...mnie ogarnął. Wczoraj nasz pierwszy wspólny z Siwką kłus pod siodłem :-)
Na wsi od razu po przed-wieczornym przyjeździe wpadłam w wir wydarzeń. Na miejscu nie dość, że Pan Właściciel Hucyka, to i narybek (ów około 10-letni). Narybek od razu do mnie wystartował: Ciocia, a będzie można pojeździć na koniu...?
A na padoku zastodolnym pojawiły się 4 wywrotki ziemi z kamieniami i potężnymi głazami...Wspominałam, zdaje się, że planujemy w Gawłowie Himalaje Bis... ;-)
Najpierw wzięłam Siwkę, wysmarowałyśmy się obficie na różano (tym razem prukająca butelka nie była straszna ;-) osiodłałyśmy i hajda na koń. Siwe w nastroju stępakiem jestem, spokojnie, majestatycznie, z godnością, bez podkłusowywania przy testach naziemnych...
...kłus ma Siwka wygodny, nawet nieszczególnie wybijający (czego się obawiałam). Może dlatego, że była rozluźniona i pracowała z głową na wysokości kłębu.... Na nabranie wewnętrznej wodzy reagowała jeszcze większym zaokrągleniem... No po prostu cudny koń... Aż żal było zsiadać... ;-)
Potem Hucyk; przeleciałam się na nim kłusem po 2 koła w obie strony, żeby zdiagnozować, czy coś się nie święci, i oddałam małego do dyspozycji narybku...
...a potem i Pana Właściciela.
Manewry jeździeckie skończyliśmy prawie po ciemku :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz