Z poprawności pisarskiej piszę, mimo że właściwie nie bardzo jest o czym ;-)
Narybki nie pojawiły się, więc nawet Huc miał wolne; czaiłam się do wsiadania na Siwca, co O. skwitował daj im spokój. No to dałam ;-) Luz totalny.
Konie wypsikane czarną absorbiną, nieodmiennie genialną, od razu muchy poznikały. Nawet Heniu - największy ubijacz piany - psikanie zniósł dzielnie, parę razy tylko przypomniał sobie, że potrafi głowę umieścić na wysokości 3 metrów ;-)
Od zeszłego tygodnia Siwe i okazjonalnie Fiś chodzą na zabramię. Objadać. Za Fisia dostałam wczoraj od O. opiórę, bo o ile w sobotę w poszukiwaniu trawy wysokiej wlazł w korytarze przy kurniku, to w niedzielę tak się rozochocił, że dolazł tymiż korytarzami do domku gospodarczego i cały załadował się do środka! Oczywiście dokonał zniszczeń, czyli podziurawił worki z klejem do siatki, nadłamał paczkę styropianu i, sądząc z łomotu, jakieś deski, jeszcze nie zdiagnozowane ;-)
O dzięki Ci, Panie, że ćwiczyliśmy cofanie na komendę głosową i za ogon; częściowo Fisiek zrobił BACK-BACK-BACK, a częściowo został przeze mnie wyprowadzony za ogon. I jeszcze dostał ciasteczko za dzielność, bo korytarz bardzo wąski a do domku ledwo się pies mieści, taki zagracony ;-) A Fisiu dał radę ;-)))
Z Siwą ekstremalne friendly - w tym kierunku idziemy - zamiast jeździć ;-)
Kłąb taśm biało-czerwonych długości od 0,5 do 3-4 m. Naprawdę duża, nieregularna bańbuła, powiewająca na wietrze, Siwe na goło, za to moja saszetka z ciasteczkami pękająca w szwach ;-) I co? Wyklikałyśmy bez klikera bańbułę, gdzie się da, nawet za uszami, na grzbiecie, na zadku, pod brzuchem.
Duma, duma, duma z Siwego konia. W sumie 3 sesje (2 w sobotę, 1 w niedzielę). A O. nie chciało się iść po aparat, więc fot nie ma :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz