W pierwszy dzień Świąt zastałam Siwkę wieczorem w boksie (22.00) na leżąco. Gdy weszłam do stajni uniosła głowę, zbystrzyła wzrok, błysnęła białkiem (jak to dzika ;-) Ale nie wstała, więc wpełzłam do boksu. Siwe popatrzyło i z powrotem zwiesiło głowę. Pozwoliła mi ze sobą posiedzieć, pomiziać się i szeptać do uszka z 15 minut, zanim wstała. Pierwszy raz w życiu :-) Bardzo rzadko widuję ją na leżąco, a już żeby się do leżącej zbliżyć... Taki prezent na Święta :-))
A Gośce zrobiła podarek gryząc ją w but! Gośka wlazła na kostki siana ułożone wzdłuż siwego boksu. Usadowiła się hen wysoko, koło wiaderka z marchewkami i poczęstowała Siwkę. Siwe oczywiście dawaj kombinować, jak tu kolejną przekąskę pozyskać... Najpierw wyginała szyjkę w łuczek (ładny konik, ładny konik...), potem wyciągała łebek, w końcu zaczęła Gośkę nosem trącać i skubnęła zębem w trapera. Dziecięciu tak się ta siwa inicjatywa spodobała, że nagrodziła wyczyn marchewką. I już za chwilę było mamo, weź ją! Bo Siwe z uporem maniaka, jeszcze dobrze nie przełknęła a już Gośkowy but podskubywała ponownie. Nie pomagały zmiany pozycji, chowanie nóg pod siebie, próby unikania i manewrowania (dziecię o mało z siana nie glebnęło ;-). Siwka za każdym razem dosięgała tam, gdzie chciała. Nie ma to jak motywowanie do czynu żarciem... Ale żeby prawopółkulowca? Świat się kończy, Panie...
Święta minęły, jak to zwykle bywa, niepostrzeżenie. Czyli jak co roku, wiele hałasu o nic ;-) Aczkolwiek Święta na swoim to zupełnie inna bajka.
W pierwszy dzień (25.XII) mieliśmy... ewakuację siana. Ze stodoły oczywiście. W tygodniu puściły kolejne krokwie i złośliwy dach złożył się CENTRALNIE nad zgromadzonym sianem. Jakby nie mógł w innym miejscu. A najlepiej WCALE; mógłby przestać spokojnie do wiosny a nie cudować w zimie... I to jeszcze tuż przed Świętami!
Dzięki sąsiedzkiej pomocy (dwóch dorosłych i dwóch młodzieńców) calutkie siano udało się wydobyć spod zwałki. Ale do wiosny i tak nie dociągniemy. Trzeba będzie coś dokupić, żeby zwierzyniec nie stracił krągłości...
Siano częściowo zawala korytarz wokół Siwki a ta małpa co noc wciągała sobie CAŁĄ WIELKĄ KOSTKĘ do boksu. Spreparowałam więc że niby pastucha nad górną boksową deską, może Siwka nie wyczai, że to tylko prądowa atrapa ;-) To, co się nie zmieściło w stajni, zalega na środku stodoły, który to środek wygląda w miarę solidnie. Znaczy, może dostoi do wiosny...
Jesienne podchody ku poprawianiu budowli spełzły na niczym; wykonawca już był umówiony, kredyt wzięty a jak przyszło co do czego, okazało się, że w umówionej cenie ja miałam na myśli remont CAŁEJ stodoły a wykonawca jedynie postawienie konstrukcji nośnej... Nie ma to jak konkrety w biznesie ;-)
I tak oto powstał pomysł budowania stajenki drewnianej a sprawa stodoły zawisła w próżni. Ostatnio jednak poraziła mnie NAGŁA MYŚL, że przecież możemy postawić coś na kształt stodoły alternatywnej, która nie kosztowałoby 20.000 (lekko licząc...) I oto wygrzebałam na allegro w cenie całkiem niezłej tzw. blaszak... Przecież w Celbancie (olśniło mnie 2 dni temu) trzymają siano w blaszanej hali... Nam wielka hala niepotrzebna, ale stodółka na modłę garażu, czemu nie...? Już wysłałam zapytanie do Producenta, czy nie wykonałby wersji podwyższonej... Wprawdzie taki blaszak to twór dość obleśny, ale jakby go tak maznąć w kolorze brąz... Może byłoby toto wizualnie strawne... Albo z czasem jakimi drzewnianymi obladrami obłożyć...?
I tak oto przyziemnie wygląda życie właściciela stajni... Chciało się, to się ma... Udaję, że nie widzę zawiedzionych min moich starych koni, gdy odchodzę po rozrzuceniu siana czy napełnieniu poidła... Zazwyczaj wędrują za mna do samej bramki i sterczą tak, nawet gdy zniknę im z oczu (podglądałam przez dziurę w komórce, to wiem... ;-)
up-date:
Pan Producent stodoły alternatywnej właśnie mnie poinformował, że blaszak podwyższony byłby 4 razy droższy niż standard... O, i znowu mam nad czym myśleć, cholera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz