...trzeba było mrozów wyglądać?? Błoto się nie podobało? No to teraz mam!
Dziś na jeździe narybkowej myślałam, że uświerknę, mimo odzieży outdoorowej-termicznej, kominiarki, dwóch czapek, rękawic narciarskich-syberyjskich i ekstremalnych termobutów-oficerek Mountain Horsów, co mi w nich do tej pory było wybitnie ciepło.
Huc sprawował się nawet godnie. Owszem, klika razy pokazał pazur, ale po pracy na długiej linie w kłusie (egzekwowanie natychmiastowej reakcji na wydawane polecenie) sam pod narybkiem parę kroków kłusa zaproponował. Ale tylko raz ;-) Nie jest najgorzej, mimo to.
Była też praca na kawaletkach; ze 4 razy zmieniałam małemu rozstaw drągów, zanim utrafiłam w ten właściwy dla krótkich nóżek ;-)
Warunki ekstremalne, ale narybek radzi sobie z Hucem nieźle; jak dociągniemy do wiosny, zaczynamy jazdę na 2 konie :-)
Siwą zdążyłam po 16.00* wziąć na małe co-nie-co na linę. Na razie bez siodła jeszcze, ale korciło mnie, żeby już tak z siodłem... Zdusiłam diabelstwo w zarodku. Utrwalmy dobrze, to co mamy (rozluźnienie) a potem będziemy dodawać poszczególne składniki. Czyli najpierw siodło, potem siodło i mnie :-)
* po 16.00 oznacza, że dzień już dłuższy o jakąś godzinę, hura!!!
Mimo, że wszystkie konie poznikały (najdłużej wytrwał w bramce Fisiek obserwujący nasz trening, ale i on się wykruszył w połowie i zniknął na podwórku pod sienną wiatą ;-), Siwe zachowywało się przyzwoicie, przy zmianie kierunku były tylko małe wężyki szyją na początku, ale w granicach tolerancji. Bawiłyśmy się w kopnym śniegu, bo tam podłoże najprzyjemniejsze: w miarę elastycznie i nie-ślisko.
Oprócz zasuwania z nosem przy ziemi niemalże non stop, zaczęłam dziś dostawać zmiany kierunku z głową w dole :-) Siwe tak się rozbuchało w dolnym ustawieniu, że teraz zastanawiam się, czy aby jej tak na wieki nie zostanie ;-) Bo eksperymenty z dodawaniem energii też kończyły się z głową w dole :-)
Się Siwe rozsmakowało w lataniu nie-jak-deska-do-prasowania. Kto by pomyślał :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz