A to się porobiło! Znienacka nadeszła wiosna. Błoto na padokach obeschło w ciągu tygodnia (sic!), wszelakie place do jazdy zdatne do użytku... Teraz tylko uporządkowanie terenu i hajda na koń!
Na okrągły wybieg przyjechała w tygodniu przyczepa trocino-kory; rewelacyjne podłoże, trzeba to tylko, bagatela, równomiernie rozłożyć ;-) Póki co, zwalone głównie w wejściu na okrąglak; podstępnie rozsypuje się siano wewnątrz i towarzystwo paraduje po hałdzie, chcąc się dobrać do żarcia. A Siwe to nawet malownicze pozy przyjmuje stercząc na górce z kory ;-)
W piątek, tuż przed zmierzchem, udało mi się psim swędem załapać na jazdę. Narybki się reaktywowały, zapowiedziały regularność, więc należy małego podszkolić nieco. Nie żeby mu się umysł wyzerował, ale nieco ogłady pod siodłem wymaga ;-)
Na ziemi parę małych podskoków i dębków, ale raczej z nawyku niż w jakimś konkretniejszym celu. Ot, taka mała demonstracyjka hucowego charakterku. Pod siodłem za to - bajka. Zaiskrzyło, jak za naszych dawnych, dobrych czasów. Ech, szkoda małego pod dzieciaki :-(
A w sobotę małe ganianki...
...konie odkryły w ten weekend nadrzecze... Konkretnie Huc je odkrył a reszta towarzystwa podążyła za nim. Znów jest siedzenie na bagnach, tytłanie się, obżeranie ledwo co puszczającą się roślinnością. I wykańczanie zeszłorocznego, suchego porostu.
Bilans:
- sraczka pod ciśnieniem u Huca
- rana kłuta na siwej klacie (od jakiegoś patyka)
- rana krwawa rozorująca wzdłużnie fisiowski bok - nici z siodłania, cwaniaczek jaki (od patyka, być może tego samego, który spowodował siwą ranę kłutą).
O, i weź tu człowieku hoduj toto w warunkach naturalnych ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz