W sobotę odbyła się inauguracja tytułowej liny. Świetna jest. W końcu coś długiego, lekkiego i poręcznego ;-)
Na pierwszy ogień Fisiek, potem Siwka. Od razu na głęboką wodę, czyli na wielkoobszarowej siennej łące. Bezpieczniej (dla liny i jej finezyjnego karabińczyka ;-) byłoby na okrągłym wybiegu, ale nie chciało mi się koni wlec z łąki na zastodole.
Wbrew moim obawom, że 7 m., otwarta przestrzeń, pasące się wokół konie i demoralizująca trawa pod nogami, było rewelacyjnie. Fisiu po wstępnych, rozgrzewkowych wygibasach w kłusie pięknie zagalopował, zaokrąglony, dostał ciacho i skończyliśmy. Żadnego ciągnięcia, wyrywania, nic... :-)
Siwka również stanęła na wysokości zadania, też był galop i też bez wyciągania mnie w mojego hula-hop, mimo ekscytacji wyższym chodem. W galopie mieliśmy element utrudniająco-rozpraszający, czyli Fućkę, która wystartowała równo z Siwką i pruła równolegle z nią, czekając z utęsknieniem na komendę bierz ją! Komenda oczywiście nie padła a ja rycząc na Fućkę, żeby poszła precz, poczyniłam interesującą obserwację, że mój jawnie agresywny wrzask nie robi na Siwej najmniejszego wrażenia, bo nie ku niej kieruję swą energię. Siwe spokojnie kontynuowało okrążanie a Fućka skulona opieszale rejterowała, cały czas mając jednak nadzieję, że pozwolę siwego konia pogonić...
U Huca ciekawe zjawisko. Dyskretne ulatnianie się na widok dzieciaków w pewnym wieku. Dla ułatwienia podpowiem, że w wieku narybkowym (7-10 lat). Cholera, nie jest dobrze. Huc zdecydowanie za inteligentny jest na konia-rekreanta. Nie bardzo mam pomysł, co z tym fantem zrobić. Bo najgorsze jest to, że ja w duchu Hucowi przyznaję rację :-(
Na jego miejscu też bym wolała robić wszystko inne, niż chodzić w klasycznym (fuj!) siodle i wozić usiłujące anglezować dzieciaki...
W niedzielę Huc dostąpił zaszczytu liny Bernie jako pierwszy. Spodziewałam się jakichś większych ekscesów, wyrażania niezadowolenia i zemsty za narybek, ale mały współpracował bardzo ładnie. Wprawdzie przy okrążaniu kilka razy buńczucznie wystartował w przeciwnym kierunku niż mu wskazałam i trochę podskakiwał jak piłeczka, to nie próbował liny wyrwać, a kiedyś w tym był mistrzem ;-)
Na przywołanie przebiegał do mnie kłusem z butną miną i wypięta klatką piersiową, jakby chciał zademonstrować taran, ale hamował przede mną grzecznie, głowę zaraz spuszczał do moich kolan i ozór wywalał międląc paszczą :-)
Poćwiczyliśmy zagalopowania na komendę głosową, nie żeby idealnie, ale całkiem nieźle. Mógłby jednak mały poobserwować, jak to robi Fisiu: elegancko, ze stępa a nawet ze stój (!) a nie rozpędzać się w kłusie do nieprzytomności, tracić równowagę i wpadać w galop...
Z tego wszystkiego nie chciało mi się na nikogo wsiadać. Nowa lina mnie fascynuje, póki co, więc pewnie znowu będę miała fazę na niejeżdżenie, tylko na zabawy naziemne ;-)
W niedzielę tknęłam siwe kopyta. Z pewna dozą nieśmiałości (żeby nie powiedzieć strachu) po ostatniej siwej kulawiźnie. Wyłupanie prawego przodu jednak już zrosło (a nawet przerosło), więc wypadało trochę w koniu pogrzebać ;-)
Straszna susza u nas, więc kopyta przesuszone, mimo, że mogą zwierzaki łazić po rzece. Teraz jednak panuje w stadzie moda na niełażenie po błocie, więc i kopyta niefajnie rozszczelnione :-( Nie wiem, czym spowodowana ta moda, bo w zeszłym roku nawet w listopadzie było brodzenie w wodzie po brzuch. Może Straszne Krzaki, koło których trzeba przejść...? A może zbytnia obfitość żarcia wokoło, bez konieczności zagłębiania się w podmokłe chaszcze w celu wyszukiwania jadalnego... ;-)
Siwe przywiązane do ziemi ze stoickim spokojem zniosło moją dłubaninę w kopytach, parę razy oparła mi tylko pyszczek na głowie, obniuchała mnie a raz się zagalopowała i na modłę Szamańską wcisnęła we mnie zaczepialsko siwą bródkę. Oto do czego prowadzi obcowanie z Fiśkiem 24 h. - uczymy się końskiej gupoty ;-)
Z Fisiem (jak już o nim... ;-) chrumkanie na komendę osiągnęło rangę sztuki konwersacji niemalże. Tylko patrzeć jak zacznę wychrumkiwać całe zdania a Fisiek będzie mi całymi zdaniami odchrumkiwał :-)))
2 komentarze:
a nie mowialam, ze fajna jest? juz rok temu chwalilam pod niebiosa!
Prześwietna :-))) Aż mam ochotę, kurka, kupić jeszcze jedną... Różową ;-)))
Prześlij komentarz