Jeździecko Siwka nieodmiennie w roli głównej.
W sobotę Fisio dostąpił zaszczytu osiodłania. Dał popis Wybryków - znaczy wróciło do normy. Słusznie podejrzewałam onegdaj, że knuje :-))
Hucyk tylko pod narybkiem. Plus pierwsza sesja naziemna - narybek 9-letni poznaje tajniki 7 zabaw z koniem. Hucyk jako koń wprowadzający w owe tajniki, stanął na wysokości zadania :-)
Jazdy na Siwce i w sobotę, i w niedzielę. W sobotę wczesnym popołudniem na dużej łące. Prawie teren. Adekwatnie do przestrzeni, Siwe poczuło się koniem długim ;-) Była więc praca na kołach (np. wokół kępy żółtego kwiecia), łukach i serpentynach. W stępie. Propozycje kłusa grzecznie gasiłam w zarodku zgięciem bocznym :-) Ze 2 razy zsiadałam, żeby nagrodzić szczególnie ładne wykonanie czegoś tam.
W niedzielę powrót na okrągły wybieg. Kłusowania było co niemiara (z 10 minut ;-) O ile w stępie Siwe kroczy pięknie ustawione (hmmm... kroczy... jej stęp ma tempo hucykowego kłusa wyciągniętego ;-) to w kłusie wszystko się - na razie - sypie. Znaczy Siwe pędzi. Ale od czasu do czasu robi się w ładny łuczek, czyli jest szansa, że jeszcze będzie z niej koń ;-) Aby nauczyła się bardziej kontrolować swoje siwe emocje.
Nie próbowałam zwalniać Siwego pędu (dostała polecenie: kłusuj), tylko kierowałam ją na małe koło. Siwe od razu próbowało przechodzić do stępa, ale prosiłam o kontynuację kłusa. W efekcie siwe koła były nie dość że wolne, to na dokładkę w ładnej ramie (i wygięciu :-)
Zaryzykowałam też ze 2 razy komendę WHOA! z kłusa i wprawdzie nie było to błyskawiczne usiądnięcie na dupce, ale Siwe stawało :-) I cofało bez wodzy i nawet bez komendy głosowej; wystarczyło przenieść ciężar na kieszenie, mocniej obciążyć strzemiona i w razie potrzeby lekko zabujać nogami :-)
...Fisiowe Wybryki nastąpiły po mojej reprymendzie, że kupę można robić kontynuując zadany chód. Fisiu był zgoła odmiennego zdania i moje usiłowania, żeby łaskawie ruszył cztery litery nie odniosły skutku ;-) Ja wiem, że wzmiankowane cztery litery zajęte były akuratnie wydalaniem, ale bez przesady...! A jakby tak COŚ wylazło z naszych Strasznych Krzaków, to też by tak stał jak ciele...?
Skutek mojej reprymendy był taki, że Fisiu w bezruchu zrobił, co miał zrobić, po czym, jak nie ruszył...! Nagle przypomniało mu się, że popręg ściska, siodło na plecach się telepie a w gębę ma wetknięte wędzidło... Działo się. Wierzgi, bryki, wspinanie się, nagłe zmiany kierunku... Każdą co energiczniejszą czynność okraszał dzikiem kwiknięciem. Do tego płasko położone uchle.
Czekałam tylko, kiedy zwróci ku mnie swoje rozeźlone oblicze, ale Fisiu wściekał się jakby abstrakcyjnie, absolutnie nie przeciwko mnie, mimo, że to ja byłam sprawcą jego niezadowolenia. Ma Kolega resztki końskiej przyzwoitości ;-) Albo instynkt samozachowawczy :-) Parę razy już sobie dobitnie powiedzieliśmy do słuchu i Fisiu, wbrew pozorom, swoje miejsce w szeregu zna. Co nie przeszkadza mu, od czasu do czasu, wykonać małej demonstracji :-)
Wybuch trwał góra 5 minut, po czym Fisiu z obrazą na obliczu spokojnie kłusował po obwodzie okrąglaka. Obraza emanowała nie tylko z oblicza, ale i z całej Fisiowej postaci. Znamiennym i wiele mówiącym był fakt, że kolega trzymał się na obwodzie a nie, jak zwykle, blisko mnie, usiłując co i raz od-angażować się i wskoczyć do środka. Bo a nóż akuratnie mam dobry humor i dam ciasteczko, aha...?
Na koniec ciasteczko oczywiście dostał i od razu mu obraza majestatu minęła :-) Bardzo przekupny egzemplarz konia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz