Jakoś tak nic szczególnego się w weekend nie działo... Za bardzo nie ma więc o czym pisać... Ale notkę dla porządku sporządzam, żeby nie było gadek od Czytelników ;-)
W sobotę odrobaczyłam całe stado, więc przez 2 dni latałam z taczką-dwukółką i sprzątałam, z przeproszeniem, kupy... Jakieś tam deski poprzenosiłam z kupki na kupkę (te do zabezpieczenia roztworem soli, te do pomalowania olejem od spodu, te na wiatę, te na stajnię...). Trochę poczytałam. Nad rzekę nie chciało mi się iść, sprawdzać, czy woda opadła, bo i tak tamtejszy padok odłogowany obecnie... Jeździć też mi się nie chciało (a na dokładkę boli mnie kręgosłup. STAROŚĆ chyba), choć hucek coś tam sugerował...
Jakiś taki wybitnie rozmamłany weekend to był...
A, no i Szaman zgubił obrożę na owady... Też mi się nie chciało szukać... Mała strata; w obroży, czy bez i tak muchami był oblepiony ;-)
2 komentarze:
O matko, ale z ciebie LENIUCHA....
Nooo... TERAZ oczywiście mam ochotę pojeździć i w brodą sobie pluję, że w weekend koni nie tknęłam... I moge pojeździć: na krzesle obrotowym w biurze, fuj :-(((
Prześlij komentarz