Pięknyż weekend majowy latoś mieliśmy... Śnieg u nas wprawdzie nie padał, ale grad - owszem a i przymrozki w nocy były, bo rano lód w poidle a Roślinom Oblubieńca co niektórym młode pędy poczerniały...
U koni okres godowy - mamy powtórkę z Romea i Julii; Siwe i Hucyk ryczą naprzemiennie, prowadzają się, pokwikują, umizgują się... Po kilku dniach zdążyło mnie porządnie zemdlić od tej ich miłości ;-)
Mają szczęście, oboje, że pod siodłem zachowują się w miarę przyzwoicie, choć przyznać muszę, że Hucyk doskonale zna swoje powinności konia wierzchowego, czego o Siwej jeszcze powiedzieć nie można ;-)
Z racji aury nieciekawej Hucyk odbębnił pod siodłem 5 treningów, a Siwe tylko 3. Było za to konkretnie.
Z Hucykiem dość intensywna praca pagórkowa, wskoki galopem na górkę-bankiet i różne takie. Przy okazji wykreował nam się cmok!, jako wspomagająca komenda do galopu. Łatwo nie jest, Hucyk - jako urodzony kłusak - galopować lubi tylko bez jeźdźca i na krótkich odcinkach. Chyba, że wybuch końskiej euforii, to wtedy i owszem się zasuwa całe wielkie koła - tu widzę pewne predyspozycje do reiningu u Kolegi (wybuch euforii miał miejsce w sobotę 30 kwietnia; tak się wściekali - Hucyk, Siwka i Fisiek, że Siwe aż się wywaliło na łuku ;-)
Była też praca na arenie, nauka schematów, ćwiczenia w wygięciu wokół wewnętrznej łydki, zaczątki roll-backów dla rozrywki etc. Wszystkie jazdy na side-pullu, do wędzidła zdecydowanie nie wracamy, bo Huc jest bardzo precyzyjny i bez niego. I jakby bardziej współpracujący... A kontrola nad nim identyczna - niezależnie od tego, czy ma metal w pysku, czy nie... Zwierz ten jest małą zagadką, bo z ziemi dyskutuje i odstawia małe bunty, natomiast pod siodłem chodzi bardzo grzecznie... Sporadycznie sobie tylko coś ubzdura... Jak chociażby owe straszne krzaki... Oswajamy je robiąc przy nich odpoczynek i podając czasem ciasteczko, ale póki co, nadal w nich straszy ;-) Ostatnio trącił zadnią nóżkę leżący drąg, drąg szurnął po ziemi a Hucyk jak nie podskoczy... A nie mówiłem, że tu straszy????? I tylko czekał, czy ulegnę panice i pozwolę wiać ;-)
Poza tym Mały robił też za nauczyciela - pojawił się u nas lokalny narybek (5- i około 10-letni) pragnący pojeździć konno. O ile narybek 5-letni odbył klasyczną oprowadzankę na linie (ale za to crossową: po górkach, przez rowy, kłody i kamienie...), to narybek około 10-letni zażyczył sobie, że chce SAM... Ów narybek jeździł u nas RAZ w zeszłym roku (krótka lonżka), teraz była to jego druga jazda na koniu. Huc grzecznie maszerował, zatrzymywał, nawet cofał pod narybkiem... :-) Wprawdzie od razu zorientował się, że narybek jest narybkiem raczkującym jeździecko i można wykonywać manewry wedle własnej huckowej fantazji, ale i tak było super :-)
Z Siwką zaczęłyśmy pracę na wędzidle. Gadzina już zdrowa, żwawa aż za bardzo.
Z ziemi skupiamy się ostatnio na pracy w stępie, bo ten chód nastręcza Wyścigowej sporo problemów. Okrążanie, przeciskanie, chody boczne... najlepiej wykonywać wedle Siwej w tęgim kłusie... Pal sześć, że mało precyzyjnie, że się wpada, puka, potyka... Grunt, że odfajkowane...
Męczę więc Siwca do upadłego np. zmianami kierunku w okrążaniu do momentu, aż jest w stanie bez podkłusowania wykonać polecenia, na dokładkę z głową w dole. No powiedzmy, na wysokości kłębu... A temperamencik bieżący testujemy skokami z siodłem. Czasem zdarzy się przy lądowaniu malutki bryk, ale sporadycznie. Czyli nie najgorzej. Ale pod siodłem... Ech, do pleasure to nam zupełnie nie po drodze ;-) Już prędzej trail nam pisany, bo na obiektach Siwe zaczyna się skupiać, pod nogi patrzeć... Jak ma tylko iść w kółko, zaczyna wyczyniać. Całkiem lewopółkulowo. Próbuje dryfować do koni, proponować chody boczne (ostatnio oczywiście w kierunku do Hucyka ;-) Nawet głową próbuje potrzepywać, typowo folblucio. I gapić się po okolicy... Ooo, samochód jedzie... Czerwony...! O, rower...! A tam, tam... patrz, CZŁOWIEK chyba idzie... Przywołana do porządku na chwilę przybiera ramę, ale zaraz znów się rozprasza...
Inna rzecz, że zaczęły się OWADY. A Siwe za owadami nie przepada... Irytuje się, wali z zadu, chrumka złowieszczo, czasem rzuca się na ziemię... Charakterek to ona ma...
Nie to co Hucyk, który ze stoickim spokojem znosi gryzące... Aliści grubas jeszcze nie wymienił zimowego futra, więc może go nie gryzą tak bardzo, jak Siwca w letniej już odsłonie... Na głowie od nosa do oczu został jej tylko pasek zimowego futra (wygląda to dość komicznie :-) a tak poza tym - łysa. Za to ujawniła piękną muskulaturę, procentują górki padokowe :-)
Na ostatnia jazdę wysmarowałam Siwkę balsamem anty-owadzim o zapachu różanym (przy okazji było oswajanie, bo butelka prukała i dźwięcznie zasysała-wysysała powietrze), może niezbyt skutecznym, ale jakim pięknym :-) Pachniała z odległości kilku metrów... Jeszcze dziś rano zalatywała różami ;-)
Lokalny narybek:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz