...w sobotę jedynie co było końskiego, to odrobaczanie. Wichura taka, że w ogóle nie dało się na nogach ustać! Zwłaszcza, jak ktoś ma tylko dwie ;-) Konie jakoś dawały radę, ale już w piątek zostawiłam je na noc wszystkie pod wiatą, żeby miały kawałek ściany do ukrycia się. Bimbadła (wiszące na sznurkach pęki butli 5 l., taśmy budowlane, reklamówki...) pod wiatą tak fruwały, że waliły w podsufitkę...! Siwe trochę podrygiwało, ale w końcu i ona przestała zwracać uwagę, że dyndające i hałasujące przedmioty trącają ją co chwilę a to w zadek, a to w plecki...
Przy odrobaczaniu nie mogłam się zdecydować, od kogo zacząć (Siwe gdzie powędrowało, Fisio podszedł, ale zaraz odszedł, bo przypomniał sobie o jakichś nie-cierpiących-zwłoki sprawach ...), więc zaczęliśmy od małych ganianek... Bo to nagłe unikanie mojej osoby ani chybi miało związek z tym, co przyniosłam (4 tubostrzykawki i kantarek z liną, na dokładkę ;-) Jedynym nieunikającym był Hucyk wpatrujący się we mnie ochoczo. Ten tam wszystko zeżre ze smakiem, nawet pastę odrobaczającą ;-)
Siwe tak się rozbrykało, że zapodało serię wierzgów-bryków i boksów w locie przednią nogą :-) Fisiu też jej wiele nie ustępował w napowietrznych ewolucjach. Hucyk kawałek się przebiegł z wariatami, ale zaraz stanął w rogu padoku, bo sumienie miał czyste: on tam nie unikał mojej osoby, więc niby dlaczego ma teraz ganiać ;-)
Odrobaczanie poszło szybko, Siwe nawet szczególnie nie grymasiło, Fisiu trochę się skrzywił... Hucyk paszczę od razu rozdziawił i całą zawartość tubostrzykawki pochłonął bez mrugnięcia okiem. Mlaskał nawet sprawiając wrażenie zadowolonego :-) Najwięcej ceregieli było z Dziadkiem Heniem (stara wyga od razu połapał się w czym rzecz i Heńkowa głowa poszybowałam na wysokość 2,5 m ;-) Rozłożyłam odrobaczanie na 2 etapy: najpierw była sama zabawa ze strzykawką (opuszczanie głowy, drapanie strzykawką po ganaszach, wokół oczu, po wargach - tu oczywiście Heniu od razu wietrzył podstęp ;-), potem zdjęcie kantarka, chwila przerwy, znowu zabawa i załadowanie niemiłej treści go gęby. Mimochodem, przy okazji powtórnej zabawy. Nawet się Heniu niespecjalnie obraził za takie podstępne oszukaństwo. Zwłaszcza, że na koniec dostał do gęby marchewkę :-)
W niedzielę pogoda trochę lepsza (dopiero pod wieczór powiał wiatr z północy a w nocy mrozek, bo rano na końskich poidłach lód), wzięłam się w końcu za zwijanie ogrodzenia z siennej łąki. Bagatela, z 7 godzin się z tym bujałam...! Odwijanie, zwijanie, wyciąganie, taszczenie... ech! Potem jeszcze sprawdzanie i poprawianie ogrodzeń na kwaterach trawiastych, bo sezon tuż... Konie ożywione. Siwe wędrowało co i raz a to pod wiatę, a to za komórkę, żeby mieć mnie cały czas na oku... Czy już otwieram tę łąkę...?? Od czasu do czasu rżała ponaglająco...! Jak to Dzikie Jedne pamięta, co oznacza moje kręcenie się koło ogrodzeń... Trawa jeszcze szczątkowa, ale nich mają...! Puściłam je pod wieczór na środkową kwaterę. Ależ było radosne wściekanie się... :-)
Były wrzaski, kwiki, wierzgi, samo-ganianki... Ścigały się, fikały, wygłupiały, ganiały jeden drugiego... Szybko jednak przeszło towarzystwo do łapczywego skubania tego, co tam pojedynczego zielonego z ziemi powyłaziło.
Fisio tylko co i raz radośnie zrywał się do lotu, między jednym skubnięciem trawki a drugim... I w końcu się doigrał. Tak się tym pobrykiwaniem umęczył, że w którymś momencie, po radośniejszej serii podskoków z kwiknięciami, wziął się był i wywalił. Zamiast lecieć ratować, podnosić, sprawdzać, czy se czegoś nie ułamał, dostałam głupawego napadu radości. Tak się obśmiać z cudzego nieszczęścia, to ja się dawno nie obśmiałam... Ryczałam w głosu...
Fisiu, leżąc jeszcze, spojrzał na mnie z wyrzutem (jak Boga kocham: z wyrzutem!!!), wstał i podrałował prosto do mnie :-)
1 komentarz:
O, prosze jaki zbieg okolicznosci:) Ja tez odrobaczalam zwierzyniec w sobote. Specjalnie kupilam iwermektyne w tabletkach (vectin) co by hucek nie swirowal jak zwykle przy pascie, a tu gucio. Kucyk i oslica pozarli tabletki z reki i dopominali sie o wiecej, a temu cwaniakowi musialam upychac w jablkach, a i tak co tylko wyczul tabletke to elegancko wypluwal i nawet jablka juz nie chcial ruszyc;)
Prześlij komentarz