Po kolei w wielkim skrócie:
Kursu PNH w Gawłowie nie będzie :-((( Państwo K. walnęli tak zaporowe ceny, że szkoda zachodu z przecieraniem nowych szlaków, lepiej siedzieć na starych śmieciach kursowych, czyli w Celbancie... Oblubieniec zeźlił się jak diabli, bo ze wstępnych ustaleń wynikało, że będzie o wiele taniej i w ramach odreagowania, zamiast kontynuować układanie płytek ceramicznych, musiał sobie pograć na play-station ;-)
Hucek wystartował do mnie z zębami - zaimitował atak, gdy poprosiłam o podanie nogi w czasie konsumpcji siana - rzucił się strasząc bardzo sugestywnie, zawarczał, kłapnął zębami tuż koło mnie i próbował zwiać, ale że było to w stajni, daleko nie uciekł i dosięgła go karząca ręka sprawiedliwości, czyli expressis verbis dostał ode mnie z zadu ;-) Rzucił się do ucieczki w kierunku Szamana a ten przyatakował go przez deski z wyszczerzonymi zębiskami. Mysz wzięty w dwa ognie natychmiast skapitulował. Zmemlał gębą, głowę opuścił, uszy odkleił od głowy i postawił na sztorc, zrobił uległą minę jak przystało na grzecznego konika... Najwyraźniej chów bez-stresowy koledze nie służy... Po reprymendzie chodził jak szwajcar, miejsca ustępował na dotknięcie sierści, nóżki podał jak aniołek... Stanowczo musimy wrócić do ćwiczeń, bo nie będę tolerować małego potworka we własnym obejściu... Jeszcze co komu zrobi...
Od jakiegoś czasu wyraźnie widać, że huckowa pewność siebie rozbuchała się do granic przyzwoitości; nikt nic od niego nie chce, żarcia dają do oporu, od czasu do czasu skrobią szczotką po pleckach, puszczają ze ślamazarą na padok, czyli jest i komu przydzwonić jak przyjdzie ochota (Niko dzielnie się opiera, ale wygryzienia sierści tu i ówdzie prezentuje...) Zaczynam dumać nad połączeniem kolesiostwa w jedno stado; Siwe zaraz spuści huckowi łomot i może się kolega uspokoi... Gorsza sprawa, że i Niko ulegnie pewnie złomotaniu, bo mimo, że Siwe już się na niego jakoś szczególnie nie szczurzy, to humory miewa (czyżby robiła się z niej alpha...? w sumie nie dziw by to był, jedyna klacz w tym towarzystwie...) No i co innego oglądać się przez deski lub drągi, a co innego stanąć z gościem oko w oko na ubitej ziemi ;-)
Niko mnie przestraszył wczoraj na pół-śmiertelnie. Niosę siano, patrzę a ten leży. Mróz -10 stopni, siano niedojedzone a ten spoczywa na śniegu. Podeszłam, zaczęłam go oglądać ze wszystkich, obmacywać, żeby sprawdzić, czy aby hucek go nie obił albo znaczniej nie uszkodził (gadzina mała potrafi, potrafi...) albo czy nie daj boże kolka jaka...? Na pierwszy rzut oka wszystko było ok, oddech spokojny, spojrzenie maślane (jak zwykle)... W końcu po kilku minutach powstał, ale stanął tak jakoś dziwacznie, przednie nogi wysunięte, zadnie zostawione hen z tyłu... Od razu wpadłam w panikę, że ochwat... Ale niby z czego by ten ochwał miał być...??? A kolega porozciągał się przez chwilę, pobujał na boki, w końcu trzepnął głową, ożywił wzrok i dziarsko pomaszerował do siana... No ludzie, żeby stary koń ucinał sobie drzemki w ciągu dnia jak jaki źrebak...??? Nie na żarty mnie przestraszył...
A Oblubieniec powiedział mi potem, że Niko często sobie tak poleguje, wyluzowany... A to nie można mnie było uprzedzić...?? a jakbym tak walnęla tam na zawał z przerażenia... ;-)
Dziś w końcu ruszyła budowa stajni! Mamy nowego wykonawcę (kolejnego), z którym przedwczoraj czyniliśmy ustalenie a już dziś robota ruszyła... Miejmy nadzieję, że mróz się w końcu uspokoi i nie trzeba będzie przerywać prac (wczoraj było -17 stopni...)
Mamy nową psinę o roboczym imieniu Glisia (od glisić się, czyli wić i łasić, nisko przy ziemi - nie wiem, czy istnieje takie słowo w słowniku jęz. polskiego. W naszym słowniku funkcjonuje, obok rozlicznych innych neologizmów ;-) Glisia napatoczyła się Oblubieńcowi, gdy wracał wieczorem z zaprzyjaźnionej stajni. Wyskoczyła mu na drogę a gdy wysiadł z samochodu zaczęła się glisić pod nogami... Oblubieniec nie miał innego wyjścia, jak załadować zwierzątko do samochodu i przywieźć do domu...
Glisia wygląda jak miniatura-poczwarka owczarka niemieckiego w wersji Oświęcim :-( Mały, koślawy, obciągnięty skórą psi szkielet. Gdy Glisia biegnie, każda łapka żyje własnym życiem, tzn. wywija się bardzo dziwacznie w różne strony. Mimo to Glisia utrzymuje zadany ciału kierunek ruchu, ba nawet zwinnie podskakuje radośnie koło człowieka. Koni się w ogóle nie boi, leżącego Nika obszczekała (gdy wstawał, odsunęła się z szacunkiem), ale do hucka podeszła śmiało i zaparkowała (ku mojej zgrozie) opierając się o jego zadnią nogę! Na szczęście hucek tylko się skrzywił i dalej jadł siano. Ponadto Glisia ma niewiarygodnie długi szczupły pyszczek. I oczywiście śmierdzi.
Urządziliśmy jej schron najpierw pod domem (w osłoniętej psiej klatce wymoszczonej sianem), a wczoraj, z racji mrozu, przenieśliśmy do stajni i umieściliśmy koło Siwki.
Zapoznanie z naszymi psami (początkowo przez kraty klatki) zniosła godnie; Monkę zignorowała, na Fućkę nawarczała, dopiero Bobek rzucił ją na kolana; doskoczył do klatki, rozdziawił paszczę, ryknął i Glisia momentalnie straciła cały bojowy animusz ;-) I dobrze, bo tylko dzięki uległości przeżyje w Gawłowie. Nasze psy nie atakują osobników nie-stawiających się... Glisia nie miałaby z nimi ŻADNYCH szans... Na moich oczach powaliły potężnego czarnego psa, który nieopatrznie zapędził się na nasze pole... Całe szczęście, że pies nie w ciemię bity; momentalnie ocenił swoje szanse i walnąl na glebę pokazując brzucho... Stare zaraz go puściły i tylko Monka pognała kawałek za umykającym pokonanym poszczekując i prezentując futro a la jeżozwierz... Taka zawzięta psia... Zapowiada się na niezłe ziółko; najmniejsza z miotu (teraz już widać, że będzie potężniejsza od Fućki Rodzicielki), od samego początku bardzo bojowa. Ulubienica Bobusia, który zapamiętale szkoli ją po całych dniach w rozmaitych psich technikach (walki, zaboru ludzkiego mienia, szarpania szmat i innych rzeczy, którymi da się majtać etc.)
Lepiej niech się Glisia ma na baczności. Docelowo będziemy szukać dla niej domu, bo nasi psi mogą ją wykończyć chociażby przypadkowo, podczas zabawy... Monka już jej ze 3 razy przydepnęła ogon nawet tego nie zauważając...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz