...żem nie pisała, bo nic się nie działo. Tak generalnie, bo w szczególności zawsze coś się nam przytrafia ;-)
A to, że Fisiek przypomniał sobie, jak to jest forsować bramki oddolnie i sprawdzać, czy aby na pewno prąd płynie w pastuchu. I musiałam co bardziej atrakcyjne bramki pozabezpieczać od dołu (drugie zamknięcie), bo mi koleś na moich oczach psikusy wyczyniał; a to wdarł się na łąkę nadbagienną, bo za długo się guzdrałam z otwieraniem, a to do Heńka dołem przeleciał na jego prywatną, obficie-trawiastą kwaterę a to zdemolował ogrodzenie-atrapę wokół nowego mocno koniczynowego pokosu chowanego na zimową porę i dobrał się wraz z Siwą Faworytą-Alfą do bałd.
A wczoraj to nawet oberwał ode mnie wężem ogrodowym (w czasie dolewania wody do poideł), bo nie dość, że wlazł bezczelnie w moją strefę osobistą ocierając się o mnie opasłym brzuszyskiem, to jeszcze przystanął, żeby się poskrobać po boku i prawie wlazł mi na stopę (w miękki gumniak obutą ;-)! Chamstwo, bisurmaństwo i nie-szacun; na grzeczne odesłanie nie zareagował, więc dostał strzała wężem po cielsku* i dopiero wtedy się ocknął... Odskok wykonał spektakularny, zerknął na mnie i bez większej żenady zawrócił, stając koło mnie, tym razem jednak w nieco słuszniejszej odległości 0,5 metra ;-)
* mój nagły wzrost asertywności spowodowało aktualne oglądanie nagrań z kursu z Berniem (level 1, maj 2006), w którym miałam przyjemność uczestniczyć, a na którym dość interesującym przypadkiem był mocno dominujący osobnik, wałach Piccolo. A zwrot Berniego Thank You, my Friend po dosadnym acz wielce skutecznym przekazaniu informacji adresatowi po dziś dzień pamiętam ;-)
Nowina zaś najznamienitsza: od Pana Wulkanizatora powróciła w końcu Parelli Ball (kupę kasy jej reanimacja kosztowała; Pan Wulkanizatro sugerował, ale czy warto naprawiać? bo łatki specjalne, sprowadzane na zamówienie; oczywiście bez wahania padła odpowiedź, że warto, warto! ;-)
Niecierpliwie czekam na dziewczyny z aparatem, żeby pierwsze wrażenia Siwki udokumentować; oczywiście korci mnie, żeby teraz, już, natychmiast... Ale obiecałam dziewczynom, że im pokażę (prawdziwe oblicze Siwki a nie mamałygę, na którą Siwe zazwyczaj wygląda ;-)...
A i pogoda dziś niesprzyjająca: zimna i wietrzna (piłka będzie się samodzielnie poruszać, powiększając palpitacje siwego serca... Ale przynajmniej foty byłyby widowiskowe ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz