"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
niedziela, 27 maja 2012
Mobilizacja
Nastąpiła u mnie jakowaś mobilizacja jeździecka. Nie żeby jakaś szczególna, czy ambitniejsza, ale 2 jazdy na Siwcu odbębniłam. I co z tego, że były to tylko stępo-kłusowe 20-minutówki - z naciskiem na stępo ;-)
Siwiec nad wyraz spolegliwy, z miną mamałygi, co daje nader fałszywe świadectwo, co do jej prawdziwego Ja. Bo jak w sobotę wieczorem zaprosiłam ją na okrągły wybieg i poprosiłam o galop (z ziemi) to dała takiego czadu, że nowe podłoże musiałam potem równać z pół godziny ;-) Że nie wspomnę, że parę razy o mało co, a byłaby siwa gleba. A raz to nawet był złorzeczący gulgot i posłanie we mnie tłustawego zadka. Taka laleczka!
Galop jest naszą słabą stroną (żeby nie powiedzieć żałosną ;-) a ja zamiast się do niego przyłożyć, właściwie nic z nim nie robię. Znaczy, o galop nie proszę. A Siwe jest koń z takimi pokładami energii, że aż strach. Się wzięło folbluta, to się teraz ma... I co z tego, że w paszporcie ma wpisane wielkopolska. Wielkopolski to se może być Dziadek Heniu a nie siwa wyścigówka ;-)
Jeszcze o tym galopie... Galop Siwą nakręca, Siwe się zatycha (lata najczęściej na wdechu), rozpędza się do nieprzytomności, skacze przez wszystko, co na drodze (potrafi oddać kilkumetrowy skok, nie bacząc na to, gdzie wyląduje), jednym słowem furiatka. Często-gęsto wydaje przy tym odgłosy szarżującego byka. I cała przy tym dygocze, lata jak galareta. Nie za każdym razem tak jest, czasem galopuje pięknie, spokojnie, okrągło, ale niestety napady galopowego szaleństwa od czasu do czasu występują.
W końcu będę się musiała za to wziąć, ale na razie jakoś brak mi motywacji i czasu. Bo takie ogarnianie galopu może potrwać a ja dobieram się do koni zazwyczaj z doskoku, pomiędzy jedną robotą w polu w drugą... I nie mam czasu na dłuższe ceregiele. Póki co, wzmacniam zwalnianie i głowę na wysokości kłębu.
Aaa: na linie jest o wiele spokojniej - znaczy lubimy być trzymane za rączkę - typowe RBE... Tylko kiego takie ekstremalne...??
Auto-pocieszenie: kiedyś i kłus był u Siwca zapierniczany... ;-)
A kiedyś to Siwe wyglądało najczęściej tak: zero skupienie na mojej osobie, tylko wypatrywanie strachów...
poniedziałek, 21 maja 2012
Znowu lato :-)
Z poprawności pisarskiej piszę, mimo że właściwie nie bardzo jest o czym ;-)
Narybki nie pojawiły się, więc nawet Huc miał wolne; czaiłam się do wsiadania na Siwca, co O. skwitował daj im spokój. No to dałam ;-) Luz totalny.
Konie wypsikane czarną absorbiną, nieodmiennie genialną, od razu muchy poznikały. Nawet Heniu - największy ubijacz piany - psikanie zniósł dzielnie, parę razy tylko przypomniał sobie, że potrafi głowę umieścić na wysokości 3 metrów ;-)
Od zeszłego tygodnia Siwe i okazjonalnie Fiś chodzą na zabramię. Objadać. Za Fisia dostałam wczoraj od O. opiórę, bo o ile w sobotę w poszukiwaniu trawy wysokiej wlazł w korytarze przy kurniku, to w niedzielę tak się rozochocił, że dolazł tymiż korytarzami do domku gospodarczego i cały załadował się do środka! Oczywiście dokonał zniszczeń, czyli podziurawił worki z klejem do siatki, nadłamał paczkę styropianu i, sądząc z łomotu, jakieś deski, jeszcze nie zdiagnozowane ;-)
O dzięki Ci, Panie, że ćwiczyliśmy cofanie na komendę głosową i za ogon; częściowo Fisiek zrobił BACK-BACK-BACK, a częściowo został przeze mnie wyprowadzony za ogon. I jeszcze dostał ciasteczko za dzielność, bo korytarz bardzo wąski a do domku ledwo się pies mieści, taki zagracony ;-) A Fisiu dał radę ;-)))
Z Siwą ekstremalne friendly - w tym kierunku idziemy - zamiast jeździć ;-)
Kłąb taśm biało-czerwonych długości od 0,5 do 3-4 m. Naprawdę duża, nieregularna bańbuła, powiewająca na wietrze, Siwe na goło, za to moja saszetka z ciasteczkami pękająca w szwach ;-) I co? Wyklikałyśmy bez klikera bańbułę, gdzie się da, nawet za uszami, na grzbiecie, na zadku, pod brzuchem.
Duma, duma, duma z Siwego konia. W sumie 3 sesje (2 w sobotę, 1 w niedzielę). A O. nie chciało się iść po aparat, więc fot nie ma :-(
Narybki nie pojawiły się, więc nawet Huc miał wolne; czaiłam się do wsiadania na Siwca, co O. skwitował daj im spokój. No to dałam ;-) Luz totalny.
Konie wypsikane czarną absorbiną, nieodmiennie genialną, od razu muchy poznikały. Nawet Heniu - największy ubijacz piany - psikanie zniósł dzielnie, parę razy tylko przypomniał sobie, że potrafi głowę umieścić na wysokości 3 metrów ;-)
Od zeszłego tygodnia Siwe i okazjonalnie Fiś chodzą na zabramię. Objadać. Za Fisia dostałam wczoraj od O. opiórę, bo o ile w sobotę w poszukiwaniu trawy wysokiej wlazł w korytarze przy kurniku, to w niedzielę tak się rozochocił, że dolazł tymiż korytarzami do domku gospodarczego i cały załadował się do środka! Oczywiście dokonał zniszczeń, czyli podziurawił worki z klejem do siatki, nadłamał paczkę styropianu i, sądząc z łomotu, jakieś deski, jeszcze nie zdiagnozowane ;-)
O dzięki Ci, Panie, że ćwiczyliśmy cofanie na komendę głosową i za ogon; częściowo Fisiek zrobił BACK-BACK-BACK, a częściowo został przeze mnie wyprowadzony za ogon. I jeszcze dostał ciasteczko za dzielność, bo korytarz bardzo wąski a do domku ledwo się pies mieści, taki zagracony ;-) A Fisiu dał radę ;-)))
Z Siwą ekstremalne friendly - w tym kierunku idziemy - zamiast jeździć ;-)
Kłąb taśm biało-czerwonych długości od 0,5 do 3-4 m. Naprawdę duża, nieregularna bańbuła, powiewająca na wietrze, Siwe na goło, za to moja saszetka z ciasteczkami pękająca w szwach ;-) I co? Wyklikałyśmy bez klikera bańbułę, gdzie się da, nawet za uszami, na grzbiecie, na zadku, pod brzuchem.
Duma, duma, duma z Siwego konia. W sumie 3 sesje (2 w sobotę, 1 w niedzielę). A O. nie chciało się iść po aparat, więc fot nie ma :-(
poniedziałek, 14 maja 2012
A jednak nie było najgorzej :-)
A jednak nie było tak źle. Może bez upału (kurtkę lekko-zimową odgrzebałam ;-) ale przynajmniej dało się coś podziałać. Oczywiście o jeździectwie znów nie było mowy, z wyjątkiem narybków niedzielnych, które Huc zniósł dzielnie - tylko raz przy oprowadzance z obleśną miną mnie w rękaw skubnął ;-) Owszem, jest za takie zachowanie reprymenda, ale bardziej narybka niż Huca; niestety, Huc ma zawsze rację a że mści się na mnie to oczywiste - narybki to moja wina ;-)
Bez narybków układa się nam świetnie - mały przylatuje biegiem na przywołanie, do żadnych czynności nie wymaga wiązania, ba nawet trzymać go nie trzeba, niemalże sam się siodła, po nachrapnik side-pull otwiera pyszczek spodziewając się wędzidła... I tylko te narybki...
Od jakiegoś czasu staram się małemu czas po narybkach jakoś wynagrodzić - ostatnio był spacer na linie na soczystą trawę :-)
Niedziela pod znakiem kopyt; strasznie szybko ostatnio zarastamy. I przesuszeni jesteśmy - przymierzamy się więc do budowy specjalnego basenu po moczenia kopyt.
Huca oporządziłam osobiście, napoczęłam też Siwe, ale poległam - przybył O. z odsieczą ;-)
Siwe początkowo grzeczne, ale po jakimś czasie zaczęło się nudzić i wymyśliło zabawę: unoszenie przekątnej zadniej nogi. Jak już się uniosło zadnią, to się miało w górze 2 - niby taki kłus w stój - i zaraz się niby-traciło równowagę (oj, oj, padam!) i pokładało się na O. Na moje SIWE, EJ! od razu równowaga wracała do normy... Tak się oto Faworyta naszym kosztem lubi zabawić. O, i trzeba się było tak z dziką cackać, się teraz Potwora Bynajmniej Nie-Dzikiego ma ;-)
Potem Fiś; ten raz spróbował zafidrygalić, ale po reprymendzie westchnął, wargę zwiesił (co jest oznaką skrajnej rezygnacji, ewentualnie snu) i dał spokój z wygłupami.
Siwe i Fiś mają nowe przody; w najbliższy weekend trzeba się będzie zadom przyjrzeć...
Było też trochę zabaw od niechcenia na okrągłym wybiegu i z podestami z opon; z Hucem zaawansowujemy ćwiczenia na wolności; wymagający zawodnik, raz mi się zabrał, złożył do skoku i przefrunął na linką zamykająca wejście (1 m., niezła technika skoku, gdyby nie zwisający tył ;-). Zaraz się jednak odangażował a na przywołanie wrócił kłusem do środka :-)
Siwe z kolei zrobiło się paszczakowate, gębą mnie zaczepia, podskubuje, nosem tryka... Gryzie trzonek od grabi i rączkę od taczki; ostatnio o mało nie wywaliła zawartości (z przeproszeniem gównianej ;-) tak się do taczki dobierała :-) Zdaje się, że nadeszła pora na naukę aportowania ;-)
Bez narybków układa się nam świetnie - mały przylatuje biegiem na przywołanie, do żadnych czynności nie wymaga wiązania, ba nawet trzymać go nie trzeba, niemalże sam się siodła, po nachrapnik side-pull otwiera pyszczek spodziewając się wędzidła... I tylko te narybki...
Od jakiegoś czasu staram się małemu czas po narybkach jakoś wynagrodzić - ostatnio był spacer na linie na soczystą trawę :-)
Niedziela pod znakiem kopyt; strasznie szybko ostatnio zarastamy. I przesuszeni jesteśmy - przymierzamy się więc do budowy specjalnego basenu po moczenia kopyt.
Huca oporządziłam osobiście, napoczęłam też Siwe, ale poległam - przybył O. z odsieczą ;-)
Siwe początkowo grzeczne, ale po jakimś czasie zaczęło się nudzić i wymyśliło zabawę: unoszenie przekątnej zadniej nogi. Jak już się uniosło zadnią, to się miało w górze 2 - niby taki kłus w stój - i zaraz się niby-traciło równowagę (oj, oj, padam!) i pokładało się na O. Na moje SIWE, EJ! od razu równowaga wracała do normy... Tak się oto Faworyta naszym kosztem lubi zabawić. O, i trzeba się było tak z dziką cackać, się teraz Potwora Bynajmniej Nie-Dzikiego ma ;-)
Potem Fiś; ten raz spróbował zafidrygalić, ale po reprymendzie westchnął, wargę zwiesił (co jest oznaką skrajnej rezygnacji, ewentualnie snu) i dał spokój z wygłupami.
Siwe i Fiś mają nowe przody; w najbliższy weekend trzeba się będzie zadom przyjrzeć...
Było też trochę zabaw od niechcenia na okrągłym wybiegu i z podestami z opon; z Hucem zaawansowujemy ćwiczenia na wolności; wymagający zawodnik, raz mi się zabrał, złożył do skoku i przefrunął na linką zamykająca wejście (1 m., niezła technika skoku, gdyby nie zwisający tył ;-). Zaraz się jednak odangażował a na przywołanie wrócił kłusem do środka :-)
Siwe z kolei zrobiło się paszczakowate, gębą mnie zaczepia, podskubuje, nosem tryka... Gryzie trzonek od grabi i rączkę od taczki; ostatnio o mało nie wywaliła zawartości (z przeproszeniem gównianej ;-) tak się do taczki dobierała :-) Zdaje się, że nadeszła pora na naukę aportowania ;-)
sobota, 12 maja 2012
Badziewie
Się narzekało na upał, to się teraz ma. Środek dnia a ja w piecu palę i siedzę, durna, przy kompie zamiast łazić po obejściu i pracować w pocie czoła ;-)
poniedziałek, 7 maja 2012
Majówka - podsumowanie
Znowu za biurkiem :-(
Majówka jako-tako, trochę robotę w obejściu się popchnęło, ale końsko nieszczególnie się działo. Hucowi tylko przybył kolejny narybek (6 lat), z czego Huc zadowolony nieszczególnie ;-)
Siwe i Fiś nietknięci jeździecko, Faworyta tylko siodłana pod kątem analizy ułożenia siodła na jej grzbiecie (wariacje samo siodło, siodło z padem z shimmsami, siodło z padem bez shimmsów etc...). Z ziemi też nic nie robiliśmy; jestem na etapie praktycznego wykorzystywania 7 zabaw a nie wałkowania i szlifowania cholera-wie-po-co ;-) Nie widzę powodów do uprawiania siedmiozabawowej sztuki dla sztuki ;-)
Konie odpiaszczone, Huc wydalał z siebie nie dość, że piasek (widoczny gołym okiem po rozgrzebaniu, fuj, kupy), to nawet malutkie kamyczki, czym mnie mocno zaniepokoił... Kura jest czy co, że kamienie żre???
Mimo wizyty Gośki i szumnych zapowiedzi jeździmy codziennie, nie dość, że nie było jazd, to nawet zdjęć nie ma fajowych, bo się nam nie chciało ;-)
O, i to by było na tyle...
wtorek, 1 maja 2012
Majówka
Majówka w toku. Dzień czwarty (wtorek) a konie siodłem nietknięte. Za to przyjacielskie interakcje kwitną. Siwe mnie po raz kolejny zadziwia: zaczyna wykazywać tendencje do chrumkania na komendę! Na razie nieśmiało (odchrumknęła mi ze 3 razy ;-) ale może jeszcze wyrośnie z niej tytan konwersacji, jak Fisiek, który rozmawia ze mną pełnymi zdaniami ;-)
Znów zaczynam mieć poważne wątpliwości co do sensu jazdy konnej a stwierdzenie spójrz na to oczami konia albo przejdź 7 mil w końskich butach (lepiej brzmi w oryginale, przekład nie oddaje istoty tego powiedzenia) jeszcze mnie w tym przekonaniu utwierdza. Tylko patrzeć, jak zostanę wyznawcą nurtu Liberty, który na początku wzbudził we mnie chęć popukania się w czoło ;-) Przy bliższym oglądzie i chwili zastanowienia się, muszę przyznać, że mówią z sensem ;-) I don't ride, because...
W sobotę było odrobaczanie (wszyscy grzeczni, nawet Heniu nieszczególnie cudował), teraz trwa 7-dniowa akcja odpiaszczająca (dziś dzień trzeci). Oprócz tego probiotyki (BIOGEN-K).
Tak poza tym nie dzieje się nic. Po odrobaczaniu konie na kwarantannie (mniejsze kwatery, żeby nie obesrały całego paradise'a ;-), ja intensywnie latam z taczką i sprzątam kupy do czysta. Jutro już pójdą kunie na większe padoki, będzie radocha, bo trawa się pojawiła, więc towarzystwo zerka po okolicy z pożądliwym błyskiem w oku. Ale ogrodzenia się respektuje (to o wałachach grubych, bo Siwe i Heniut są prze-pożądni i niczego nie rozwalają ;-) Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w miejscach szczególnych włamów wałaszych stanęło podwójne ogrodzenie prądowe ;-)
Znów zaczynam mieć poważne wątpliwości co do sensu jazdy konnej a stwierdzenie spójrz na to oczami konia albo przejdź 7 mil w końskich butach (lepiej brzmi w oryginale, przekład nie oddaje istoty tego powiedzenia) jeszcze mnie w tym przekonaniu utwierdza. Tylko patrzeć, jak zostanę wyznawcą nurtu Liberty, który na początku wzbudził we mnie chęć popukania się w czoło ;-) Przy bliższym oglądzie i chwili zastanowienia się, muszę przyznać, że mówią z sensem ;-) I don't ride, because...
W sobotę było odrobaczanie (wszyscy grzeczni, nawet Heniu nieszczególnie cudował), teraz trwa 7-dniowa akcja odpiaszczająca (dziś dzień trzeci). Oprócz tego probiotyki (BIOGEN-K).
Tak poza tym nie dzieje się nic. Po odrobaczaniu konie na kwarantannie (mniejsze kwatery, żeby nie obesrały całego paradise'a ;-), ja intensywnie latam z taczką i sprzątam kupy do czysta. Jutro już pójdą kunie na większe padoki, będzie radocha, bo trawa się pojawiła, więc towarzystwo zerka po okolicy z pożądliwym błyskiem w oku. Ale ogrodzenia się respektuje (to o wałachach grubych, bo Siwe i Heniut są prze-pożądni i niczego nie rozwalają ;-) Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w miejscach szczególnych włamów wałaszych stanęło podwójne ogrodzenie prądowe ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)