"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Na szybko
Telegraficznie:
- były Dzieci na weekend (Bebo + Narzeczony od Bebo)
- robota solidna odwalona
- konie objeżdżone (Siwka, Hucyk)
- ujeżdżalnia zbudowana (!!!), kolejny fragment korytarzowego padock paradise zbudowany :-)
Duma mnie rozpiera :-)
Jazda na Siwce jak zwykle super, najpierw na rozgrzewkę małe terenowanie po górkach, potem testowanie nowego placyku do jazdy szumnie zwanego ujeżdżalnią :-) Siwe jak stara wyga, elegancko na side-pullu chodzi; mało tego: wykazuje inwencję podsiodlaną i na przykład przy beczkach proponowała stop i ciuchnięcie beczki nosem :-)
Tak ładnie chodziła, że Bebo-Gośka chciała wsiąść, ale nie dałam. Siwe jest Mój Osobisty Koń do Jazdy i nikt mi się na niej woził nie będzie, ot co! A niech sobie Wyrośnięte Bebo bierze Fisia - bardziej jej rozmiarem pasuje ;-)
A poza tym stawiam przed Siwą cel ambitny: zaczynamy trenować do Western Pleasure (kto by pomyślał, hihihihihi... ;-) W związku w powyższym poważnie się zastanawiam, czy ujawnić na fotoblogu nasze najnowsze zdjęcia, bo wsiadłam na Urodziwego Siwca w stroju roboczym i na fotkach wyglądam, hmmmm, mało pleasurowo :-)))
Potem oko moje padło na Hucyka, więc przesiodłalismy się z marszu - sprzęt Siwkowy na Małego pasuje a że nikomu nie chciało się iść do siodlarni po ogłowie, Hucyk odbył pierwszą w życiu jazdę na side-pullu.
Zamknęliśmy się na początek na okrągłym wybiegu, wsiadłam sprawdzać, jak będzie, ale okazało się, że całkiem niepotrzebnie: Hucyk identycznie reaguje na pomoce zarówno w wędzidle, jak i bez niego :-) Bebo najpierw się ociągało, ale w końcu wsiadło i potem nie chciało zsiadać...! Tak się rozochociło jeździecko :-)) Chyba jej się dawne czasy przypomniały... Umęczyła Małego kłusowaniem, oj...! Mały sapał, ale ochoczo zasuwał. Może uznał w końcu, że mam rację i wypada schudnąć...!
Reasumując: Bebo zapowiedziało, że teraz ona na Hucyku jeździ i zaraz będą tu galopy odchodzić :-) Musiałam ją w końcu z Hucyka zgonić, żeby Narzeczony mógł spróbować jeździectwa ;-) Hucyk jest taki Koleś (a Narzeczony taki zdolny ;-) że od razu luzem, bez lonży, po paru kółkach stępa, kłusem pomykali :-) Bez strzemion, bo za krótkie były na Narzeczonego ;-)
A Hucyk zadowolony, łaził potem za nimi, sztuczkami się popisywał, w oczy zaglądał... Oczywiście zbisurmanili go ciasteczkami, zachwyceni, że taki fajny :-)
W niedzielę Młodzież od samego rana jeździć, jeździć! nawet mieli małe pretensje, że ich wcześniej nie obudziłam...! Chciałam, żeby sami sobie wzięli Hucyka, bo ja robotę miałam, ale Bebo zaczęło nudzić, żeby go z ziemi przygotować... Kazałam się jej pobawić, ale się wykręcała (a przecież wie jak...! kto ogierka-folblutka osobiście robił...? ona sama przecie...!) Zagadnieniem pobawić się z koniem zainteresował się Narzeczony, co kilka razy w życiu konia z bliska widział...! Ależ było fajnie! Hucyk jest zwierzak niesamowity! Popatrzył na nowego Przewodnika i od razu zaczął naśladować jego ruchy; chodzili przodem, tyłem, bokiem, wkładali wskazaną nogę do opony, Hucyk podnosił oponę (pomysł autorski), właził na kawaletkę... Narzeczony - zszokowany, że konie takie fajne są i tak super można się z nimi bawić :-)
Tym razem nie wsiadałam; Młodzi śmiało side-pullowali po naszej nowej dużej ujeżdżalni. Hucyk chodził jak złoto :-) Narzeczony kłusował po całym placu, ćwiczył ruszanie, zatrzymania i cofanie. A także odangażowanie zadu z siodła... Dumna jestem z Hucyka, że taki współpracujący i żadnych numerów nie próbował wycinać :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz