...bo jakoś, cholera, nie mam czasu z początkiem roku...
Przeżyliśmy :-)
Najpierw zapowiadało się całkiem spokojnie (godz. 23.45 i... cisza), ubrałam się opieszale, wyszłam o 23.55... Cisza. Dałam siana, z rozpędu sprzątnęłam ze 2 kupy (w Sylwestra!!! Prawie o północy!!! Ludzie, to już patologia chyba jest ;-)
A tu jak nie zaczną walić... Dookoła...
Konie początkowo nie zareagowały, choć głowy popodnosiły... Heniu zagapił się w stronę wsi (Gawłowo), Siwka w kierunku rzeki i miasta (Nowe Miasto) a Grube Wałachi - na wszystkie strony. W końcu nie wytrzymały, porzuciły siano (o, to sprawa najwyraźniej poważna ;-) i fru! spod swojej wiaty. Kłusem przed siebie. Jak one kłusem to i Siwe u siebie też kłusem. Równolegle. Heniu popatrzył, podumał... i wrócił do kontemplacji rozbłysków nade wsią. Ech, koń światowy... nie to, co te nasze ćwoki zza stodoły ;-)
Poszłam do wałachów, zawołałam, przyleciały. Szaman w ferworze zaparkował prawie na mojej osobie, w porę jednak pohamował swe zapędy do nadmiernej integracji. Stał jednak bliziutko i posapywał. Znaczy tchórz go obleciał. Huc niby nie potrzebował bliższego kontaktu, ale łebek mu latał na wszystkie strony... ;-)
Postałam z końmi z 15 minut, strzały zelżały, poszłam po treściwe... I od razu okazało się, że Szaman jest BARDZO DZIELNYM KONIEM... Strzały, jakie strzały??? Żryć dawaj!!! ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz