Ot, skleroza. O końskich wyczynach bagiennych nie napisać...!
Któregoś dnia wychodzę ci ja rano, bo Bułce-Bibułce się zachciało siku (o chorendalnej 5.30) i przy okazji zerkam na konie. Pensjonaty ok, drzemią na okrągłym wybiegu, ale naszych nigdzie nie widać. Ki diabeł?
Zachciało się nam robić rajskie padoki to tak się ma ;-) Jakby siedziało toto zamknięte w jednym miejscu to by nie było problemu. A tak to może się rozłazić po ranchu i weź tu ich szukaj, człowieku...
Ocknęło mnie momentalnie, wróciłam do domu zmienić kapcio-klapki na kowbojki (co przy koszulo-sukience nocnej wygląda wcale-wcale oryginalnie), capnęłam saszetkę z łakotkami i dawaj w teren. Jeden zerk na łąkę wystarczył, by zauważyć, że słupki wzdłuż rzeki leżą. Koni ni widu, ni słuchu. Gwizdnęłam po naszemu. Najpierw nic, ale po chwili z trzcin wynurzyła się siwa głowa. I zanurkowała z powrotem. Powtórzyłam gwizd i po chwili usłyszałam, jak cielska przedzierają się przez chaszcze. Towarzystwo wylazło z szuwarów i przewędrowało grzecznie na padok zgrabnie przekraczając leżące taśmy z prądem. Na końcu przybył Fisiek; cały wytytłany w błocie, głowa w pajęczynach, w grzywie kupa rzepów, mina zadowolona: jam to, nie chwaląc się, sprawił :-)
Wyłączyłam prąd i z pół godziny bujałam się z naprawianiem ogrodzenia. Towarzystwo oczywiście znów polazło w bagno obżerać się nadwodną roślinnością, ale na moją prośbę grzecznie wrócili na padok. Te naturalne konie to są do niczego, nawet uciec porządnie nie potrafią ;-)
Scenariusz niby-uciekania powtórzył się jeszcze dwukrotnie a największy zapał do wycieczek przejawiał, oczywiście, Fisiek. Wypuszczał się najdalej, ale za każdym razem na gwizd grzecznie wracał na padok. W końcu mi się znudziło (a ponadto mieliśmy łączyć stado), przycięłam chaszcze, żeby elektryzator lepiej działał. Jednakowoż przesunęłam ogrodzenie częściowo w błoto. A niech mają to swoje bagno ulubione :-) Jak woda trochę opadnie, obejdę to ich uroczysko, bo coś mi się wydaje, że rzeka ma tam swoje zakole i jeśli nie ma brodu umożliwiającego prawdziwą ucieczkę, to zrobię zwierzakom stały dostęp do rzeki :-)
3 komentarze:
Nasze naturalne najdalej się wybrały do sąsiada, a najwieksza slaska kobyła kiedys przeszla miedzy pastuchem (slowo, nic nie zerwane, dolna linka tylko lekko naciagnieta)i o 5 rano zaczela chrupac trawe pod nasza sypialnia, czym skutecznie nas obudzila skonczyla swoja wyprawe :)
Brat naszego hucka też nam kiedyś wywiał pomiędzy taśmami pastuchowymi, nawet śladu nie zostawił, którędy. Ale żeby tak ślązak wielgachny? Cwaniak musi być :-))
Była opcja że poszła górą? Tyle że ona skakać ni w ząb nie potrafi, i żeby tak 1.4 z miejsca zrobiła to ja w życiu nie uwierzę :)
Prześlij komentarz