I znowu o Fisiu będzie, między innymi!
...bo wczoraj po pracy pojechałam, jak zwykle, na wieś. Na parę godzin zaledwie, nic z końmi nie robiłam. Za to dziś rano czekały mnie atrakcje: rano skoro świt wyłażę ci ja z chałupy a tu Siwe i Heniu wpatrują się jak sroka w gnat w dal, reszty zwierzaków nie widać... Ocknęłam się, rozglądam a te gady, Fisiu i Hucyk, hen na końcu łąk, pod drzewami-krzakami... Wyłam zrobili z padoku sypialnego...
Fisiu oczywiście tam, gdzie najbardziej nie wolno, czyli na nowo-założonej (na jesieni) łące, która dopiero co zaczyna puszczać młodziutkie niemowlęce źdźbła...! Gwizdnęłam, Hucyk od razu wystartował ku mnie wściekłym galopem, doleciał do sprężynowej bramki i czeka. Fisiu, Dureń Jeden, też chciał lecieć, ale był na jeszcze dalszej kwaterze niż Hucyk i na drodze stanęła mu tamtejsza sprężyna prądowa. A Wy Gady! Jak wiedzieliście, jak wyleźć, to teraz kombinujcie, jak wleźć. I najspokojniej w świecie zaczęłam rozrzucać siano, nawołując gwiżdżąco od czasu do czasu. Fisiu zebrał się w sobie i z prędkością światła myknął dołem pod swoją sprężyną (niezły baletmistrz z niego; myknąć dołem przy jego wzroście...!) i już-już miał żebrać pod kolejną bramką razem z Hucykiem żeby ich wpuścić, ale Mały już był po mojej stronie sprężyny. Czmychnął nie-wiadomo-jak, nie-wiadomo-kiedy... Fisiu tak się tym faktem skonfundował (jedzą, jedzą, WSZYSCY jedzą...!), że pomyliło mu się, pod którą bramką ma przelecieć, i przeleciał na kolejną kwaterę łąkową. Od razu się ożywił (o, ile tu trawy...!), zaczął skubać, ale gdy otworzyłam padok, momentalnie zameldował się przy mnie na baczność i już za chwilę gnał do siana :-)
O, taki incydent uciekinierski.
1 komentarz:
U nas Rita (1.7m w klebie, ok 700kg zywej wagi) kiedys uciekla z nocnego padoku nie robiac zadnych uszkodzen w pastuchu. A ze skakac potrafi jedynie na poziomie mlecznej krowy w zaawansowanej ciazy, do tej pory nie wiemy jak to zrobila. Od dolu jest jakies 30cm, miedzy linkami 70-80cm... dematerializacja czy co?
Prześlij komentarz