyli w końcu coś się, panie, dzieje ;-)))
...mimo to na Gawłowie nasze konie, pędzące ku nam na najlżejszą sugestię, wydały się nam aniołami. Nawet dzikie Siwe ;-)
A jak już przy Gawłowie jesteśmy... Jak light-motif powraca temat końskich ogrodzeń.
Nawet te zrobione na podwójnie konie sforsowały... Stado chodzi teraz razem (wszystkie 4 sztuki), bo nie zrobiliśmy po zimie kompletnych ogrodzeń, tylko pozostawiliśmy gdzie-nie-gdzie luki, żeby konie mogły bardziej kluczyć, wywijać i padock-paradisować. Nie da się więc stada podzielić i psujców-grubych-wałachów zamknąć na zastodolu... A że to robota psujców - to psujcowanie ogrodzeń - to rzecz pewna: na naszych z Bebo oczach psujec-gruby-wałach Huc przeleciał 2 tygodnie temu po taśmie (bo prąd nie doszedł ;-) i ją zerwał, mimo, że 3 m. dalej miał 5-metrową wyrwę w ogrodzeniu (uczynioną zapewne tą samą techniką hajda na dziada ;-)
Zapadła więc klamka i wracamy do solidnych drewnianych żerdzi (które się ostały całą stertą, bo tylko słupki nośne drewniane popadały). Będziemy jednak te żerdzie montować na słupkach betonowych metodyką: słupek, żerdź i ze 2 rzędy prądu, najchętniej drucianego (albo i więcej tego prądu, jak mnie fantazja i pracowitość poniesie ;-)
No bo nijak arabkę do nas przywieźć, jak towarzystwo razem chodzi i nie bardzo można je rozdzielić...
Na początek trzeba ją będzie (arabkę) z jednym koniem zaprzyjaźnić, a dopiero potem całe stado łączyć... Ciekawe, co na to Siwa powie... Samicy to u nas jeszcze nie było, same wałachy tylko się plątały... Może się Siwej samicza konkurencja nie spodobać... Zwłaszcza, że biała jest dość przystojna... ;-)
A poniżej Gośka z Małymi. Trudno cokolwiek zrobić bez ich uczestnictwa. Niezwykle partycypująca odmiana konia - całkiem jak nasz Fisio ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz