"Pracuj nad sobą a z koniem się baw" Pat Parelli

poniedziałek, 19 lipca 2010

Bezsens jeździecki mnie ogarnął

Zastanawiam się tylko, czy to przejściowe...? Bo mam coraz częstsze nawroty nie chce mi się jeździć, bo i po co...

W piątek na wieś wyruszyliśmy gromadnie, w 5 osób. Po drodze złapała nas ulewa (lało od Łomianek do Modlina), mieliśmy nadzieję, że na wsi też lunęło, a tu guzik. Owszem, popadało, ale niezbyt obficie, więc nadal było duszno i sucho... Na miejscu od razu powstał straszny zamęt organizacyjny, w którego wpadłam sam środek. Część towarzystwa (Ala z Gośką + dzieciaki z sąsiedztwa poszli sobie pojeździć, ja niestety, musiałam, zająć się domem). Zdążyłam jednakowoż zajrzeć za stodołę i zobaczyć, jak Gośka jeździ na Niku. Na początku dziecię miało cykora, bo od paru lat w zasadzie nie jeździ (wsiądzie może raz na pół roku) a Nika jeździecko nie zna. Obie tak mamy, że do cudzych koni wyrywamy się z niechęcią ;-) Ala wzięła więc Gośkę na długą linę, trochę pokłusowały a potem były galopy. Gośka była z siebie dumna, chodziła nabzdyczona jak jaki paw albo i indyk a następnego dnia też zażądała jazdy ;-) Jazdę prowadziłam ja (na początku bebo kazała się wziąć na linę) a ponieważ z Nikiem bawiłam się tylko raz, więc niezbyt dobrze znam typa. Typ kręcił nami jak chłopem w sądzie ;-) Najchętniej by stał i się miział w środku koła. Cóż, ostatnio konie kojarzą mnie głównie jako ubijacza much. Lider, jaki lider...??

Na hucka udało mi się wsiąść raz, w sobotę o 7.00 rano, po 3 godzinach snu. Formę oczywiście prezentowałam kwitnącą i takaż była nasza jazda ;-) A raczej pseudo-jazda, bo snułam się na małym bez sensu, wręcz żałośnie. Mały oczywiście od razu się zniesmaczył, że co to ma niby być...? Zaczął odstawiać jakieś niby-wypłochy, poszliśmy więc na okrąglaka ustalić pewne sprawy. Po raz pierwszy było okrążanie w galopie, skoro kolega miał ochotę na aktywność i emanował energią... Ruszył ostro z kopyta, chyba myślał, że galop to był jego pomysł i mnie zaskoczy albo i zastraszy ;-) Gdy ze 2 razy poprosiłam o zmianę kierunku i kontynuację galopu, mały zaczął podejrzewać, że to chyba jednak nie on tutaj klocki rozdaje i zaczął z irytacją wywijać głową, o mały włos się nie wyglebił. Raz nawet próbował do mnie podbiec z groźnym obliczem, a nóż się przelęknę...? Śmieszny taki... W końcu się uspokoił, wyparskał, gębą wymielił, wsiadłam przejechałam kawałek i skończyliśmy.

Ala wsiadała na Siwkę raz, w piątek po nocy! Żeby Siwka nie odwykła. Gośka była w końcu świadkiem, że na Siwce da się jeździć a mimo to kręciła głową z niedowierzaniem... Ala jeździła prawie po ciemku, na najdalszej łące, nad rzeką, która zawsze była dla koni straszliwa, bo tak gęsty busz brzegi porasta. A w buszu pewnikiem coś siedzi... (przynajmniej Szaman zawsze tak twierdził i zawsze wracał stamtąd z kwikiem, galopem). Siwe tak się bało, że od niechcenia co i raz w czasie jazdy łapało w gębę jakiś badylek, w charakterze przekąski :-)

5 komentarzy:

www.pferdetag.bloog.pl pisze...

Moja konia to też taka kombinatorka i powiem szczerze, że musiałam się nauczyć, iż nie mogę jej pozwolić "w kaszę dmuchać", ale to naprawdę trudne :)

www.pferdetag.bloog.pl pisze...

PS. Dodałam do linków na moim bloogu.

edka pisze...

Już do Ciebie zaglądnęłam :-)

Anonimowy pisze...

"nie chce mi się jeździć" dopada mnie zwłaszcza w takie upały. Czasem patrzy się na obrazki w necie, innych jak wymiatają, ale jak przyjdzie co do czego, to myśl o finezji jest jak myśl o wstaniu rano z wygodnego łóżka :-)

cześć :)
hanzia

edka pisze...

Zaraz tam o finezji ;-) Mnie się W OGÓLE nie chce wsiadać. W zupełności mi wystarcza, że się pomiziamy pod kasztanem... Żeby tak jeszcze one jakieś poważniejsze problemy nastręczały, te moje konie... A tu nic, IDEAŁY CHODZĄCE :-)))