Ja to mam w życiu szczęście ;-) Nie ma to jak zachorować w odpowiednim czasie :-)
Dostało się 4 dni zwolnienia, obejrzało się nowe materiały edukacyjne :-))
4 levele w 2 dni! niby żaden wyczyn patrząc na objętość, ale za to ile nowych bodźców wzrokowych! Niby nic nowego, parę trafnych powiedzonek (who is whi in the ZOO; monkey SEE, monkey DO; THRUST is GOOD, CONTROL is BETTER...) a jednak materiały BARDZO fajne :-) W końcu rozjaśniły mi się kwestie jeździeckie, logicznie wynikają z wcześniejszych działań naziemnych :-)
Oprócz zagadnień związanych z PNH, zgłębiałam powtórnie Clintona Andersona (wszystko przez Kelly ;-) Poza drobnymi niuansami nie ma w jego naukach jeździeckich sprzeczności z Parellimi. Jest za to krok-po-kroku robienie fajnego, bezpiecznego konia westernowego.
No, Moje Konie! Może by się w końcu wypadało za Was wziąć? W swych zapędach do edukowania trzódki nawet ostrogi piękne westernowe (łagodne) zawiozłam na weekend na wieś (do tej pory ozdabiały mój miejski pokój) i zamontowałam na kowbojkach. I jeszcze przymierzyłam na hucka mecate reins (przez Pana Parellego zwanymi horseman's reins) i dopasowałam mu długość wodzy, bo te finesse, na których na nim jeżdżę są za długie (nawet te krótsze, Siwkowe). I na tym się skończyło ;-) Koniom się upiekło, bo padało no i nie wypadało moczyć sprzętu ;-)
Była tylko mała sesja wygłupowa w błocie (umiarkowanym) z moimi weteranami.
Najpierw wsadziłam Siwe na chwilę w chambon-gumę pokazać Ali plus sprawdzić, czy Siwe pamięta, jak się należy zachowywać w tym ustrojstwie (z półtora roku tego na sobie nie miała). Siwe błyskawicznie zrobiło się koń w ramie westowej :-)) Okrągłe, nos tropiący, dupsko jak u quartera... 2 kółka kłusem travelling CG w prawo, 2 w lewo i się rozebrałyśmy z patentu ;-) Siwka uwolniona z pęt emanowała energią, więc polatałyśmy kłusem chodem bocznym wzdłuż ogrodzenia padoku a nawet uwaga! galopem (3 foule). Najpierw na linie, potem bez liny. Jakoś tak spontanicznie poszło w kierunku ganianek (dawno tego u nas nie było), Fisiek od razu się do nas przyłączył, oczywiście od razu posłał we mnie tłusty zadek z kwiknięciem... były wściekłe galopy ze skakaniem przez stertę opon, ślizgi i inne wygibasy. Siwka walnęła nawet przede mną 3 razy małe dęba przybiegając na wezwanie... Tak się rozbawiła :-))
Uszargały się zwierzaki jak prosięta, ale mordy miały zadowolone :-) Sterczały potem oba koło mnie z dwóch stron ze zwieszonymi głowami; Siwe grzecznie z prawej, Fisiek niegrzecznie z lewej: ziewał, rozdziawiał paszczę, podawał mi jęzor i udawał, że pieszczotliwie smyra mnie noskiem a w rzeczywistości podstępnie polował na fragmenty mojej kurtki; niby się przytulał, ale powolutku-pocichutku brał do gęby i memlał a to patkę, a to sznureczek a to co mu się tam udało chyłkiem capnąć...
Ala oczywiście na Niku jeździła... Mimo deszczu... Ech, młodość... Gdybym ja, Panie, była w jej wieku...
;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz