A jednak nie było tak źle. Może bez upału (kurtkę lekko-zimową odgrzebałam ;-) ale przynajmniej dało się coś podziałać. Oczywiście o jeździectwie znów nie było mowy, z wyjątkiem narybków niedzielnych, które Huc zniósł dzielnie - tylko raz przy oprowadzance z obleśną miną mnie w rękaw skubnął ;-) Owszem, jest za takie zachowanie reprymenda, ale bardziej narybka niż Huca; niestety, Huc ma zawsze rację a że mści się na mnie to oczywiste - narybki to moja wina ;-)
Bez narybków układa się nam świetnie - mały przylatuje biegiem na przywołanie, do żadnych czynności nie wymaga wiązania, ba nawet trzymać go nie trzeba, niemalże sam się siodła, po nachrapnik side-pull otwiera pyszczek spodziewając się wędzidła... I tylko te narybki...
Od jakiegoś czasu staram się małemu czas po narybkach jakoś wynagrodzić - ostatnio był spacer na linie na soczystą trawę :-)
Niedziela pod znakiem kopyt; strasznie szybko ostatnio zarastamy. I przesuszeni jesteśmy - przymierzamy się więc do budowy specjalnego basenu po moczenia kopyt.
Huca oporządziłam osobiście, napoczęłam też Siwe, ale poległam - przybył O. z odsieczą ;-)
Siwe początkowo grzeczne, ale po jakimś czasie zaczęło się nudzić i wymyśliło zabawę: unoszenie przekątnej zadniej nogi. Jak już się uniosło zadnią, to się miało w górze 2 - niby taki kłus w stój - i zaraz się niby-traciło równowagę (oj, oj, padam!) i pokładało się na O. Na moje SIWE, EJ! od razu równowaga wracała do normy... Tak się oto Faworyta naszym kosztem lubi zabawić. O, i trzeba się było tak z dziką cackać, się teraz Potwora Bynajmniej Nie-Dzikiego ma ;-)
Potem Fiś; ten raz spróbował zafidrygalić, ale po reprymendzie westchnął, wargę zwiesił (co jest oznaką skrajnej rezygnacji, ewentualnie snu) i dał spokój z wygłupami.
Siwe i Fiś mają nowe przody; w najbliższy weekend trzeba się będzie zadom przyjrzeć...
Było też trochę zabaw od niechcenia na okrągłym wybiegu i z podestami z opon; z Hucem zaawansowujemy ćwiczenia na wolności; wymagający zawodnik, raz mi się zabrał, złożył do skoku i przefrunął na linką zamykająca wejście (1 m., niezła technika skoku, gdyby nie zwisający tył ;-). Zaraz się jednak odangażował a na przywołanie wrócił kłusem do środka :-)
Siwe z kolei zrobiło się paszczakowate, gębą mnie zaczepia, podskubuje, nosem tryka... Gryzie trzonek od grabi i rączkę od taczki; ostatnio o mało nie wywaliła zawartości (z przeproszeniem gównianej ;-) tak się do taczki dobierała :-) Zdaje się, że nadeszła pora na naukę aportowania ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz